Rozdział 47

2K 82 10
                                    


Ale skończyło się może na jakichś kilku – kilkunastu, bo do domu weszli rodzice. A ja wybuchnęłam śmiechem. Adam usiadł, jakby właśnie stało się nie wiem co, ze śmiertelną miną. Kate uśmiechnęła się do nas i poszła do kuchni, a tata popatrzył na mnie i z zakupami na rękach podeptał za nią. Dalej się śmiałam, co potem udzieliło się też mojemu chłopakowi. Trochę czasu już zleciało, więc stwierdził, że będzie się zbierał. Odprowadziłam go do drzwi i się pożegnaliśmy, a potem posprzątałam po pizzy i poszłam do siebie na górę. Dopiero teraz, kiedy znowu widziałam ten domek na drzewie o wszystkim sobie przypomniałam.

Usiadłam przed biurkiem, bo zmierzałam odrobić zadania, ale zanim zaczęłam, dostałam SMS’a.

Adam:

Kocham Cię :*

Ja:

Kocham, tęsknię…

Taki mały gest, dwa słowa, a w całym ciele czuję przyjemnie rozlewające się ciepełko.

Odłożyłam telefon na bok i skupiłam się na zadaniu z matematyki. Szybko mi poszło, nawet lubię matmę. Taaak, wiem jak to brzmi, ale nie jest dla mnie jakoś bardzo trudna. Bardziej trzeba logicznie myśleć, potem tylko poukładać wszystko i jakoś leci. Potem dokończyłam maila na angielski i zadanie z geografii. To chyba już wszystko. Jak matematykę skończyłam szybko, tak teraz na zewnątrz jest już kompletnie ciemno.

Poszłam się wykąpać i umyć włosy. Jestem kompletnie padnięta, a muszę je jeszcze prostować. Oj, to chyba pora odwiedzić porządnego fryzjera i raz na stałe wyprostować.

Słyszałam, że Kata i tata oglądają telewizję w salonie, więc razem z moją szopą na głowie, zeszłam do nich.

-Mamooo…

-Fryzjer?

-Dokłaaadnie tak.

-Podasz mi telefon z kuchni? Dam ci numer do mojej fryzjerki Rachel. Myślę, że coś razem na to wykombinujecie.

-Proszę – podeszłam i wręczyłam jej urządzenie.

-To numer do niej, zadzwoń rano, albo podjedź po szkole.

Podziękowałam i dałam buziaka w policzek, a później wspięłam się po schodach na górę. W końcu się od tego uwolnię. Jestem leniem, to stuprocentowa prawda, ale kiedy czegoś chcę to umiem się postarać. Staję przed lusterkiem i stwierdzam, że pasuje się wziąć za siebie i doszlifować formę, ale poranki robią się chłodniejsze, a nie przepadam wtedy za bieganiem. Może siłownia, albo fitness to dobry plan.

Rano pojechałam do szkoły, lekcje minęły mi dzisiaj dosyć szybko. Właśnie jem naleśniki na lunch i popijam sokiem jabłkowym. Jeszcze tylko angielski i francuski. Potem lecę do fryzjera. Jen stwierdziła, że nie ma nic ciekawego do roboty, więc przejedzie się ze mną.

Angielski trochę mi się dłużył, ale francuski już poszedł łatwo i już siedzimy w samochodzie.

-Znasz tą Rachel?

-Nie, ale Kate mi ją poleciła.

-W takim razie czekam na opinię może też się skuszę na jakąś metamorfozę.

-Ty? Przecież masz idealne, piękne, czekoladowe włosy. Przecież to marzenie każdej.

-No wiesz, niby tak, ale zawsze marzył mi się blond.

-Uuu, blond Jennifer?

-No bardzo śmieszne.

-Może upewnij się najpierw na jakiejś peruce czy coś, bo jak ci się nie spodoba to szkoda tak je zmasakrować rozjaśniaczem.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz