Rozdział 50

2.3K 91 9
                                    

-Hope wstawaj!

-Co jest, daj mi spać, jest środek nocy…

-Gówno prawda! Jest już dziesiąta! Wstawaj nooo!

-Jennifer, do cholery całkiem ci już odbiło?!

-Też cię kocham.

-Nigdy więcej nocowania u ciebie… - za dwa dni Wigilia, więc mamy już wolne od szkoły, dlatego zrobiłyśmy sobie taki babski wieczór, który zamienił się jak widać w całą noc.

-To już dzisiaj!

-Święta?

-Nie, głupku. Impreza świąteczna u Chrisa!

-Muszę?

-Ani się waż wykręcać… To najważniejsza impreza roku, no może poza sylwestrem, i zakończeniem szkoły. No w każdym razie jedna z najważniejszych!

Podniosłam się z łóżka, jęcząc jak bardzo ja jej nienawidzę.

-Chodź zjemy śniadanie, potem wybiorę wszystkie rzeczy i może skoczymy do ciebie się wyszykować, hmm?

-Niech ci będzie.

-No i świetnie!

Jen i taki dobry humor… Normalnie nie wierzę, ale ta impreza chyba serio jest ważna, a przynajmniej dla niej.

Zjadłyśmy na śniadanie parówki i tosty, a później spadła jak burza do swojej garderoby, a ja siedziałam na jej łóżku i gadałam przez telefon z Adamem, doradzając jej w międzyczasie co ma ubrać.

Czas od jego czasu całkiem szybko leciał, a Jen skutecznie mi ten czas wypełniała. Rozłączyłam się po krótkiej rozmowie i zajrzałam do niej jak sytuacja wygląda.

-Zdecydowana już?

-No tak mnie więcej, ale nie jestem jeszcze przekonana.

Przyjrzałam się stylizacji, którą wybrała i jestem pewna, że będzie w niej wyglądać super.

-Jest pięknie. Pakuj wszystko i u mnie się ogarniemy.

Wsiadłyśmy do samochodu i po kilkunastu minutach jazdy byłyśmy już na moim podjeździe. Szczerze to nie mam pojęcia co ubrać.

Nikogo nie było w domu, więc zamknęłam drzwi i poszłyśmy do mojej garderoby. Jen rozkładała swoje ubranie u mnie na łóżku, a ja przebierałam wśród wieszaków i na półkach. Chyba w końcu zdecydowałam.

-Może być?

-Super! Teraz tylko makijaż, fryzura i jesteśmy gotowe.

-Spoko, mamy co najmniej dwie godziny wolne, zanim zaczniemy się przygotowywać.

Nie miałyśmy za bardzo co robić, więc zeszłyśmy ogarnąć coś na obiad. Rodzice wracając z Polski, przywieźli chyba z pół tony tamtejszych sklepów. Pomyślałam, że fajnie będzie pokazać jej trochę inną kuchnię. Nie wiem czy trafię w jej gust, ale co tam. Ugotowałam żurek. Z torebki, ale jednak żurek. Dodałam do niego tradycyjną polską kiełbasę i nie wiem do końca co to jest, ale mówią na to podobno skwarki.

-Voila.

-A co to?

-Prawdziwe jedzenie prosto z Polski.

-Widzę, że rodzice zapasy zrobili, hmm?

-Coś ty, tylko pół kuchni mam tym zapchane.

-E, ty. A co to takie co pływa w środku?

-Szczerze nie jestem pewna, ale całkiem nieźle smakuje. Dobra nie gadaj tylko próbuj.

-Tyyyy, dobre!

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz