Zeszłam na dół za dziewczynkami które mimo choroby wesoło biegły do kuchni. Cały czas obciągałam koszulkę Iana, aby nie było nic widać. Mimo, że jego podkoszulek jest dość spory to i tak wolałam pokazywać jak najmniej dzieciom. Moją twarz pokryła czerwień, usta miałam spierzchnięte natomiast włosy sterczały we wszystkie strony
Każdy głupi domyśliłby się o co chodzi...
-Uhm...co chcecie na śniadanie?-zapytałam speszona patrząc kątem oka na Iana który znalazł się obok mnie bez koszulki;jedynie w samych bokserkach. W przeciwieństwie do mnie był wesoły i cały czas uśmiechnięty podczas gdy ja byłam zażenowana całą sytuacją. Cholera, dziewczynki zobaczyły nas w dziwnej sytuacji dzisiaj rano, a dla mnie coś takiego jest cholernie upokarzające.
-Płatki z mlekiem!-pisnęły.
-Usiądźcie przy stole, a ja wam zrobię-odparłam podchodząc do lodówki. Wyciągnęłammleko i nalałam do garnka, a potem zaczęłam podgrzewać. Spojrzałam na Charlotte i Eveline które siedziały przy stole w piżamach i z pluszakami i wesoło o czymś gawędziły. Głównie Charlotte, bo Eveline czasem tylko coś mówiła,ale za to uważnie ją słuchała.
Zobaczyłam, że obok mnie stanął Ian.Oparł się o blat podobnie jak ja.
-Mógłbyś się ubrać-wyszeptałam w jego stronę, a mężczyzna posłał mi kpiący uśmiech.
-W nocy nie narzekałaś-szepnął mi do ucha, a ja się lekko zaczerwieniłam.
-Tutaj są dzieci-pisnęłam cicho.-idź się ubrać.
-Dziewczynki widziały mnie już takiego-wzruszył ramionami.-często takchodzę po domu.
-Nie wierze, że chodzisz przy chrzestnicach w samych majtkach-prychnęłam.
-To uwierz skarbie-mrugnął.-nie zwracają na mnie uwagi.
-Jaki ty przykład im dajesz?-westchnęłam.
-Za pare lat same będą mieć chłopaka co będzie chodził w samych bokserkach.
-Chyba za parenaście lat-syknęłam, a Ian się uśmiechnął.
-Cokolwiek. Po prostu mówie, że to nic nadzwyczajnego. Nie chodzę nagi...
-Daleko do tego ci nie brakuje-odparłam odwracając się przodem do blatu i wlewając do misek ciepłe, ale nie gorące mleko. Następnie nasypałam im płatków i postawiłam miski na stole, a dziewczynki zaczęły jeść.
-Gdzie idziesz?-zapytał gdy biegłam na góre. Nie odpowiedziałam. Założyłam w pośpiechu spódniczkę i pobiegłam na dół.
-Muszę już iść-powiedziałam.
-Odwieść cie.
-Nie trzeba. Pa dziewczynki-pocałowałam dzieci w policzek.
-Przyjdziesz jeszcze?-zapytała cichutko trzylatka zajadając płatki z mlekiem.
-Przyjdę. Zdrowiejcie i zażywajcie leki. Pa Ian-burknęłam jedynie i szybkim krokiem wybiegłam z domu wsiadając do swojego samochodu i jadąc do domu.
-Jasna cholera-westchnęłam sama do siebie gdy dotarło do mnie, że przespałam się z własnym szefem. Jestem jego kolejną dziwką do kolekcji. Jego kolejną zabawką.
-W snach-prychnęłam gdy zdałam sobie z tego sprawę. Nigdy już mu nie ulegne. Przespałam się z nim jeden jedyny raz, ale o tym zapomnę. I najlepiej niech Ian rucha tą całą Marthe, ale nie mnie. Nie chce być jego kolejną dziwką. Co to to nie!
Zaparkowałam pod swoim domem i weszłam do środka po drodze ogarniając troche włosy.
-Hej!-krzyknęłam zamykając drzwi.
-Cześć-powiedziała Julie wychodząc z kuchni, a po chwili pisnęła jakby zobaczyła ducha.
-Co? Fryzura?-pytałam przerażona.-to przez wiatr. Dużo wieje teraz i wyglądam jak wyglądam.Na dodatek...
-Nie o to chodzi Brooke-wyszeptała patrząc na mnie z przerażeniem.-skąd to masz?
-Co?-zapytałam patrząc na siebie, a po chwili zdałam sobie z tego sprawę.-jasna cholera-warknęłam zdając sobie sprawe, że nadal mam na sobie koszulkę Iana. Jakim cudem założyłam spódniczkę, a zapomniałam przebrać się w górną częśc garderoby?
Może dlatego, że koszula leżała w strzepąch w rogu pokoju?
-Boże!-zatkała usta dłonią i pisnęła.-wreszcie uprawiałaś seks! Od tak dawna-rzuciła mi się na szyję.
-Uspokój hormony Jones-warknęłam mówiąc do przyjaciółki po nazwisko.-nie...przespałam się z nikim.
-Mhm-wywróciła oczami.-masz męską koszule, roztrzepane włosy i spuchnięte usta. Na dodatek rozmazany makijaż. I nie mów mi, że spałaś u kolegi i ten pożyczył ci ubranie bo ci nie uwierze.
Westchnęłam wiedząc, że blondynka zna mnie aż za dobrze. Nie było sensu kłamać.
-Tak. Przespałam się z facetem-przyznałam się,a Julie kolejny raz mocno mnie przytuliła.
-Wreszcie ktoś cie porządnie wyruchał! Nareszcie! Od tak dawna!-piszczała.
-Julie, zamknij się. To była...chwila słabości. Stało się.
-Podobało ci się?-wypaliła.
-Co?
-Pytam czy ci się podobało.
-Oh...no...ten...było...Ok-rzuciłam krótko lekko zdenerwowana.
-Mam nadzieje, że pamiętaliście o gumkach.
-Nie jestem głupia Julie-wywróciłam oczami.
-Kto to był?
-Nieistotne.
-Własnej przyjaciółke nie powiesz?-prychnęła opierając się biodrem o ściane.
-Ty mi nie mówisz twoich spraw łóżkowych.
-Jak chcesz mogę ci powiedzieć-zaśmiała się.
-Podziękuje. Ale ty nie musisz wiedzieć z kim to zrobiłam.
-Ostatni raz spałaś z Beniaminem jakieś...-blondynka wbiła wzrok w sufit i zrobiła zamyśloną minę.-rok temu. Więć chyba mam prawo wiedzieć komu mam podziękować, że dopełnił moją przyjaciółkę?
-Julie, daj spokój-westchnęłam lekko zirytowana i oparłam się o ścianę na przeciwko blondynki.
-Taka z ciebie przyjaciółka?-prychnęła.
-Mówie ci wszystko, ale z kim spałam to chyba za przeproszeniem nie twój interes.
-Chciałam tylko wiedzieć-podniosła ręce w geście obrony.-ale skoro nie chcesz mi powiedzieć to trudno. Jeżeli wolisz,żeby to była tajemnica.
-Julie-mruknęłam znudzona.-może kiedyś ci powiem. Teraz jestem zmęczona. Chciałabym odpocząć.
-Zmęczona po bzykaniu?-poruszyła dwuznacznie brwiami, a ja uderzyłam głową w ścianę.
-Nie Julie. Po prostu mało spałam.
-Ja już wiem czemu mało spałaś-zaśmiała się, a ja posłałam jej mordercze spojrzenie, na co blondynka podniosła wysoko ręce.-nic nie mówię.
-Dziękuje-sarknęłam gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Poczłapałam tam i otworzyłam je patrząc na osobę przede mną.
Jak spędzone święta?Szybko minęły, prawda? Najedzeni? Ja bardzoo XD Przy okazji nabraliście kogoś 1 kwietnia, albo ochlapaliście kogoś wodą?Buziaki :*
CZYTASZ
Boss
RomanceGdy dwudziesta dwu letnia Brooke podejmuje się pracy jako asystenka w biurze nie spodziewa się, że jej szefem zostanie nieziemsko przystojny, tajemniczy mężczyzna. Od tej pory życie Brooke zmieni się o sto osiemndziesiąt stopni za sprawą swojego prz...