Rozdział 34

2.4K 108 3
                                    


Stanąłem na korytarzu w całkowitym szoku, nic do mnie nie docierało poza tym, że zostanę tu sam… całkiem sam. 

Wróciłem do tej sali szybciej niż mnie z niej wywalili i nie kontrolowałem co robię, cały czas było słychać pisk tej maszyny i prostą linię na monitorze, ale lekarze się nie poddawali, cały czas prowadzili reanimację. 

Podbiegłem do jej łóżka, ale pielęgniarka chciała mnie zatrzymać. 

-Proszę pana tutaj nie wolno przebywać! Proszę natychmiast wyjść! 

-Nie zostawię jej, musicie coś zrobić!

-Lekarze robią wszystko, ale jest już za późno…

Wyrwałem się jej i odepchnąłem wszystkich, a potem zacząłem krzyczeć i płakać, mam daleko w dupie, że jestem chłopakiem, mój największy skarb właśnie mnie zostawił i nikt nie może nic zrobić…

-Hope! Hope, kochanie nie zostawiaj mnie ! Nie możesz odejść… - między momentami płaczu, mówię wszystko to, co zawsze bałem się jej powiedzieć – Jesteś całym moim światem rozumiesz?! Do jasnej cholery, wiem że jesteś silna i dasz radę! Jeszcze będziesz patrzyć na nasze dzieci, ich problemy, radości, ale proszę cię nie możesz nas wszystkich teraz zostawić! Kocham cię, kocham i nigdy nie przestanę, no ale do kurwy nie zostawiaj mnie!

Złapałem jej zimną, drobniutką dłoń i przyłożyłem sobie do ust, wszystko działo się tak szybko, ostatnie sekundy były dla mnie jak wieczność…

Pocałowałem mojego aniołka i delikatnie odłożyłem jej dłoń na pościel.

Boże dlaczego zabierasz najlepsze co mnie w życiu spotkało… ona nie była nic nikomu winna, prawie została zgwałcona, dlaczego mi ją zabrałeś?!

Nie umiałem opanować swoich emocji, całą twarz miałem we łzach, kiedy nagle wydarzył się cud… 

Przywrócono czynności życiowe. 

Ta cholerna maszynka, która kilka sekund temu przekreśliła moje życie zaczęła teraz równo pikać, nie wiem jak to nazwać, to po prostu cud…

-Hope?! Boże Hope! Nie rób mi tego więcej! Nawet nie waż się mówić, że mnie zostawisz…

Do sali wpadli lekarze i sami byli zszokowani. Lekarz podszedł do jej łóżka i sprawdził wszystkie parametry, a później poklepał mnie po ramieniu. 

-Nie mam pojęcia, jak to się wydarzyło, ale Hope, jest bardzo silna. Widać, że za wszelką cenę chce tutaj wrócić, nie zmarnuj tego…

Opadłem na krzesło obok i znowu ściskałem i całowałem jej dłoń, teraz czułem tylko łzy szczęścia, nigdy nie pozwolę jej odejść, nigdy…

***

2 tygodnie później

***

-Bradley, siedzisz tutaj codziennie, możesz w końcu iść do domu i porządnie się wyspać. – Pani Kate chciała mnie przekonać, ale nie mogłem jej zostawić, w każdej chwili może się obudzić. 

-Nie, wierzę że w każdej chwili może się obudzić. Chcę być wtedy przy niej. 

-Brad, wiesz co lekarz powiedział, nie wiadomo kiedy się wybudzi, czy kiedykolwiek się wybudzi…

-Stop! Hope jest silna i prędzej czy później do nas wróci i nawet nie wyobrażam sobie, że będzie inaczej!

-Cieszę się, że ma kogoś takiego jak ty…

Siedzieliśmy razem na korytarzu, kiedy nagle z gabinetu wyszedł lekarz. 

-Wiadomo już coś?

-Niestety nie mam dla państwa dobrych informacji. Nie mamy gwarancji, że Hope się wybudzi, a jeśli nawet to ostatnie badanie wskazują, że sytuacja sprzed dwóch tygodni mogła uszkodzić część jej mózgu. Przez te kilka minut mogło dojść do niedotlenienia, ale wszystkiego dowiemy się, kiedy już będzie mam nadzieję z nami.

-Dziękuję, możemy do niej wejść?

-Naturalnie, ale tylko na chwilę.

Codziennie ją odwiedzałem, zawsze opowiadałem jej co u naszych znajomych, jaka jest pogoda, czasem nawet czytałem jej książki. Czasem po prostu siadałem obok niej w ciszy i patrzyłem na jej śliczną twarz, która teraz zrobiła się blada i szczuplejsza, dalej widziałem w niej najpiękniejszą kobietę swojego życia. Każdego dnia powtarzam jej jak bardzo ją kocham. Nie wiem czy to słyszy, czy zapamięta, ale będę jej to powtarzał każdego dnia już zawsze.

Kate pojechała do domu, Nie może się przemęczać, a ciąża ją delikatnie osłabiła. Dziś był kolejny pochmurny dzień, ostatnio rzadko świeci słońce, a częściej pada deszcz czy wiele wiatr. Rozsunąłem zasłony, żeby trochę naturalnego światła wpadało do pomieszczenia. Dochodziło już południe, właśnie przyszła Jennifer i Thomas, więc zostali z nią, a ja szybko pojechałem się ogarnąć do mieszkania. Wziąłem szybki prysznic i poszedłem do kuchni po coś do jedzenia, odsunąłem rolety i poczułam na twarzy ciepło promieni słonecznych, tak dawno nie świeciło u nas słońce. Poczułem jakieś dziwne uczucie, jakby nadzieję że wszystko będzie lepiej, co jeśli to znak? Jeśli to słońce jest symbolem mojej Hope, a ona właśnie po tych dwóch tygodniach się obudziła?! Od razu wsiadam do auta i jadę do szpitala. Wpadłem do jej sali, ale wszystko było tak samo. Jen i Tom poszli na dół po kawę, a ja usiadłem obok jej łóżka. Nagle przez jedno okno mocno zaświeciło słońce, tak że jej twarz znalazła się w samym centrum tego blasku. Chciałem iść zasunąć zasłonę, aby nie świeciło jej prosto w twarz, ale nie zdążyłem się jeszcze podnieść z krzesła, jak zobaczyłem że powoli unosi jedną powiekę. Podskoczyłem z krzesła i złapałem ją za rękę, powoli otworzyła też drugie oko, a po chwili oba zmarszczyła dając znak, żeby zasunąć okno. Chciałem usiąść bliżej niej, ale zachowywała się dziwnie. Zabrała swoją rękę z mojej dłoni i zaczęła się szarpać jakby chciała uciec.

Do sali wszedł lekarz, a zaraz za nim pielęgniarka.

-Dzień dobry pani Hope. Nareszcie pani do nas wróciła, wszyscy na to czekaliśmy. 

Sprawdzili wszystkie wyniki i opuścili salę.

-Hope, skarbie, jestem przy tobie. Teraz już wszystko się ułoży, obiecuję.

Dalej była dziwnie niespokojna, ale myślałem że to tylko szok po dość długiej śpiączce…

-A-ale… Kim ty jesteś!? Nie znam cię! Zostaw mnie i wyjdź! Gdzie jest Alex?! Ja chcę mojego Alexa! Nie znam cię, wyjdź!

Zaczęła krzyczeć, a później jej krzyk przemienił się w rozpaczliwy szloch…

Wyszedłem z sali i zadzwoniłem po Alexa i jej rodzinę. Wszystko znowu jest nie tak! Wszystko się zawsze musi się spierdolić…

Wybiegłem ze szpitala i wsiadłem wściekły do samochodu.















Witam😊 Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Zachęcam do zostawienia komentarza lub gwiazdki, to naprawdę motywuje do pracy❤️

Poprawione przez kingsiaz 💞

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz