2 - Rozdział 20

913 45 8
                                    

Ewelina:

Wracając do domu poprzedniego dnia, nie mogłam opanować tego dziwnego przeczucia, że wkrótce stanie się coś złego. Ciągle mnie to dręczy. A co się stanie? Nie mam zielonego pojęcia. Dzisiaj jest sobota, a ja nie śpię już od dziewiątej rano. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Może wrócę do nawyków z przed 2 lat i znowu wybiorę się na siłownię? Tak, to jest idealny pomysł. Wstaję z łóżka i zaczynam szykować się do wyjścia, myśląc jednocześnie o naszej rozmowie po wizycie Kamińskich u mojego chłopaka.

- Każdy pomysł może być przydatny - Rafał przeczesał trochę przydługie włosy opadające mu na oczy - ale to, co wymyślił Adrian, może okazać się najskuteczniejszym sposobem na zdobycie jakichkolwiek informacji.

- Zawsze warto spróbować - Kamila oparła się o fragmugę drzwi - No co ci szkodzi Ewelina? Tak naprawdę nie masz nic do stracenia.

Biorę głęboki oddech poprawiając się na kanapie. Chyba nie będę żałować. Nie, jednak będę. Sąsiedzi uznają mnie za jakąś idiotkę, ale trzeba jakoś pomóc Igorowi.

- Ok, zgadzam się, ale pod jednym warunkiem.

- Jakim? - Zapytali wszyscy chórem.

- Nie mówicie nigdy nic o tym Igorowi i nie bierzecie nikogo na litość.

- Ale to są dwa warunki, a mowa była o jedynym.

- Trudno, to będą dwa. Zaczynamy w sobotę.

Strasznie się stresuję, bo wiem, że to już dzisiaj. Będziemy chodzić i pytać dosłownie wszystkich czy coś widzieli. Jeżeli będzie trzeba to zapłacę każdemu z osobna. Skąd na to wezmę pieniądze?

Już wam mówię. Moja babcia Nina jako jedyna się mną interesowała gdy mieszkałam w domu dziecka. Chciała mnie zabrać do siebie, lecz w swoim malutkim mieszkanku nie miała zbyt dobrych warunków.

Kontakt zerwał nam się dopiero wtedy, gdy powiedziała mi, że moja biologiczna matka zakazała jej kontaktowania się ze mną, grożąc, że mnie zabije.

Wtedy babacia dla mego bezpieczeństwa coraz rzadziej mnie odwiedzała, aż w końcu przestała przychodzić. Rok temu dowiedziałam się, że mieszkanie tak naprawdę było przykrywką, a ona była bogatą wdową, która straciła męża w wypadku samochodowym. Dowiedziałam się też, że w spadku przepisała mi willę którą kupił dziadek i pieniądze.

Ale takiej sumy nie spodziewałam się nigdy w życiu. 100 milionów, które kiedyś należały do dziadka, teraz należą do mnie, a jeżeli chodzi o Igora zrobię wszystko aby wyszedł na wolność. Nie zawacham się przed niczym. Jest też jeszcze coś. Nikt nic nie wie. Nie mówiłam nawet mojej najlepszej przyjaciółce. Nie ma na to czasu i jest to zbyt ryzykowne jak dla mnie.

Wiążę włosy w wysokiego kucyka po czym nakładam buty i zostawiam Kamili karteczkę o miejscu mojego pobytu.

Niemalże zbiegam ze schodów, a wsiadając do samochodu uderzam się w kostkę. Ignoruję ból, który i tak minie. Skupiając się na jeździe włączam się do ruchu.

Po raz kolejny skręcam w prawo i dojeżdżam do celu. Parkuję samochód, co zajmuje mi chyba z pół godziny, bo parking jest zapełniony po same brzegi. Kiedy udaje mi się zaparkować, chwytam torbę z siedzenia i pewnym siebie krokiem ruszam do wejścia.

- Poproszę karnet na miesiąc - zwracam się do dziewczyny, która wygląda góra na dziewiętnaście lat.

- Oczywiście, proszę bardzo - podaje mi to, o co prosiłam, a ja płacę należną jej sumę. -Pani kluczyk do szafki - wyciąga rękę w moim kierunku.

Biorę od niej rzecz i zostawiam torbę w szatni po czym udaję się do sali. To będzie istna tragedia, bo przecież w końcu nie ćwiczyłam dwa lata, ale nigdy nie można się poddawać. Trzeba wierzyć w siebie i swoje siły.

Na początku podchodzę do bieżni, która jako jedyna jest wolna. Najpierw ustawiam najniższą prędkość i zaczynam biec.

Po pięciu minutach zwiększam prędkość, nie odczuwając jak narazie zmęczenia, ale gdy po piętnastu minutach prędkość jest trzy razy większa, zaczynam lekko dyszeć.

Dłużej nie wytrzymuję i schodzę kierując się do sztangi. Aż tak dużo siły ze mnie nie wyparowało i na początek decyduję się podnieść 50 kilogramów.

Wykonuję tą czynność dziesięć razy gdy w pewnym momencie słyszę nad sobą męski głos.

- Jak na początkującą nieźle ci idzie - brunet opiera się o ścianę z szelmowskim uśmiechem na twarzy i bezczelnie się we mnie wpatruje.

- Nie jestem początkującą - parskam ze śmiechem podążając po gumę w celu zrobienia kilkunastu przysiadów.

- Nie? To kiedy ostatni raz ćwiczyłaś? - mężczyzna ani na minutę nie spuszcza ze mnie wzroku.

- Dwa lata temu - odpowiadam szczerze między urywanymi oddechami.

- Czemu przestałaś? -  pyta nieco zdziwiony moją odpowiedzią - masz bardzo piękne ciało - skanuje mnie błękitnym spojrzeniem od stóp do głów.

- Dziękuję, ty też jesteś niczego sobie - czuję, że na twarzy pojawiają mi się rumieńce. - Będę się już pewnie zbierać. Mam dość na dzisiaj.

- Pójdziemy na kawę? - brunet z nadzieją czeka na pozytywną odpowiedź.

- Czy ty proponujesz mi randkę?

- Tak, chyba tak - odległość między nami niebezpiecznie maleje.

- Przepraszam, ale mam chłopaka - odsuwam się do tyłu - i muszę mu pomóc.

- Skoro ma problemy to niech sam je rozwiąże - mówi całkowicie poważnie.

- Ma, ale niewinności sam nie udowodni - syczę przez zęby, bo facet zaczyna mnie denerwować, choć jest przystojny, ale Igor jest o wiele lepszy - do widzenia.

Odwracam się na pięcie i wychodzę słysząc krzyk tego dupka.

- Jestem Filip!

Po szybkim przysznicu szukam telefonu aby sprawdzić godzinę, lecz znajduję zupełnie coś innego. A co znajduję?
Karteczkę z jego numerem telefonu...

Ten Jedyny / ReTo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz