Rozdział 56

1.9K 90 11
                                    

-Nareszcie, siedzę tu już z godzinę, ale twój tata chyba mnie lubi. - podszedł i powiedział to wszystko na ucho, a mnie przeszedł dreszcz.

-Co ty tu do cholerny robisz, hmm?

-Nie tak agresywnie, mam baaardzo dobre intencje.

Rodzice kręcili się w salonie, Adam stał obok nich zabijając Brada spojrzeniem, a ten jedynie odpowiadał mu szerokim uśmiechem.

Idiota, no idiota jak nic. Brad oczywiście  nie Adam, żeby nie było ...

-OK, a tak serio to co chcesz?

-Impreza u Thomasa, każdy z paczki ma być. Ten twój boy też może wpaść.

-Nie wybieramy się.

-Oho, niech będzie nie wnikam może w końcu humorek ci się poprawi. Wracając, przewidzieli to i oto jestem. - wskazał na siebie rękami i strzelił swój jak się domyślam najlepszy uśmiech, jakby miał się za jakiegoś Boga, oj Brad, Brad... Jakiś ty dojrzały.

-Nigdzie nie idę.

-W takim razie albo idę sam z Adamem, albo zostaje z wami w trójkąciku. Co wybierasz?

-Wal się.

-Nie ma problemu, ale jesteś pewna że tak na jego oczach? - nachylił się do mnie i machnął wskazujac na Adama kciukiem, a ja prychnęłam i ominęłam go idąc po coś do picia.

-Dawaj stary, zbieramy się.

Popatrzyłam na mojego chłopaka, który uniósł ręce na znak kapitulacji i uśmiechnął się porozumiewawczo do Brada. Co do cholerki?! Oni, uśmiech, chyba coś się w głowach poprzewracało...

-Nienawidzę cię, wiesz o tym prawda?

-Ooo, jesteś taka śliczna jak się wściekła aż, jeszcze ten rumieniec na całych policzkach, cudo. - usiadł opierając pięści na policzkach z miną jak małe dziecko na widok słodkiego szczeniaczka.

-Pamiętasz jeszcze o kimś takim jak Emily?

-Owszem, mój największy skarb, który od godziny na mnie czeka. Więc zrób nam tą przyjemność i nie każ wsyztskim przesuwać imprezy hmm?

-Spierdalaj...

-Dziękuję!

Podreptałam po schodach do swojego pokoju, wszystko leżało ładnie poukładane, tak jak zostawiłam to przed wyjazdem. Poszłam wziąć szybki prysznic, a później do garderoby wybrać jakiś strój. Nie mam ochoty na imprezę  a poza tym zaraz szkoła. Założyłam białą koszulkę, pudrowy sweterek i czarne spodnie. Do tego wzięłam swój ulubiony czarny płaszczyk i botki na koturnie. Makijaż zrobiłam rano, więc teraz tylko go poprawiłam go na troszkę bardziej wyrazisty, a włosy rozczesałam i część złapałam gumką z tyłu, a pozostałe rozpuściłam.

Wsyztsko zajęło mi nieco ponad 30 minut, więc mogą być ze mnie dumni.

Zeszłam po schodach do kuchni, gdzie Adam z Bradem siłowali się na ręce. Naprawdę?

Stanęłam na ostatnim stopniu, a Brad podniósł na mnie wzrok i w tym momencie Adam jednym ruchem przygniótł jego dłoń do blatu stołu w jadalni.

-Stary, to nie fair! - Brad starał się z usmiechem obrócić to w żart, ale na jego twarz wkradł się minimalny grymas bólu. Adam nie puszczał jego dłoni, nawet nie wiem czy nie dociskał jej bardziej.

-Możemy jechać. - Przerwałam im obejmując mojego chłopaka od tyłu, poczułam jak rozluźnia rękę, a Brad podnosi się i zarzuca swoją skórzaną kurtkę idąc w stronę wyjścia.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz