Moje prośby chyba zostały wysłuchane, bo dożyłam weekendu.
Jest 11 rano, sobota. Nareszcie się wyspałam… Najwyższy czas na odpoczynek. Ubrałam dresy i bokserkę, a włosy złapałam w luźnego kucyka. Dzisiaj robię sobie dzień bez makijażu i wszystkiego innego.
Rodziców nie było, więc mam całkowity spokój. Zrobiłam sobie jajecznicę i tosty, a do szklanki nalałam soku pomarańczowego. Ustawiłam wszystko na tacy i pomaszerowałam z powrotem na łóżko. Zjadłam wszystko oglądając nowy odcinek serialu na laptopie.
Kiedy skończyłam posiłek, wróciłam na dół i włożyłam naczynia do zmywarki, a już po chwili siedziałam wygodnie w fotelu i zaczynałam czytać książkę. Kiedy ja ostatnio z własnej woli czytałam papierową książkę… Chyba jeszcze przed przeprowadzką.
Właśnie skończyłam czytać drugi rozdział, kiedy zadzwonił mój telefon. Wstałam i złapałam telefon z szafki.
Jen
No kto by się spodziewał… Rzuciłam się na łóżko i odebrałam.
-Co jest?
-Słuchaj!
-A jak myślisz co robię?
-Dzisiaj wieczorem impreza u Chrisa. Obecność obowiązkowa.
-Chyba się nie wybieram, jakoś nie mam ochoty. Nareszcie wolna sobota, chciałam trochę odpocząć.
-Hope, albo przyjdziesz po dobroci, albo sama po ciebie pójdę i wyciągnę z domu choćby w piżamie.
-Nienawidzę was… O której?
-Za to my cię kochamy. O 20 w jego domu. Adam też ma być.
-Bez niego się nie wybierałam. Podjedziemy po ciebie, bo nie kojarzę dokładnie adresu.
-Dzięki i do zobka.
Rozłączyłam się z przyjaciółką, teraz muszę poinformować mojego chłopaka o tej radosnej nowinie.
Pierwszy sygnał
Drugi
Trzeci
-Halo?
-Cześć kochanie.
-O Hope, dzień dobry.
-Obudziłam cię?
-No tak jakby.
-No wiesz co, żeby spać dłużej niż ja…
-Coś się stało?
-Impreza o 20 u Chrisa.
-Muuusimyyyyy?
-Tia. Też wolałam wolną sobotę, no ale zrób to dlaaaa mnieeee.
-Okej, wpadnę trochę wcześniej.
-Jasne, do zobaczenia, kocham cię.
-Ja ciebie też, papa.
Rozłączyłam się, ale dalej miałam uśmiech na twarzy. Dwa małe słowa, a wywołują tyle uczuć.
Przeczytałam jeszcze kilka rozdziałów i poszłam do garderoby.
Chyba jeszcze nigdy tak długo nie wybierałam ubrania… Okej Hope, to tylko impreza, nie żadne ważne święto. Stałam jakąś godzinę i zdążyłam przymierzyć kilka różnych outfitów. Jakoś tak wyszło, że minęły mi na tym dwie godziny. Chyba w końcu zdecydowałam się co ubiorę i ułożyłam to na siedzeniu w garderobie. Buty już łatwiej było mi wybrać. Jeszcze makijaż, włosy i obiad. Mam nieco ponad cztery godziny, a Adam będzie wcześniej. Myślę, że zdążę ze wszystkim.
CZYTASZ
Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/
Teen FictionChciałam go pocałować a z drugiej strony uderzyć i wykrzyczeć jak bardzo go nienawidzę, jak zawsze strzelam tą złą odpowiedź. -Nienawidzę cię! Przyjechałeś tu żeby popatrzyć jak płaczę?! Myślisz, że nie cierpiałam przez ciebie? Szukałam cię, martwi...