Rozdział 12

85K 2.3K 289
                                    

Nadszedł poniedziałek. Niechętnie zwlekłam się z łóżka zdającsobie sprawę, że zasnęłam i od razu poczłapałam do łazienki biorąc gorący prysznic, myjąc, susząc i prostując włosy. Później przez kolejne półgodziny nakładałam w miare lekki makijaż. Podkreśliłam swoje duże oczy, kości policzkowe i usta matowo brązową szminką. Założyłam białą koszulę, granatową spódnicę i jasno brązową kurtkę która idealnie komponowała się z moimi beżowymi szpilkami. Z pokoju wzięłam jeszcze białą torebkę i zbiegłam na dół.

-Cześć-przywitałam się z Julie która jakgdyby nigdy nic siedziała i jadła w spokoju śniadanie. Nie miałam czasu na wypicie kawy, więc stwierdziłąm, że wypije w pracy.-dlaczego mnie nie obudziłaś?

-Sama niedawno wstałam-wzruszyła ramionami.-zajebiście wyglądasz Brooke.

-Dzięki-powiedziałam pakując do torebki jabłko i batona.-ty nie w pracy?

-Zaczynam za dwie godziny. Jasper mnie podwozi.

-Ja lecę. Widzimy się wieczorem.

-Narka Brooke-krzyknęła gdy wychodziłam z domu. Wsiadłam do mojego samochodu rzucając torebkę na siedzenie obok i z piskiem opon wyjechałam z podwórka.

-Siedem minut. Świetnie-mruknęłam zirytowana omijając inne samochody i tylko modliłam się, aby nie było policji. Zależało mi na tej pracy i nie chciałam się spóźnić. Dlaczego mój cholerny budzik nie zadzwonił? Warknęłam zirytowana zatrzymując się szybko na parkingu. Zgarnęłam torebkę i pobiegłam w szpilkach do wielkiego biurowca. Przywitałam się na szybko z wszystkimi pracownikami którzy podobnie jak ja gdzieś się śpieszyli, więc niektórzy nawet nie mruknęli powitania.

Wsiadłam do windy wciskając guzik na dwudzieste piąte piętro. W tymczasie spojrzałam na złoty zegarek na moim prawym nadgarstku.

-Dwie minuty. Zdąże-mruczałam sama do siebie. Drzwi się rozsunęły, a ja szybko wybiegłam na korytarz. Na moje nieszczęście spotkałam po drodze szefa który gdy tylko mnie zobaczył zmrużył oczy, a kąciki jego ust powędrowały ku górze.

-Dzień dobry-przywitałam się.

-Witaj Brooke. Zaspałaś?-zapytał, a ja myślałam, że zemdleje. Cholera, jak on to zauważył?

-Um...tak. Przepraszam, ale budzik mi nie zadzwonił i...

-Spokojnie-przerwał mi.-każdemu się zdarza. Myślisz, że ja nigdy nie zaspałem. Tylko, żeby było to nia za często.

-Dobrze. Obiecuje-kiwnęłam głową, a mój szef podszedł do mnie z jakimiś papierami. Poczułam od niego te cudowne (ale zapewne niesamowicie drogie) perfumy, papierosy i mięte. Boże, rozpływałam się gdy czułam jego zapach.

-Tutaj masz papiery które musisz oglądnąć i poprostu porozdawać do odpowiednich oddziałów, rozumiesz? 

-Tak. Oczywiście-odebrałam od mężczyzny kubkę papierów. Gdy przez przypadek musnęłam jego dłoń zesztywniałam. Jego szorstka, duża dłoń była tak idealna, że miałam ochotę ją chwycić i nie puszczać.

-To dobrze. Masz dość sporo pracy więc weź się do roboty.

-Dobrze szefie-kiwnęłam głową idąc do swojego gabinetu. Odłożyłam papiery i zanim zaczęłam pracę wyciągnęłam kosmetyczkę. Przeczesałam włosy które wyglądały źle gdy się śpieszyłąm, dodałam trochę pudru i odnowiłam szminkę na ustach. Po tym zabiegu zaczęłam swoją pracę gdzie przez kolejne godziny wypełniałam jakieś papiery i co chwile jeździłąm windą i biegałam po schodach, aby porozdawać papiery do odpowiednich gabinetów. To było męczące zwłaszcza, że nie piłam od rana kawy, więc byłam padnięta. Stwierdziłam, że gdy tylko skończę tą pracę (a to prędko nie nastąpi) pójdę do bufetu po jakąś mocną kawę, bo dzień bez kawy to dla mnie dzień stracony. Mogę nie jeść śniadania, ale kawa musi być.

Wzięłam kolejną teczkę z uzupełnionymi papierami i zjechałam na piętnaste piętro. Wychodząc z windy uderzyłam w jakąś męską sylwetkę więc podniosłam głowę, a na mojej twarzy wykwitł uśmiech.

-Tony, hej.

-Cześć piękna-powiedział i pocałował mnie w policzek.-gdzie ci tak śpieszno?

-Em...mam sporo pracy. Bieganie, oddawanie papierów, uzupełnianie. Trochę tego jest.

-Rozumiem-kiwnął głową.-cóż...ja też mam dzisiaj sporo pracy. Może umówimy się dzisiaj na kawe?

-Przepraszam Tony, ale dzisiaj po pracy chce jechać do domu odpocząć. Może być jutro?

-Nie widzę problemu. To teraz leć, powodzenia.

-Dziękuje.

Tony pocałował mnie ponownie w policzek, a ja zaczerwieniona ruszyłam w stronę kolejnego gabinetu chcąc oddać potrzebne papiery. Ta praca mnie kiedyś wykończy. Przysięgam.

BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz