Rozdział 48

2.3K 90 18
                                    

Moje prośby chyba zostały wysłuchane, bo dożyłam weekendu.

Jest 11 rano, sobota. Nareszcie się wyspałam… Najwyższy czas na odpoczynek. Ubrałam dresy i bokserkę, a włosy złapałam w luźnego kucyka. Dzisiaj robię sobie dzień bez makijażu i wszystkiego innego.

Rodziców nie było, więc mam całkowity spokój. Zrobiłam sobie jajecznicę i tosty, a do szklanki nalałam soku pomarańczowego. Ustawiłam wszystko na tacy i pomaszerowałam z powrotem na łóżko. Zjadłam wszystko oglądając nowy odcinek serialu na laptopie.

Kiedy skończyłam posiłek, wróciłam na dół i włożyłam naczynia do zmywarki, a już po chwili siedziałam wygodnie w fotelu i zaczynałam czytać książkę. Kiedy ja ostatnio z własnej woli czytałam papierową książkę… Chyba jeszcze przed przeprowadzką.

Właśnie skończyłam czytać drugi rozdział, kiedy zadzwonił mój telefon. Wstałam i złapałam telefon z szafki.

Jen

No kto by się spodziewał… Rzuciłam się na łóżko i odebrałam.

-Co jest?

-Słuchaj!

-A jak myślisz co robię?

-Dzisiaj wieczorem impreza u Chrisa. Obecność obowiązkowa.

-Chyba się nie wybieram, jakoś nie mam ochoty. Nareszcie wolna sobota, chciałam trochę odpocząć.

-Hope, albo przyjdziesz po dobroci, albo sama po ciebie pójdę i wyciągnę z domu choćby w piżamie.

-Nienawidzę was… O której?

-Za to my cię kochamy. O 20 w jego domu. Adam też ma być.

-Bez niego się nie wybierałam. Podjedziemy po ciebie, bo nie kojarzę dokładnie adresu.

-Dzięki i do zobka.

Rozłączyłam się z przyjaciółką, teraz muszę poinformować mojego chłopaka o tej radosnej nowinie.

Pierwszy sygnał

Drugi

Trzeci

-Halo?

-Cześć kochanie.

-O Hope, dzień dobry.

-Obudziłam cię?

-No tak jakby.

-No wiesz co, żeby spać dłużej niż ja…

-Coś się stało?

-Impreza o 20 u Chrisa.

-Muuusimyyyyy?

-Tia. Też wolałam wolną sobotę, no ale zrób to dlaaaa mnieeee.

-Okej, wpadnę trochę wcześniej.

-Jasne, do zobaczenia, kocham cię.

-Ja ciebie też, papa.

Rozłączyłam się, ale dalej miałam uśmiech na twarzy. Dwa małe słowa, a wywołują tyle uczuć.

Przeczytałam jeszcze kilka rozdziałów i poszłam do garderoby.

Chyba jeszcze nigdy tak długo nie wybierałam ubrania… Okej Hope, to tylko impreza, nie żadne ważne święto. Stałam jakąś godzinę i zdążyłam przymierzyć kilka różnych outfitów. Jakoś tak wyszło, że minęły mi na tym dwie godziny. Chyba w końcu zdecydowałam się co ubiorę i ułożyłam to na siedzeniu w garderobie. Buty już łatwiej było mi wybrać. Jeszcze makijaż, włosy i obiad. Mam nieco ponad cztery godziny, a Adam będzie wcześniej. Myślę, że zdążę ze wszystkim.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz