Rozdział 40

2.6K 100 22
                                    

Dzisiaj ostatni dzień wakacji, właśnie ubieram się na imprezę do Jennifer. Brad czeka na dole, nawet jeśli nie byłby zaproszony i tak idzie za mną. Przez ostatnie dni nawet się z nim nieźle dogadywałam. Jedyne czego żałuję, to że nie pamiętam niczego co razem robiliśmy, ani czemu mnie zostawił. W każdym razie poznaję go na nowo i wydaje mi się, że nawet się polubiliśmy.

Założyłam czarne rurki i białą koszulkę Levi’s, a włosy wyprostowałam i puściłam luźno na plecy. Po kilkunastu minutach byliśmy już u Jennifer, gdzie czekała już cała paczka i Adam.

Adam… Zaczęłam już za nim tęsknić. Przez ostatnie kilka dni nie miałam z nim kontaktu, nie wiem dlaczego. Domyślam się, że to po części przez obecność Bradleya przy mnie praktycznie non stop. No sama sobie tego nie zażyczyłam, ale nie miałam innego wyjścia, powinien to zrozumieć.

Przywitałam się ze wszystkimi i poszliśmy do ogrodu, gdzie chłopaki rozpalali grilla. Brakowało Alexa i Michaela, ale wiem że są teraz razem z Allice i mają niestety cięższe sprawy na głowie.

Pogoda była idealna, słońce świeciło, a ja cholernie żałowałam długich, czarnych spodni które dziś ubrałam. Nie wiem co mi zasłoniło rozum, że nie założyłam krótkich spodenek. Jak to ja, bez przerwy musiałam narzekać na upał, podejrzewam, że miali mnie już dosyć.

-Aż tak ci gorąco? – zapytał Adam, właściwie odezwał się do mnie pierwszy raz tego popołudnia

-Jeszcze się pytasz? Jakbyś nie widział, że się po mnie totalnie leje…

-Właściwie, może mógłbym coś na to poradzić.

Podszedł i wziął mnie na barana, a potem ruszył prosto w kierunku basenu, a ja wybuchnęłam śmiechem, zresztą jak wszyscy pozostali. Zaczęłam krzyczeć przez śmiech, żeby mnie postawił z powrotem na ziemię, ale bezskutecznie. Nagle zatrzymał się, a ja lekko byłam w szoku od kiedy moje prośby działają.

-Nie słyszysz co ci kazała? Masz ją postawić.  – Nie wiem skąd, tak z nienacka wyrósł przed nim Brad. Jego ton był stanowczy, jak nigdy wcześniej. Myślałam, że oni obaj się całkiem dogadują, nie wiem o co mu teraz chodzi.

-Brad spokojnie, on nie zrobił mi nic złego. – stojąc już na trawie, chciałam go uspokoić, ale widząc spojrzenie jakim podzielił się z Adamem, wiedziałam, że nie mam po co tego zaczynać. Wymieniali jeszcze chwilę takie spojrzenia, ja zauważyłam, że wszyscy pozostali siedzą w kompletnej ciszy i obserwują wszystko co tu się dzieje. Adam odpuścił i z szerokim uśmiechem, jakby nic się nie stało wrócił do grillowania, a Brad teraz zaszczycił mnie swoją uwagą i spojrzeniem. 

-Co ty do cholery robisz? – starałam się mówić cicho, ale tak żeby nikt się nie zorientował, że coś znowu nie tak, nie chcę zepsuć nam reszty dnia.

-Prosiłaś go o coś, a on miał to gdzieś. Powinien od razu uszanować twoją decyzję.

-Proszę cię, wyluzuj trochę. Od jutra szkoła. Byłabym wdzięczna, gdybyście się dziś dogadali.

Patrzył w każdą stronę, tylko nie w moje oczy. 

-Brad możesz mi obiecać, że dzisiaj mu odpuścisz?

-Cholera Hope! Nie mogę patrzyć, jak ktoś ma gdzieś twoje zdanie i robi co chce bez twojej zgody. Chyba też po to twój tata mnie zatrudnił.

-Z tego co wiem, dawniej też nie byłeś święty w stosunku do mnie. Chcę dać ci szansę i się z tobą dogadać, nie możesz zrobić z nim tego samego?

Dopiero teraz na mnie popatrzył, ale miał jakiś dziwny wzrok, już nie taki pewny siebie.

-Ok, postaram się. Ale jeśli znowu zacznie ci coś robić, zapomnę że cokolwiek ci teraz obiecałem.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz