Obudziłam się około 9 i zeszłam zrobić sobie śniadanie. Ku mojemu zaskoczeniu Kate właśnie je robiła, bo nie poszli jeszcze do pracy.
-Cześć mała. Jak się spało?
-Bywało lepiej, chyba za dużo emocji przed snem.
-Właśnie. - Przysunęła się bliżej i szepnęła - Bradley właśnie jest w biurze twojego taty.
-Czyli już postanowił odejść.
-Może to i lepiej, nie będziecie oboje cierpieć z wiadomych powodów.
-Może i tak.
Właśnie wtedy z gabinetu wyszedł Brad i lekko się do mnie uśmiechnął.
-Cześć Hope. Do zobaczenia jutro w szkole. - puścił mi oczko, ale widziałam ile emocji stara się ukryć. Znowu poczułam ukłucie w sercu.
-Do widzenia i miłego dnia państwu.
- Na pewno nie zostaniesz na śniadanie?
-Naprawdę dziękuję, ale lecę do mamy, chcę z nią spędzić trochę czasu, tata jest w pracy, a nie chcę żeby sama siedziała w domu przy jej stanie.
-Jasne, pozdrów ją. Trzymajcie się.
Zniknął za drzwiami, a ja miałam poczucie winy. Widzę, że nawet moi rodzice mają z nim kontakt jak z członkiem rodziny. Ale już postanowiłam, nie mogę robić niczego wbrew sobie.
-Hope, o której Adam przyjeżdża?
-Około piętnastej mam być gotowa.
-Za jakąś godzinę mamy być w biurze. Nie wiem czy powinnaś zostawać sama.
-Spokojnie, z tego co ostatnio mówiliście sprawa się zaczyna układać, myślę, że najgorsze już za nami. Gdyby coś się działo zadzwonię po Adama, żeby był wcześniej.
-No dobra, ale jak coś jestem pod telefonem, tata tak samo.
-Będę pamiętać.
Zjadłam owsiankę z malinami i wróciłam do pokoju. Sprawdziłam telefon i odsunęłam wszystkie rolety. Piękna pogoda. Poszłam umyć włosy, a później prosto do garderoby wybrać ciuchy na popołudnie.
Nie wiedziałam co Adam planuje, więc nie ryzykowałam z sukienką i obcasami. Postawiłam na jeansowe spodenki i biały koronkowy top na szelkach, a do tego pudrowy, dłuższy sweterek i białe conversy.
Wysuszyłam i wyprostowałam włosy, ale wciąż miałam jakieś cztery godziny do przyjazdu Adama.
Zadzwoniła do mnie Jen, ale stwierdziła, że zaraz wpadnie i opowiem jej wszystko na żywo. Właśnie usłyszałam dzwonek do drzwi, więc zbiegłam otworzyć.
-Jezu dziewczyno jest południe, a ty w piżamie?
-Te twoje miłe powitania...
-Wybacz. - i wyszła z powrotem za drzwi.
-Jen co ty?
Po czym zaraz otworzyła drzwi i i weszła do domu drugi raz.
-Cześć kochanie! Jak tam leci?
-Zdecydowanie lepiej.
-Co jest, że ty dalej w piżamie?
-Eh, za chwilę mam randkę.
-Adam?
-Yep.
-Nareszcie! - zapiszczała mi przed uchem - Myślałam, że już nigdy cię nie zaprosi...
CZYTASZ
Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/
Teen FictionChciałam go pocałować a z drugiej strony uderzyć i wykrzyczeć jak bardzo go nienawidzę, jak zawsze strzelam tą złą odpowiedź. -Nienawidzę cię! Przyjechałeś tu żeby popatrzyć jak płaczę?! Myślisz, że nie cierpiałam przez ciebie? Szukałam cię, martwi...