Rozdział 59

2K 97 73
                                    

-Wiem.

-Ja cały czas go krzywdzę…

-Cii, on jest z Emily, wie że ty kochasz Adama. Pamiętasz jak kiedyś się pokłóciliście o ciebie i nią. Daj mu czas, on wszystko dobrze wie.

-Myślałam, że mieliśmy ostatnio dobry kontakt, teraz wszystko znowu jest chore…

-Może pomyślał, że znowu się zbliżacie.

-Nawet jakbym chciała, po prostu nie umiem, nie czuję do niego nic więcej.

-Na pewno?

-Tak mi się wydaje…

-Chodź, pójdziemy do domku, odpoczniemy, jutro dalej się bawimy. Wyluzuj wszystko się uloży.

-Dziękuję. Nie wiem co ja bym zrobiła bez ciebie.

-Przecież, ja nic nie zrobiłam.

-Po prostu jesteś, tego potrzebuję, żebyś zawsze była.

-Ooooo, przestań, bo też się poryczę…

Przytuliłyśmy się do siebie i wróciłyśmy do znajomych. Pocałowałam Adama na szybko w policzek, później pożegnałam się z resztą i poszłyśmy do naszego domku.

Sprawdziłam telefon i mam jeden nieodczytany SMS od mamy.

Mama:

Jak wyjazd? Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Uważaj na siebie! W domu będzie troszkę niespodzianek…

Niespodzianek… Chyba chciała, żeby to wyglądało niewinnie, ale ja już czuję, że coś jest nie tak. Jutro zadzwonię, dzisiaj pewnie już śpią. Zaczekałam aż Jen skończy brać prysznic, a potem zrobiłam to samo. Gotowa do snu położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.

Zerwałam się z łózka o 4 nad ranem, miałam jakiś okropny koszmar. Ktoś zniszczył nam dom, całe wesele, moi rodzice, widziałam ich na podłodze, nie wiem czy żyli… Wszędzie było pełno krwi, chciałam ich ratować, całe moje dłonie były czerwone.

Serce cały czas mi wali jak nie wiem, patrzę na swoje dłonie, ale są czyste, nie ma żadnego śladu krwi. Cała się trzęsę, na pewno już nie zasnę, ubrałam jakieś ciuchy i wyszłam na pomost, poczekam aż słońce zacznie się wysuwać na niebo. Od dziecka lubię obserwować gwiazdy, księżyc, wschody i zachody słońca. Chciałabym się nauczyć tych wszystkich układów gwiazd i w ogóle, ale zawsze miałam jakieś ważniejsze rzeczy do nauki, więc rozróżniam jedynie duży wóz.

Postawiłam swoje buty na boku, a czubkiem palce rysowałam po wodzie różne wzorki. Mam nadzieję, że w domu wszystko jest w porządku, a ten sen to jedynie jakiś wybryk mojej wyobraźni. Tak, to na pewno jakieś chore wyobrażenia, a u rodziców wszystko jest w porządku.

Wyjęłam telefon i sprawdziłam godzinę, dochodziła siódma, mój żołądek dale o sobie powoli znać, więc założyłam buty i poszłam w stronę domku z jedzeniem. Zrobiłam cicho kanapkę, żeby nikogo nie obudzić i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam przy jednym ze stołów i ugryzałam moje śniadanie słuchając śpiewu ptaków dookoła.

Po paru minutach zauważyłam, że z domku wychodzi Brad, poznałam go od razu, a całe ciało się spięło. Po wczorajszym wieczorze nie wiem jak mam się przy nim zachowywać.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz