Rozdział 57

1.9K 90 20
                                    


Obudziłam się o 10, wstałam i zeszłam na śniadanie. Z rodzicami stwierdziliśmy, że pójdziemy wcześniej do kościoła, skoro po południu wybieramy się do państwa Evans. Po posiłku włożyłam naczynia do zmywarki i wróciłam na górę. Zrobiłam lekki makijaż i ubrałam ciepłą sukienkę, a do niej wysokie kozaki. Rozczesałam włosy, a do ręki wzięłam czarny płaszczyk. Zeszłam na dół, gdzie tata już ubierał swój płaszcz.

Wsiedliśmy do samochodu, a już po półtorej godziny wróciliśmy do cieplutkiego domu. Mam ostatni dzień ferii, więc zajęłam się obiadem, a mamie dałam od tego odpocząć.

Przygotowuję wszystko już jakoś od godziny i właśnie przygotowywałam sałatkę czekając aż moje polędwiczki z dorsza się ładnie upieką. W stanie Kate nie byłam pewna co do ryb, ale wczoraj upewniłam się że jak najbardziej zawierają potrzebne składniki. Jeśli swoją pomocą bym zaszkodziła jej albo dzieciakom, to bym sobie darowała.

Skończyłam właśnie nakładać porcje na talerz i zawołałam rodziców. Pierwszy raz robiłam to danie, ale wyszło naprawdę nieźle. Po obiedzie sama pozmywałam, bo nie było aż tyle naczyń żeby włączać zmywarkę. Może jestem dziwna, ale w porównaniu z odkurzaniem, myciem szyb i tak dalej to najbardziej chyba lubię zmywać naczynia.

Poza łyżkami. Łyżki w takim momencie to wytwór szatana. Temu chyba nikt nie zaprzeczy, a już na pewno nie moja mokra sukienka…

Powędrowałam prosto do garderoby, żeby znaleźć jakieś ubranie na kolację, a sukienkę odwiesiłam do wyschnięcia. Wybrałam czarne spodnie w dziurami na kolanach i żółty golf. Do teko brązowe botki na obcasie i tego samego koloru płaszcz. Ułożyłam wszystko na siedzeniu, a ja w dresach i koszulce poszłam poszukać zabawek dla Annie, ostatnio bardzo jej się spodobały.

Dostałam się na strych i chodziłam pomiędzy pudełkami zawierającymi dosłownie wszystko. W końcu znalazłam te z zabawkami. Wysypałam jedno z nich i natknęłam się na kolorowe żyłki. O jejkuuu, kiedy to było… Pamiętam jak dziadek z Polski uczył mnie zaplatać te wszystkie breloczki. Myślę, że to dobre znalezisko i chętnie nauczę Annie je zaplatać. Fajny będzie taki powrót do dzieciństwa. Włożyłam pozostałe rzeczy do pudła, a sama zeszłam na dół z workiem pełnym tych żyłek.

Usiadłam na łóżku i wyjęłam kilka z nich. Jak to ja, coś musiało pójść nie tak i za cholerę nie umiałam tego zacząć.

-O kurwa! - Krzyknęłam dość głośno, bo akurat zaczęło się wszystko ładnie zaplatać, ale jednocześnie zobaczyłam, że za 30 minut mamy być u Evansów, więc mam jakieś 15 minut do wyjścia. Kiedy zleciała ponad godzina?!

Szybko wskoczyłam w wybrane ciuchy i przeczesałam włosy. Zdążyłam jeszcze odświeżyć makijaż i dać mu trochę bardziej wyrazistości. Usta pociągnęłam błyszczykiem i zbiegłam po schodach ubierając w tym samym czasie płaszcz.

Zdążyłam w sam raz, nieważne, że o mały włos nie poległam na schodach. Tata zamknął za nami drzwi i wskoczyłam prosto do samochodu. Myślałam, że zapomniałam zabawki dla Annie, ale na szczęście wpakowałam je od razu do torebki.

Pierwszy raz będę u nich w domu, właściwie nawet nie byłam pewna gdzie mieszkają. Nie wiem, jak to było zanim straciłam pamięć. Po paru minutach jazdy ukazał mi się śliczny, wielki dom. Na pewno kojarzę go z zewnątrz, musiałam tędy przechodzić, albo jakiś fragmencik pamięci się odzywa.

Zaczekaliśmy aż tata Brada nam otworzy i weszliśmy do środka, zostawiając kurtki przy wejściu. Dom wygląda naprawdę przecudnie. Jest bardzo nowoczesny, ale przytulny. Oj widać tutaj kobiecą rękę. Muszę przyznać, że jego mama ma świetny gust. Wszystko ładnie się ze sobą komponuje.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz