Rozdział 37

2.5K 102 11
                                    

37.

Obudziłam się o 9 i już uchyliłam drzwi, żeby zejść na dół, ale usłyszałam śmiechy moich rodziców i jak się domyślam Brada. Co oni taki dobry kontakt mają? Poszłam do łazienki i wyszczotkowałam zęby, a później weszłam do garderoby w poszukiwaniu stylizacji na dzisiaj. Ojj, Hope, coś mi się wydaje, że musisz odświeżyć trochę swoją kolekcję… Wzięłam czarne, krótkie spodenki z wysokim stanem, a do tego żółty crop top odsłaniający część brzucha. Jeśli o buty chodzi, postawiłam na czarne Vans Old Skool na platformie, właściwie moje ulubione. Wyglądałam ładnie, ale nie wyzywająco. Włosy spięłam w wysokiego luźnego kucyka, a makijaż zrobiłam całkiem mocny, na szczęście nie wyszłam z wprawy przez ostatnie tygodnie…

Zeszłam powoli po schodach, a śmiechy nagle ucichły. Rodzice normalnie się przywitali, a Brad uśmiechnął i przeskanował wzrokiem, a później stanął na baczność obok stołu. Jeszcze ma czelność się tak na mnie gapić…

Siadłam do stołu i zaczęłam jeść sałatkę, którą zrobiła Kate.

-Jezu, nie musisz tak nade mną stać, weź po prostu usiądź albo cokolwiek…

Oj, jakoś ten uśmiech mu zniknął, ups.

-Brad, Hope ma rację, w domu możesz czuć się jak u siebie. – oho tatuś ma nowego kumpla jak widać, ciekawe czy w ogóle pytał mnie o zdanie, w końcu to też mój dom.

Nie spieszyłam się specjalnie z jedzeniem, no, bo po co? Przynajmniej mogę spokojnie jeść, bez opieki Brada.

-Tato, tak myślałam i za kilkanaście dni zaczyna się rok szkolny. Pomyślałam, że mogłabym skoczyć z Bradem na jakieś zakupy, wiesz będę się czuła pewniej niż sama, a wiem że Kate ma dziś trochę zajęć.

Tata chyba się ucieszył, że zgodziłam się na mojego ochroniarza, nic bardziej mylnego, ja sobie to jakoś wykorzystam, spokojnie. Bardziej zaciekawiło mnie poruszenie chłopaka na tą informację.

-Jasne skarbie, przeleję ci trochę więcej pieniędzy na kartę i życzę udanych zakupów. A ty pilnuj jej. A, jeszcze jedno. Myślę, że możecie wziąć samochód Hope, mam nadzieję, że będzie się w nim czuła bardziej komfortowo.

CO… Jeszcze moje rzeczy mu oddajmy, no ja pierdzielę… Ale co racja to racja, chyba wolę być w moim autku niż w jego, jeszcze czułby się zbyt pewnie.

Rzuciłam mu kluczyki i poszliśmy do garażu.

-A spróbuj kurwa zarysować, to jutro cię tu nie będzie…

Popatrzył na mnie pytająco i nawet się nie odezwał, a tylko otworzył tylne drzwi i dał znak żebym wsiadała.

Cała droga minęła w ciszy, aż wysiadłam na parkingu galerii, gdzie ponownie otworzył mi drzwi.

Przemierzałam każdy sklep we wszystkie strony, a on szedł za mną krok w krok, w sumie zdziwiłam się że tak długo daje radę. Szczególnie, że niesie już kilkanaście toreb z ciuchami i innymi rzeczami.

Przez całe zakupy nie zamieniliśmy ani słowa, dopiero kiedy usiedliśmy w restauracji i piłam sobie spokojnie kawę, zaskoczył mnie i się odezwał.

-Zapytam wprost. O co ci chodzi?

-Jak o co? Przecież mi o nic nie chodzi.

-Przecież widzę, jak się zachowujesz. Nigdy taka nie byłaś.

-Nie do końca pamiętam jaka byłam, ale wydaje mi się że to nie twoja sprawa. Pracujesz dla mnie i na tym etapie zostańmy.

Nic nie odpowiedział, a ja zapłaciłam za napój i wyszłam, a on podążył zaraz za mną.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz