Rozdział 64

1.9K 98 34
                                    

HOPE POV.

Halo?! Co się dzieje? Czemu ktoś mi zabrał tlen?! Chwila, dlaczego ja latam!? Ratunkuuuuuuu…  

Otworzyłam szerzej oczy i wszystko widziałam z góry, nie mam zielonego pojęcia co tu się do cholery dzieje. Skupiłam ile na ile mogłam i jakimś cudem znalazłam się na ziemi. Jestem nad jakimś jeziorem, nie wiem nawet co to za miejsce, jakiś stary pomost, brudna woda, las. Ej, to auto taty, co ono tu robi? Okej, obok stoi auto Brada, teraz to jest jeszcze dziwniej. Stanęłam na samym początku pomostu, ale nie widziałam żadnego z nich. Chociaż chwila…

Odwróciłam się, a pod jakimś zardzewiałym daszkiem klęczał Bradley. Coś się stało tacie? Podbiegłam do niego i stanęłam jak wryta. Dlaczego on mnie reanimuje? Przecież stoję tuż za nim, co to ma być, jakiś chory sen?

Położyłam dłoń na jego ramieniu, ale kompletnie nic nie zauważył, więc użyłam trochę siły. Zero reakcji. Nic.

Właściwie czemu ja się nie ruszam. Jakoś Unormowałam oddech i się skupiłam na ile mogłam. Zacisnęłam powieki i widziałam wszystko od początku. Woda, deszcz, uciekałam, nie mogłam złapać oddechu, jakiś ból przeszył mi całą głowę.

Film w mojej głowie dobiegł koca, a ja podniosłam powieki i zaczęłam rozumieć sytuację. Zawsze myślałam, że takie rzeczy to tylko w filmach, no ale skoro mam okazję to jakoś chcę to wykorzystać.

Przyjechał ambulans i zabrał moje ciało? Ja w ogóle żyję? Uznajmy, że tak. Brad pojechał zaraz za nimi, a ja sobie stałam i ogarniałam jak dostać do szpitala. Zamknęłam oczy i pomyślałam o szpitalu, otworzyłam oczy i wszystko dookoła zawirowało, a ja spadłam na korytarz obok jakiejś sali. Lądowanie jeszcze sobie poćwiczę, na razie chcę wiedzieć co się dzieje.

Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy, w głowie usłyszałam pełno głosów aż podskoczyłam. Co się ze mną dzieje? Zamknęłam je jeszcze raz i słyszałam jak mi się wydaje rozmowę lekarzy. Jakieś leki, różne przybory, chyba mam operację. Uniosłam powieki i wróciła cisza. Jeszcze parę razy powtórzyłam i to wcale nie takie głupie. Słyszę wszystko co się dzieje w okolicy drugiej mnie, a sama przenoszę się jakby w czasie. Przewieźli ,,mnie” do Sali, więc usiadłam sobie na parapecie i patrzyłam jak leżę podpięta do tych wszystkich aparatów. Był tata z lekarzem, potem wszedł Brad, po nim Jen i Adam. Uśmiechnęłam się słysząc jak do mnie mówią. Doceniam jeszcze mocniej jakie to szczęście, że ich mam.

Siedziałam cały dzień nie robiąc nic sensownego, przeszłam się chwilę do Kate, ale zaraz wróciłam do swojej sali.

-Cholera! – Wyrwało mi się i dopiero do mnie dotarło, że jestem taka głupia…  - Trzymaj się ciało, niedługo wrócę. - Wypadłam przez drzwi wpadając na Brada, ale co on robi tu o tej porze? Ciekawość wygrała, więc zawróciłam do pomieszczenia. Mój plan chwilkę zaczeka.

Trochę głupio się czuję, podsłuchując wszystkiego, ale jakby nie było to on mówi to do mnie. Usiadłam obok mnie, tak że siedziałam twarzą w jego kierunku i słuchałam.

Boże… Zerwali z Emily. Dlaczego?!

Okej, wiem dlaczego. On nadal mnie kocha i właśnie to kilkukrotnie potwierdził. Teraz byłam już przekonana, że muszę zrobić to co chciałam zanim tu wszedł. Że też zmarnowałam całe popołudnie i dopiero ogarnęłam, że mogłam to zrobić.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz