Rozdział 62

1.9K 90 25
                                    

Tym razem były to łzy szczęścia, Jen od razu mnie przytuliła, a ja starałam uspokoić. Jeszcze nigdy nie przeżywałam aż takich emocji. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie moja przyjaciółka. Nawet sobie nie wyobrażam, że mogę ją stracić…

Wzięłam telefon i przeprosiłam Adama, ale wciąż nie miałam żadnej odpowiedzi od niego.

-Hope, myślę że mimo wszystko powinnaś iść do lekarza.

-Tak, chyba tak zrobię. Zadzwonię do lekarki Kate, to naprawdę miła kobieta.

Tak też zrobiłam, a kobieta poprosiła, żebym przyjechała za dwie godziny. Jen mnie zawiezie, obiecała że będzie przy mnie cały czas, a już na pewno nie pozwoli prowadzić samochodu w takim stanie.

Ubrałam się i wymalowałam tak, żeby nie było widać tego co przeżywałam przez ostatnią dobę. Kosmetyki mnie nie zawiodły i z powrotem wyglądałam jak pełna życia kobieta. Szkoda, że wewnętrznie jestem skończona…

Rodzina jest w hotelu, będzie dopiero na obiedzie u nas w domu, więc nie musiałam znosić tych wszystkich spojrzeń, a rodzicom powiedziałam, że jedziemy po coś do sklepu. Mama widocznie coś podejrzewa, ale tata widzi jak się czuję, więc odpuścił mi wszystkie pytania.

Zatrzymałyśmy się przed budynkiem, w którym byłam kilka miesięcy temu. Nic się nie zmieniło, jedynie w środku inne kwiaty i parę nowych ozdób.

Lekarka to przemiła kobieta, wizyta trwała jakieś 30 minut i wróciłam do Jennifer, która czekała przed gabinetem.

-To jakaś infekcja, nie znam się na tym wszystkim, ale po lekach wszystko wróci do normy.

-Mówiłam ci, że wszystko będzie okej. Niepotrzebnie panikowałyśmy.

-Tak, wszystko będzie okej. Niepotrzebnie.

Powtórzyłam jej słowa, a myślami odleciałam już w całkiem inne miejsce. Teraz będę się pewnie zadręczać myślami ,,co by było gdyby”, Ale cieszę się, że nie doszło do tego ,,gdyby”. Może i jestem dorosła, ale to co się wczoraj działo, niejednego dorosłego by rozbiło.

Jen zabrała mnie do Sally’s na moje ulubione lody. Przynajmniej oderwała mnie trochę od tych wszystkich myśli. Później wpadły Amy z Allice i Nathalie. Opowiedziałam im w skrócie o mnie i Adamie, też zrobiły wszystko, żebym zajęła głowę czymś innym i muszę przyznać, że im się udało.

BRAD POV.

-Możesz mi do cholery powiedzieć co ty robisz?!

-Musimy pogadać.

-Mogliśmy u mnie w domu, a nie wywozisz mnie nie wiadomo gdzie…

-Uspokój się, nic ci nie zrobię.

-No uważaj, bo się jeszcze przestraszę. Adam na serio, czego tym razem chcesz?

Nie odpowiedział mi, a ja układałam w głowie te wszystkie wydarzenia. Boże, nawet nie chcę myśleć, co Hope teraz przeżywa, dwie godziny temu się dowiedziała, że to jej rodzina, a on zamiast się zachować jak facet, to wybiegł jak ostatni tchórz… Nawet nie zdążyłem się przebrać, mam resztki popcornu na spodniach, ale ten idiota zaparkował mi przed domem i właśnie jestem tu gdzie jestem.

Może i za sobą nie przepadamy, ale tego akurat mu współczuję. Gdyby mnie coś takiego spotkało, nie wiem co bym robił. Już raz straciłem Hope, więc wyobrażam sobie co on czuje, po tym co razem przeżyli.

W końcu zatrzymał swój samochód w jakiejś dziurze za miastem.

-Wysiadaj, pogadamy.

Wysiedliśmy z auta nad jakąś rzeką, dookoła nie było żywej duszy. Kurde, czyżby planował mnie zamordować? A może chce żebym był świadkiem, jak on rzuca się z mostu?

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz