Rozdział 68

2.2K 84 4
                                    

Obudziło mnie przyjemne muskanie po ramieniu. Podniosłam powieki i zobaczyłam piękne czyste niebo, a razem z nim panoramę budzącego się miasta. Jednak najpiękniejszym elementem tej układanki był Brad kucający obok łózka w samych jeansach i olśniewający tak cudownym uśmiechem, ale dziś był jakiś inny. Wydawało mi się, że widzę w nim jakby więcej czułości, troski, miłości.

-Dzień dobry księżniczko.

-Dzień dobry mój książę. Wyspany?

-Wyspany. Wybacz, że tak budzę, ale za chwilę twój tata będzie dzwonił, daję głowę, że właśnie panikuje w domu dopinając wszystko na ostatni guzik.

-A ty nie panikujesz na myśl, że masz spędzić cały dzień ze mną i niemowlętami?

-Tylko dzień?

-A to kwestia do przemyślenia, aleee wracając to ja się trochę boję.

-To przestań, coś czuję że będą aniołki jak ich starsza siostrzyczka.

Wstał i złapał mnie na ręce zanosząc do kuchni i całując po drodze, a później posadził na blacie wyspy kuchennej.

Siedziałam w jego za dużej koszulce i przyglądałam się jak przygotowuje dla nas śniadanie, a przy każdym ruchu jego mięśnie się poruszają. Stanęłam za nim i przytuliłam się do jego ciepłej skóry, ale odsunął się ode mnie i wyszedł z kuchni, a ja nie wiem o co chodzi, więc jedyne co zrobiłam to przewróciłam naleśnika, żeby się nie spalił i już miałam iść za nim, ale wpadłam w wielki bukiet róż.

-Brad? – wychylił się zza kwiatów z niby poważną miną, ale uśmiechając się. – A to z jakiej okazji? Tata kazał ci zamówić dla Kate czy co?

-Oj zapomnij na chwilę o Kate, o tacie, o wszystkim. Teraz jesteśmy my i tylko my. Jesteś jedyną osobą, która wie o mnie wszystko i z którą jestem w stu procentach szczery. Chciałem to już wcześniej zrobić, ale wyszło jak wyszło i myślę, że skoro teraz jesteśmy już że sobą blisko w każdym tego słowa znaczeniu, chciałbym ci podziękować, za to że jesteś i dać taki mały prezent.- Wystawił w moją stronę kwiaty, a w drugiej ręce trzymał kwadratowe, ładnie zapakowane pudełeczko.

-Co to?

-Otwórz i sama się przekonaj. - podniosłam pokrywkę prezentu i zobaczyłam komplet kluczy i breloczek z naszymi imionami.

-Mam się wprowadzić? - zapytałam, ale trochę niepewnie, bo nie wydaje mi się to najlepszym pomysłem w takim momencie...

-Nie, znaczy... Wiem, że to bez sensu bo oboje wyjedziemy na studia, ale chcę żebyś wiedziała, że to też twoje miejsce i możesz tu przebywać, kiedy tylko będziesz mieć taką ochotę.

Położyłam kwiaty i mocno się w niego wtuliłam. Kiedy spojrzałam w jego oczy widziałam ten samy błysk troski, ale też niepewności. Nie wiem do końca, ale nie na codzień oddaje się komuś cześć swojego domu, pewnie dlatego...

-Kocham cię, wiesz o tym?

-Gdybym nie wiedział, pewnie by nas tu nie było. Ale naleśniki też kocham, a nasze aktualnie są w postaci węgla.

-Jezus Maria!  - odwróciłam się i wpadłam do kuchni, która zaczęła zachodzić dymem i zarzuciłam patelnię z ognia.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz