Rozdział 36

2.5K 102 16
                                    

HOPE POV.

Matko, nareszcie stąd wychodzę. Spędziłam tu prawie dwa tygodnie, nie wiem, co by było, gdyby codziennie nie odwiedzał mnie Adam. Reszta znajomych też przychodziła, na początku nie do końca ich pamiętałam, ale z czasem złapałam z nimi kontakt. Kate opowiedziała mi, że Alex wyleciał do LA, kojarzyłam to wszystko, ale dalej miałam pełno luk w pamięci. Jestem ciekawa, kim jest ten cały Brad. Kate któregoś wieczoru pytała mnie o niego, ale kompletnie nic sobie nie przypominałam, więc dała spokój i powiedziała, że widocznie to jeszcze nie czas na to wszystko.

Tata spakował wszystkie moje rzeczy do bagażnika i po kilkunastu minutach byliśmy już w domu. Przez drogę patrzyłam na te wszystkie budynki, ale nie każdy był w mojej pamięci.

Siedzieliśmy przy obiedzie, ale trochę się bałam tych moich luk w głowie.

-Tato, wiesz może to głupio brzmi, ale niedługo szkoła i w ogóle, a póki co to nie kojarzę nawet ulic. Trochę się boję czy dam radę z tym sama.

-Kochanie, już o to zadbałem. Jutro rano przyjdzie do nas twój nowy, jakby to nazwać ochroniarz. Dopóki sprawa trwa, bardzo ci się przyda, a przy okazji zadba, żebyś wszędzie dotarła bezpiecznie.

-Ale, że on będzie wszędzie za mną chodził?

-Tak, ale wydaje mi się, że się szybko dogadacie.

Uśmiechnęłam się, podziękowałam i poszłam do swojego pokoju. Drogę do niego akurat pamiętałam. Stanęłam przed oknem i rozglądałam się po okolicy. Domy, domy, drzewo z domkiem, domy, domy. Chwila, drzewo z domkiem. Wydaje mi się, że je znam, ale za żadne skarby nie wiem skąd. Boże, mam nadzieję, że z czasem wszystkie te wspomnienia wrócą.

Przerwało mi pukanie do drzwi.

-Proszę.

-Hope, zejdź na dół. Przyszedł twój ochroniarz, zaczyna od jutra, ale wydaje mi się, że możecie się poznać już dzisiaj.

-Jasne mamo, daj mi minutkę.

Przeczesałam włosy i zeszłam na dół. Stanęłam na środku salonu, a oczy mi mało nie wyleciały na podłogę.

-Hope, od jutra będziecie współpracować. Poznajcie się.

Chłopak wystawił do mnie dłoń i uśmiechnął się pokazując przy tym swoje białe zęby.

-Bradley, mów mi Brad.

-Yyy, Hope. Miło poznać.

Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam z powrotem po schodach, położyłam się na łóżku i zadzwoniłam do Adama.

-Hejka

-No, cześć, co tam?

-Słuchaj, wiesz coś o tym chłopaku, który przy mnie siedział, jak się obudziłam?

-Nie, wiem tylko, że nazywa się Brad i że obaj cię skrzywdzili, a później widziałem tylko jak codziennie przychodzi do ciebie do szpitala.

-Tsa, pewnie chciał wynagrodzić to, jak mnie skrzywdził. No dobra, nieważne i tak nic nie pamiętam.

-Ok, do zobaczenia.

-Papa.

Dużo się nie dowiedziałam, mam nadzieję, że Jen powie mi coś więcej.

-Hej Jenny.

-No hejka, jak tam?

-Słuchaj, ten cały Brad. Kim on dla mnie w ogóle był?

Czekałam na odpowiedź, ale w słuchawce panowała cisza

-Jennifer?

-Tak, jestem. Słuchaj, cokolwiek między wami nie było, myślę, że powinniście się na nowo poznać. Nic ci nie pomoże przeszłość, lepiej będzie, jeśli zaczniecie wszystko od nowa.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz