Rozdział 29

3.3K 111 1
                                    

Resztę lotu przebyliśmy w ciszy, nie miałam ochoty z nim rozmawiać, nienawidzę kiedy ktoś wie o całej sytuacji, a nie raczy mnie o tym informować…

Widocznie w te dwie godziny musiał to wszystko załatwić, ale dręczy mnie jedno pytanie. 

Dlaczego on to dla mnie robi?

Pewnie to ze względu na Jennifer, ale nie mam czasu myśleć, bo samolot ląduje na dachu jakiegoś wieżowca, a Alex pomaga mi wysiąść, tuż po tym samolot znika w oddali, a chłopak kieruje mnie przez korytarze jakiegoś budynku.

Wkrótce otwiera przede mną jedne z drzwi a moim oczom ukazuje się wielki apartament z widokiem na całe miasto. 

-Twój pokój jest po lewej, będziesz miała widok na wschód słońca, cała szafa jest do twojego użytku, ubrania są nowe mam nadzieję że będą pasowały. 

-Jak ty to wszystko…?

-Nie ważne może kiedyś się dowiesz. – trochę mi przykro że tak się zachowywałam w samolocie, teraz widzę, że on się stara, a ja zachowuję się jak jakaś księżniczka. 

Chłopak poszedł w prawo jak się domyślam do swojego pokoju, a z moich ust nagle padło ciche słowo dziękuje.

Myślałam, że tego nie słyszał a jednak on się odwrócił i lekko uśmiechnął. 

-Nie musisz mi dziękować, naprawdę, gdybym był ci potrzebny jestem w siłowni, pierwsze drzwi na prawo. 

Aha, czyli siłownia… to znak że muszę zacząć ćwiczyć. 

Nie zwracając uwagi która godzina idę znaleźć łazienkę, jak się okazało jedną z największych i naprawdę pięknych pomieszczeń tego apartamentu.

Nawet nie wiem dokładnie, która godzina, ale jest już ciemno, więc idę prosto do swojego pokoju i jedyne o czym myślę to chwilę odpocząć.

Przykrywam się swoją miękką kołdrą w pokoju panowała kompletna cisza, jedynie słyszałam szum wody, pewnie to Alex bierze kąpiel po treningu.

Leżąc wpatrywałam się w panoramę miasta, widziałam jedynie przewijające się światła samochodów i słyszałam pojedyncze klaksony.

Na ścianie zauważyłam zegar, dochodziła już 23. Wtuliłam się w poduszkę i miałam zamiar zasnąć, ale przez ścianę z mieszkania obok przeszkodził mi dzwonek telefonu.

No nie powiem, ale ściany to tutaj grubością nie grzeszą…

Wreszcie ktoś łaskawie odebrał i ten denerwujący dźwięk ucichł. 

Po chwili odezwał się znajomy, kobiecy głos , ale nie wiedziałam skąd go kojarzę…

-Nie mamy go… Tak wiem, że czas leci! Do jasnej cholery wiem! Nie moja wina, że zaczynają węszyć… Poradzę sobie, najwyżej wcześniej chcą rozpocząć zabawę… Tak chcą pogrywać, to nie ma problemu, ty zajmij się tym gnojkiem…

Boże, na pewno znam ten głos!

Nie mam pojęcia skąd.. Usłyszałam jedynie trzask sąsiednich drzwi i zapanowała kompletna cisza, nie chciało mi się już na dzisiaj myśleć, pewnie tylko coś sobie ubzdurałam…

Obudził mnie dzwonek do drzwi, chciałam wstać, ale słyszałam że Alex już wstał.

-Dzień doby, przepraszam, że tak z rana przeszkadzam…

Jak tylko usłyszałam ten głos, zerwałam się na równe nogi i zawinęłam się w szlafrok z ogromnym kapturem…

Tak zawinięta potoczyłam się do kuchni i po drodze dyskretnie patrzyłam w stronę drzwi, ten widok mnie zszokował, z Alexem rozmawiała Alice…

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz