Rozdział 74

2.2K 98 9
                                    

 Podskoczyłam na łóżku słysząc tłuczone szkło gdzieś na dole. Matko to już dzisiaj… Ten czas tak zleciał i już za chwilę będzie tu masa kosmetyczek i rodziny, która zjedzie się na wesele.

Zbiegłam po schodach, gdzie mama sprzątała rozbitą szklankę z przybitą miną.

-Ej, to na szczęście.

-Tak, na szczęście.

-Coś się stało? Halo, to ma być wasz najszczęśliwszy dzień w życiu!

-Będzie, po prostu nie wiem, czy to dobrze dla dzieci…

-Stop! Niczym się nie przejmuj. Dzieci będą zachwycone. Każdy będzie wniebowzięty tą imprezą! Już ja tego dopilnuję. A ty we trochę się odpręż i pamiętaj, że jestem na każde zawołanie.

Przytuliła mnie, a mina jej się wyraźnie rozpromieniła.

-Jest ósma. Za godzinę będą tu nasze kosmetyczki i fryzjerki. Ślub zaczyna się o 13. Zdążymy?

-Mamooo, nie dramatyzuj.

-Ok, masz rację. Pamiętasz, żeby odebrać nasze sukienki?

-Pamiętam o wszystkim. Wszystkim. Zjedz tą kanapkę i wyluzuj.

Hmm, łatwo mówić wyluzuj, a sama nie wiem jakie to uczucie przed ślubem. W każdym razie lubię wszystko organizować, a dzisiaj mam do tego idealną okazję. Złapałam jabłko i poszłam do pokoju gryząc je po schodach. Wzięłam z garderoby jeansowe spodenki i crop top, włosy związałam w kucyka, a na nogi wsunęłam białe Conversy do kostek. Makijażu nawet nie robię, bo zaraz musiałabym go zmyć. Wzięłam kluczyki do samochodu i już po paru minutach byłam w salonie naszego projektanta. Przed odbiorem sprawdziłam wszystkie cztery duknie i odetchnęłam z ulgą, by były idealnie takie jak sobie zaplanowałyśmy. Ułożyłam je równo z tyłu w samochodzie i jeszcze wstąpiłam do kwiaciarni odebrać bukiety dla Kate i jej siostry i ta takie małe przypinki dla gości i taty oraz jego brata.

Cofnęłam samochód do garażu, bo właśnie przyjechał fotograf i kamerzysta ni oczywiście kilku dziennikarzy, w końcu tata to wielki biznesmen znany w tym miejscu, ale ich pilnuje ochroniarz, aby nie zakłócali w żaden sposób rodzinnej atmosfery. Wyjmowałam po kolei wszystkie rzeczy z auta i uśmiechałam się do młodego fotografa – całkiem przystojnego swoją drogą - który ewidentnie wysyła mi jakieś uśmieszki i robi już zdjęcia. Co z tego, że jestem nie przebrana i bez makijażu, pamiątka to pamiątka. Zapozowałam do zdjęcie najpierw uśmiechając się, z później jakąś głupią miną i roześmiana pobiegłam do domu, a on wrócił do montowania swojego sprzętu.

Rozwiesiłam moje sukienki w garderobie, a mamy zaniosłam do jej garderoby, tam będą na pewno bezpieczne przed tatą, którego ulokowałyśmy w pokoju gościnnym z daleka ich sypialni. Jakieś zwyczaje trzeba zachować, nie mogą się za nic widzieć. Może to głupie, albo przesądne, ale ja tam lubię takie szczególiki. Tak samo, jak to że panna młoda ma mieć coś pożyczonego. Nie wiem jak to działa, ale babcia z Polski to babcia, jak tak mówi to nie śmiem zaprzeczyć, właśnie dlatego Kate będzie miała jedną z moich ulubionych spinek ze ślicznym diamentowym kwiatkiem.

Zadzwoniłam do lokalu i wszystko już prawie gotowe, oby tak dalej. Ciekawe ilu kucharzy zatrudnili, z tego co wiem będzie prawie 200 osób. Preferuję kameralne uroczystości, ale wesela to wyjątek, to ich dzień i niech każdy wie i podziwia jacy są szczęśliwi.

Never lose hope.../ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz