Rozdział 28

2.9K 113 5
                                    


Mimo starań nie zdołałam zasnąć, a moje myśli wciąż krążyły wokół miasta w którym prawdopodobnie przebywa Brad. Postanowiłam, że nie mogę tak czekać i mimo zakazu nie mogę siedzieć bezczynnie. Od razu sprawdziłam rozkład według którego odlatują samoloty z najbliższego lotniska w stronę Los Angeles...

Najbliższy odlatuje za 3 godziny, jeśli naprawdę się postaram to zdążę na ten lot, mimo tej godziny wyjmuję telefon i dzwonię do Jennifer.

-Hej, jest może z tobą Alex?

-Tak, siedzi w kuchni, a coś się stało? Tak szybko ostatnio wybiegłaś...

-Nieważne, może potem ci opowiem, potrzebuję waszej pomocy.

- Jasne, mów o co chodzi.

- Lecę do Los Angeles, potrzebuję pomocy w ogarnięciu biletu i tych wszystkich spraw na najbliższy lot, podobno Alex ma znajomych którzy to przyspieszą.

-Jen nie możesz tam lecieć sama rozumiesz ?! Lecę z tobą nie ma innej opcji...

-Nie możesz tam lecieć i nawet nie staraj się mnie przekonać!

-Będziemy u ciebie za godzinę...

Po tych słowach nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo osoba po drugiej stronie odłożyła słuchawkę.

Wpadłam do garderoby z prędkością światła i do najbardziej pojemnego plecaka spakowałam najpotrzebniejsze ubrania i akcesoria na najbliższe dni, wychodząc zgarnęłam wszystkie kosmetyki z toaletki i zeszłam na dół coś zjeść.

Nikogo nie było, więc postanowiłam napisać list, aby nie zaczęli od razu mnie szukać.

Kochani Tato i Kate

Nie martwcie się o mnie, muszę załatwić jedną sprawę, ale obiecuję że wrócę jak tylko to zakończę, kocham Was.
                                                 Hope

Ten czas upłynął naprawdę szybko i jak tylko wszystko zebrałam przed drzwiami zatrzymał się samochód a z niego wybiegła Jennifer, to pewnie samochód Alexa.

Pomogła mi zebrać plecak i zamknąć dom, a po chwili już siedzieliśmy w samochodzie.

-Co robi tutaj ten plecak? - zapytałam wskazując na bagaż leżący obok mnie na tylnym siedzeniu.

-Lecę z tobą - odpowiedział mi stanowczym tonem Alexander.

-Nie możesz, nie mogę cie narażać na jakiekolwiek niebezpieczeństw, lecę sama...

-Uspokój się, bo i tak niczym nas nie przekonasz, nie ma nawet opcji żebyś leciała tam sama i nic nie zmieni naszej decyzji.

Reszta drogi minęła nam w ciszy, ku mojemu zdziwieniu nie zatrzymaliśmy się przy lotnisku, ale wyjechaliśmy z miasta i zmierzaliśmy w nieznanym mi kierunku.

Samochód zatrzymał się na jakimś wielkim polu ogrodzonym jedynie cienkim płotem, a wkrótce na horyzoncie ukazał nam się samolot zmierzający wprost na nas.

-Lecimy tym samolotem, Jenny weź mój samochód i wstaw do garażu, adres masz przy kluczykach, Hope po prostu wsiądź resztę opowiem ci w drodze. - poinformował nas o wszystkim Alex, a my jedynie słuchałyśmy jego poleceń.

Pożegnałam się z Jennifer i udałam się do samolotu, który wylądował na polu tuż przed nami.

Samolot wystartował, a ja stwierdziłam że to czas aby wytłumaczył mi o co chodzi.

-Możesz mi do cholery wyjaśnić, o co tam ze mną lecisz i jak w ogóle masz zamiar tam przebywać?!

-Spokojnie, chcę ci tylko pomóc, to samolot mojej rodziny. W Los Angeles moi znajomi pozwolili nam mieszkać w ich mieszkaniu, resztę dowiesz się na bieżąco...








Hejka, z góry przepraszam za tak długą nieobecność i nieregularne rozdziały, ale piszę kiedy tylko mam wiecej wolnego czasu. Rozdział krótki, ale obiecuję że od połowy kwietnia zabieram się od razu za pisanie. Mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do końca ❤️

Poprawione przez: kingsiaz

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz