-Hej, chodź coś zjeść gofry Kate są genialne. – siedzieli sobie razem popijając herbatkę z różowych kubków – chwila? Hope co ci się stało z włosami?
-Hope, skarbie on ma rację. Wyglądasz jakbyś się spotkała z jakimś wściekłym szopem… Wszystko okej?
-Jest… cudownie. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Posłałam im mordercze spojrzenie i usiadłam obok. Nikt się już nie odzywał, a jedynie Brad powoli podsunął mi talerz gofrów pod nos, trochę się uspokoiłam, do czasu…
-Jedz podobno słodycze pomagają no wiesz… - szepnął mi na ucho i jakoś tak się złożyło, że zahaczyłam nogą i jego krzesło, a on razem ze swoim gofrem leżeli słodko na podłodze.
W tym momencie Kate zaczęła się śmiać tak, że mało nie udusiła się pudrem, który był na gofrze. Mogli mnie nie denerwować…
Po chwili chłopak podniósł się z ziemi i wytrzepywał ubrania z pudru, chyba humor mi się trochę poprawił, więc z niewinną miną chrupałam swojego gofra.
-Ty, faktycznie, one są przepyszne! – mówiłam patrząc na Bradleya, a ten zabijał mnie spojrzeniem, ale widziałam, że nie może już stłumić śmiechu.
-To od kiedy jesteście razem? – zapytała Kate wprowadzając mnie w zakłopotanie.
Właściwie to my jesteśmy razem? Byliśmy tylko na jednej randce, ale było cudownie. Ale to chyba nie znaczy… Może jednak? Ale z zamyślenia wyrywa mnie Brad.
-Jesteśmy przyjaciółmi.
Mało się nie zadławiłam popijając herbatę, coś mnie ukłuło w sercu, czyli jednak miałam rację, jestem zbyt naiwna żeby to było prawdziwe…
Kątem oka dostrzegłam, że jego wyraz twarzy posmutniał, mój zresztą też…
-Chyba muszę już lecieć, pójdę do góry po kurtkę i telefon, bardzo dziękuję za pyszne śniadanie – i poszedł do góry.
-Przepraszam, zaraz wrócę. – i pobiegłam za nim.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam go stojącego przy oknie.
-Wszystko w porządku?
-W sumie… Nie nic nie jest w porządku. Wczoraj było świetnie i naprawdę zależy mi na tobie, ale w nocy dużo myślałem i postanowiłam, że sam muszę zacząć działać w sprawie mojej siostry, a nie mogę cię przy tym narażać…
-Jak to nie możesz narażać?! Przecież Kate nam pomaga, podobno mi ufasz…
-Hope, naprawdę ufam ci, ale zrozum nie mogę pozwolić, aby cokolwiek stało się tobie lub komuś z twojej rodziny.
-Skoro ci na mnie zależy nie możesz mnie zostawić po tym jak cudownie było wczoraj, ja… zależy mi na tobie.
Nic nie odpowiedział, a po prostu pocałował mnie i wyszedł z mojego domu.
Stałam jak osłupiała w pokoju nie wierząc w to co się stało przed chwilą, on tak po prostu wyszedł i mnie zostawił samą, ale co mogło się zmienić przez te kilka godzin…
Nagle do pokoju weszła Kate.
-Skarbie przepraszam, niepotrzebnie to mówiłam…
-Nic się nie stało to ja byłam zbyt głupia – usiadłyśmy obie na łóżku i wtulona w nią zaczęłam płakać.
-Opowiedz mi wszystko…
-Wczoraj byliśmy razem na randce, pocałowaliśmy się i było świetnie, ale dzisiaj… poprostu powiedział, że nie może narazić mnie na niebezpieczeństwo i wyszedł, a przynajmniej tak to odebrałam
CZYTASZ
Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/
Fiksi RemajaChciałam go pocałować a z drugiej strony uderzyć i wykrzyczeć jak bardzo go nienawidzę, jak zawsze strzelam tą złą odpowiedź. -Nienawidzę cię! Przyjechałeś tu żeby popatrzyć jak płaczę?! Myślisz, że nie cierpiałam przez ciebie? Szukałam cię, martwi...