Rozdział 58

2.1K 85 32
                                    

*zakończenie roku*

-Jennifer? O której po ciebie wpaść?

-Myślę, że 9 będzie spoko.

-Jasne, to do zobka jutro.

-Papaaa.

Właśnie staram się dosunąć moją torbę z rzeczami na wyjazd. Skończyłam liceum i to z naprawdę dobrym wynikiem, więc mam naprawdę powód do dumy. Kiedy przyniosłam świadectwo, rodzice byli jeszcze bardziej zadowoleni. Znając ich pewnie w najbliższym czasie odstawią jakiś prezent. Mówiłam, że uczę się dla siebie, ale i tak ich nie przekonam, więc przeżyję.

Jutro rano Adam po mnie przyjedzie, a potem zgarniemy Jen i Amy. Reszta jakoś się już umówiła. Spędzimy 3 dni nad jeziorem. Wynajęliśmy domki dla całej naszej paczki w takim miejscu, że nikt obcy nie będzie się tam kręcił. Trochę zasługi miał tata Michaela, ale ważne że się udało.

Wzięłam szybki prysznic i położyłam się, bo jutro pobudka o 7 rano.

Kiedy budzik zadzwonił, byłam całkiem przyzwoicie wyspana. Wstałam z łóżka i poszłam załatwić potrzeby w łazience. Później poszukałam jakichś ubrań w garderobie. Postawiłam na legginsy z Adidas’a i biały t-shirt. Na stopy założyłam białe conversy i usiadłam przed toaletką. Podsuszyłam włosy, bo były jeszcze delikatnie mokre, a później złapałam z tylu kilka pasemek, żeby nie leciały mi do oczu. Makijaż zrobiłam delikatny. Troszkę korektora, brwi i tusz do rzęs. Nie widzę sensu mocniej się malować, skoro za chwilę będę się kąpać w jeziorze.

Zeszłam na śniadanie, gdzie od samego rana trwały przygotowania do ślubu. Trochę było mi głupio, że tak zostawiam ich samych, szczególnie mamę z wyborem sukni i tak dalej. Nalegała żebym jechała, więc w końcu się zdecydowałam, ale za 3 dni postaram się jak najwięcej pomóc. Już za dwa tygodnie ślub, część rodziny – ta z Polski - będzie tydzień wcześniej.

Cieszę się, że w końcu mam okazję ich lepiej poznać i to jeszcze przed weselem. Przygotowałam sobie owsiankę i trochę owoców, a później poszłam po torbę na górę i byłam gotowa do wyjścia. Zostało mi jeszcze 15 minut do przyjazdu mojego chłopaka, więc usiadłam z rodzicami i pomagałam wybrać samochód, którym pojadą do ślubu i wszystkie ozdoby do niego.

Wstępnie wybrali białe, duże Audi ozdobione różowymi kwiatami z przodu i innymi pierdółkami dookoła.

Wspominałam, że postawiłyśmy na żółto - biały wystrój sali?

W takim razie jest różowy. Jakoś po przemyśleniu tego wszystkiego, bardziej przemówił do nas różowy. Może jest bardziej popularny na ślubach, ale daje większe pole do manewru niż żółty. Maj to jeszcze nie czas na słoneczniki i w ogóle. Większość wystroju będzie biała, będzie też bardzo dużo żywych roślin, a pastelowy róż doda tego czegoś.

Akurat przed bramą zaparkował Adam, więc złapałam torbę i udałam się do jego samochodu. Przywitałam się z nim jak zawsze i pojechaliśmy po dziewczyny, teraz muszę ogarnąć gdzie reszta, żebyśmy w miarę równo tam dotarli.

Zadzwoniłam do Chrisa i właśnie 10 minut temu ruszyli, więc zrobiliśmy to samo. Powiedział, że jest komplikacja z domkami, ale to ogarniemy we dwójkę już na miejscu.

Podróż mijała szybko, razem gadaliśmy i śmialiśmy się z różnych tematów. Powoli krajobraz się zmieniał, znikały wszystkie budynki, było o wiele więcej małych domków. Taki domek poza miastem, w jakimś magicznym miejscu to moje marzenie, nawet kilka takich. Na razie mamy jeden u rodziny Adama i jest naprawdę cudny. Szkoda, że tak rzadko tam jeździmy, mam nadzieję, że w wakacje uda się nadrobić.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz