Rozdział 75

2.7K 97 12
                                    

Rozdział 75

-Brad…

To imię przeszło mi przez gardło, ale nie spowodowało żadnej reakcji.

-Mógłbyś z tego zejść? – powiedziałam, bo to on wywoływał cały hałas tej maszyny. Posłusznie wykonał polecenie nawet na mnie nie spoglądając. Już się odwróciłam, żeby w spokoju wrócić na uroczystość, ale oparłam się o ścianę.

Moje myśli są jednym wielkim chaosem. Serce mówi biegnij, rzuć mu się na szyję, pocałuj, przecież to mężczyzna twoich marzeń. Ale rozsądek całkowicie odwrotnie wróć na miejsce, nie psuj tego co udało ci się odbudować, nie wracaj do przeszłości.

Nie zgadniecie kogo Hope posłucha, głosu serca czy rozsądku? Oczywiste, że tego co jej bardziej skomplikuje życie, no bo po co sobie samej pomóc, lepiej od nowa namieszać.

Spojrzałam na ten wielki tłum uśmiechniętych gości i zawróciłam w stronę wyjścia dotykając jego łokcia, jako znak żeby poszedł za mną. Ledwo musnęłam  jego ubranie, a po całym ciele przeszedł jakiś dreszcz. Ten sam, który zawsze czułam pod jego dotykiem, nie mogę go do siebie dopuścić.

Zeszliśmy po wielkich schodach na chodnik, aby nic nie przeszkodziło ani nam, ani w uroczystości. Serce wali mi jak młot, ale biorę głębokie oddechy i idziemy krok po kroku w ciszy w stronę trawnika.

-Co tu robisz? – zapytałam spoglądając na niego, ale nie usłyszałam odpowiedzi. W jednej ręce trzymał wielki bukiet, a drugą schował w kieszeni spodni. Granatowy garnitur i biała koszula jak zwykle leżały na nim perfekcyjnie.

-Zamierzasz się w ogóle odzywać? Jeśli nie to wracam do środka.

-Przepraszam, nie powinienem tu być.

-Pewnie rodzice ci kazali?

-Nie, chciałem cię zobaczyć, ale wiem że to był błąd.

-Znowu uciekniesz? Znowu potraktujesz mnie jak gówno i odejdziesz?! – łzy zbierały mi się w oczach, a cały murek który wybudowałam wokół siebie po tym wszystkim powoli się sypał.

-Nie chciałem, żeby tak to wszystko wyglądało…

-A jak to sobie wyobrażałeś?! Zostawiłeś mnie kompletnie samą i to przez komputer. Myślałam, że się kochamy, a ty zachowałeś się jak dupek… Byliśmy szczęśliwi, tak mi się wydawało, ale teraz sama nie wiem, może to też była tylko jakaś gra?

-Nie mów tak, wiesz co między nami było.

-Ale ty to wszystko przekreśliłeś!

-Po prostu wiedziałem, że mnie nie zrozumiesz.

-Mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć jak rozmawiamy? – dotąd mówiłam z całkowitym spokojem i obojętnością w łosie, ale złość tak we mnie narosła, że już nie wytrzymałam i wybuchnęłam – Porozmawiaj ze mną jak dawniej i tak między nami nic nie ma, więc zachowuj się jak facet! – krzyknęłam mu prosto przed twarzą, którą i tak miał spuszczoną w stronę chodnika. Nijak na to nie zareagował, więc odwróciłam się i chciałam wróci do kościoła, ale przy ścianie poczułam jak ktoś łapie mnie ramię i przypycha do ściany, a serce zamiera.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz