Rozdział 41

2.7K 98 22
                                    


I szarpnął rękaw swojej kurtki, a później wyciągnął ją zza moich pleców i wysiadł z samochodu. Siedziałam i myślałam, czego ja idiotka oczekiwałam. Wysiadłam z samochodu i poszłam prosto do domu nie zwracając na niego szczególnej uwagi, a on podążył za mną. Porozmawiał chwilę z rodzicami i jak co dzień pożegnał się i wyszedł. Jutro będzie siedział u mnie od 8, bo i tata, i Kate idą od samego rana do pracy.

Poszłam do siebie, wzięłam szybki prysznic, a później zasunęłam rolety i położyłam się na łóżku. Sprawdziłam telefon, ale poza kilkoma powiadomieniami nie miałam żadnych wiadomości. Postanowiłam, że napiszę do Adama.

Do Adam:

Przepraszam za niego, nie wiem co dzisiaj mu odbiło…

Od: Adam

Nic się nie stało, rozumiem go doskonale.

Do Adam:

Rozumiesz?? W jakim sensie?

Od: Adam

Nieważne. Śpij dobrze i do zobaczenia jutro.

Do Adam:

Dobranoc.

Odłożyłam telefon, bo dochodziła już trzecia w nocy i położyłam się spać. A przynajmniej zamierzałam to zrobić, ale cały czas myślałam o tym w aucie. Dlaczego ja wtedy się nie odwróciłam, tylko siedziałam i czekałam aż dojdzie do sama nie wiem czego.  

Mózgu, koniec. Jutro, w sumie to dzisiaj, szkoła. Jak nie zasnę to będę jutro żywym trupem.

BRAD POV.

Jest druga w nocy, ale stwierdziłem, że i tak pewnie szybko nie zasnę i zaszyłem się na siłowni. Myślałem o ostatnich dniach, wszystko było okej, dopóki nie przyczepił się ten Adam. No co mam powiedzieć? Że byłem zazdrosny? Owszem jestem o nią tak cholernie zazdrosny, ale wiem, że nie powinienem.

Wyraźnie mi powiedziała, praca i nic poza tym. Ale to nie moja wina, że jego obecność przy niej tak na mnie działa. No nie wiem, czy ja i on w jednej szkole to dobre połączenie. Na całe szczęście nie jesteśmy razem w klasie.

Dobra, chyba już wystarczy na dzisiaj. Mam jakieś cztery godziny snu, muszę wyglądać ogarnięcie, bo od ósmej rano mam być już w ,,pracy”.

Leżałem na łóżku i przypominałem sobie sytuację z samochodu, dawno nie byłem tak blisko niej. Czułem jej oddech na twarzy, byłam tak blisko żeby ją pocałować, ale wiem że nie mogę. Nie chcę złamać naszej umowy, wtedy mógłbym tylko zepsuć nasze dotychczasowe relacje. Jednak widzę w tym pozytywną stronę. Kiedy to się działo, ona po prostu patrzyła mi w oczy, nie odwróciła się. Chciała tego samego, co ja, jestem tego prawie pewny. Nie pozwolę jej tak po prostu odejść…

HOPE POV.

- Jeeeeezuuuuuu… - Otwieram oczy i jęcząc podnoszę się z łóżka, żeby wyłączyć budzik. Ja nie wiem, kto wymyślił to ustrojstwo, ale gardzę tym człowiekiem.

Za dużo chyba myślałam przed zaśnięciem, ale to nie był dobry pomysł. Jestem totalnie wykończona. Mam wory pod oczami, włosy są zmasakrowane, na szczęście mam jeszcze dwie godziny do wyjścia. Zwlekam się w moich kapciach – jednorożcach po schodach, a na dole o mało nie schodzę na zawał.

-Jezu! Co ty tu robisz?!

-Pracuję?

 Patrzył na mnie, ale widziałam, że nie może powstrzymać uśmiechu. Zatrzymałam się na schodach chwytając równowagę po tym miłym powitaniu i przyłapałam się na tym, że zdecydowanie za długo na niego patrzę. Przejechałam go całego wzrokiem i zatrzymałam się na szerokim uśmiechu.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz