Rozdział 63

2K 105 55
                                    


-Mówiłem panu, nie mam żadnych istotnych informacji.

-To chcemy usłyszeć te nieistotne.

-Badania trwają, za jakąś godzinę będziemy mieć wyniki, wtedy z państwem porozmawiam. Na razie wszystko, co mogę powiedzieć, to że pani Johnson straciła w karetce przytomność. Badania wszystko na wykażą. Teraz dziękują, ale to wszystko.

-Tak, my również.

Złapał mnie ponownie za dłoń i wyszliśmy z gabinetu. Brad trochę wściekły, no ale trudno, nic nie zdziała. Puścił moją rękę i stanął obok mamy, a ja poczułam pustkę. Usiadłam przy tacie i przytuliłam się do niego.

-Tato, będzie dobrze.

-Wiem córciu, wiem…

Siedzieliśmy tak chwilę, czas płyną powoli, a my dalej nie mogliśmy widzieć się z mamą.

10 minut, nic…

25, też nic…

40 i dalej siedzimy…

Dopiero po półtorej godziny przewieźli ją na salę i podłączyli do tych wszystkich maszynek. Ma cały czas zamknięte oczy.

Lekarz wezwał tatę do siebie, a my we trójkę czekaliśmy przed drzwiami gabinetu. Po 5 minutach tata wyszedł z niego blady jak ściana. Złapałam odruchowo Brada za rękę, a on objął mnie ramieniem dodając otuchy.

-Z Kate wszystko w porządku, to głównie osłabienie. – emocje ze mnie spłynęły i wzięłam głębszy oddech. Ale po policzku taty spłynęła łza, czuję że najgorsze dopiero przede mną…

-Tato?

-U jednego z dzieci wykryli poważną wadę serca. Operacja teraz jest niemożliwa. Ono prawdopodobnie nie przeżyje.

Łzy spłynęły mu po twarzy, a pani Evans przytuliła go do siebie. Wbiłam twarz w klatkę Brada i zaczęłam wyć, dosłownie wyć. Mam gdzieś, że cała jego bluzka robi się już mokra.

Życie chce zabrać mi kolejną osobę i to takie maleństwo…

Poczułam w kieszeni kluczyki i oderwałam się od chłopaka. Wybiegłam ze szpitala i wsiadłam do auta taty. Chcę jechać. Gdziekolwiek, byle daleko od tego miejsca. Nie obchodzi mnie w jakim jestem stanie, jeśli to czas na moją śmierć, proszę bardzo, jestem gotowa…

BRAD POV.

-Pójdę za nią. – powiedziałem mamie i wybiegłem ze szpitala za Hope. Widziałam jak idzie w kierunku samochodu. Co ona do cholery robi?! W takim stanie, to chce się chyba zabić.

Biegnę do samochodu szukając w między czasie kluczy po kieszeniach, ale przypomniałem sobie, że mama je wciąż ma. Jak błyskawica wbiegłem i je od niej zabrałem. Kiedy wyleciałem na pole, Hope wyjeżdżała właśnie z parkingu. Wsiadłem do auta i nie patrząc na nic dookoła ruszyłem za nią.

-Kurwa! – przekląłem, bo właśnie zaświeciło mi się czerwone światło. Trudno, ona jest ważniejsza. Z piskiem opon przebiłem się między trąbiącymi samochodami, żeby tylko jej nie zgubić. Jak zginiemy to przynajmniej razem.

Ha-ha, ale śmieszne Brad.

Staram się ją dogonić, ale cały czas jakieś auta mi przeszkadzają, więc robię slalom po całej jezdni. Gdzie ona nauczyła się tak jeździć?!

Widzę, że jedzie w kierunku wyjazdu z miasta, wiem którędy będzie jechać. Skręciłem gwałtownie i zjechałem z głównej drogi. Jeśli się pospieszę, zdążę ją złapać za lasem.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz