Rozdział 57

58.7K 1.7K 257
                                    

Te dwa dni minęło bardzo szybko. Następnego dnia po ognisku byliśmy na spacerze, nawet na kuligu. Chłopcy poszli też na narty, a ja z Julie siedziałyśmy w kawiarni. Było cudownie. Po dwóch dniach spakowani wróciliśmy do domu. Pożegnaliśmy sie z chłopakami i weszliśmy do swojego domu. Jak to sie mówi? Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Już po dwóch tygodniach mogłam wrócić do pracy. To dobrze, bo miałam już dość ciągłych oglądania seriali przed paczką chipsów. Chciałam już wrócić do pracy. Ubrana w pudrową sukienke i szpilki pojechałam prosto do pracy, a na mojej twarzy od rana można było zauważyć szeroki uśmiech. Oczywiście każdy mnie przytulał i pytał czy wszystko okey, a ja odpowiadałam, a z niektórymi zamieniamiałam pare słów. W drodze do gabinetu usłyszałam wołanie Toniego. Gdy się odwróciłam ten porwał mnie w swoja ramiona mocno do siebie tuląc.

-Ale się stęskniłem-wyszeptał w moje włosy.

-Tak. Ja też-zaśmiałam się.

-Martha już rtu nie pracuje. Teraz jest tutaj inna recepcjonistka.

-Ian coś wspominał-mruknęłam, a ten odsunął się ode mnie z lekkim bólem w oczach.-coś nie tak?

-Ty i szef...jesteście razem?

Cholera. Powiedział mu? Czy sam sie domyślił?

-Ian ci...powiedział?

-Sam na to wpadłem-wzruszył ramionami.-gdy spadłaś ze schodów popłakał sie jak dziecko i krzyczał na każdego, aby zadzwonił na pogotowie. Na dodatek mówił do ciebie "kochanie, skarbie" więc coś jest na rzeczy, prawda?

-Oh...no...-spuściłam na chwile głowe. Nie ma sensu kłamać.-no tak. Jesteśmy razem.

-Um...to...fajnie. Chyba.

-Chyba?-zmarszczyłam brwi. Blondyn stał z rękami w kieszeni i patrzył wszędzie tylko nie na mnie.

-Czyli już nie mam u ciebie szans?

-Szans?-spytałam. Oh, już wszystko jasne. Tony poprostu...myślał, że ja i on...że coś z tego będzie. Cholera, jak ja mam tu powiedzieć? Nie zostawie dla niego Iana. Traktuje go tylko jako przyjaciela.

-Tony, nie zrozum mnie źle. Jesteś wspaniałym facetem, przystojnym, mądrym, ambitnym, ale...

-Ale kochasz Iana. Rozumiem-uśmiechnął się lekko.

-Tony...

-Brooke, na prawdę rozumiem-odparł z wymuszonym uśmiechem.-życze wam szczęścia i wszystkiego co najlepsze.

-Przepraszam, że tak to wyszło-odparłam cicho.-na pewno znajdziesz jakąś fajną dziewczyne. Która by nie chciała takiego chłopaka jak ty-dźgnęłam go lekko w żebra a ten zaśmiał sie cicho.

-Ale przyjaciółmi być możemy?

-No pewnie-przytuliłam sie do niego.

-To dobrze-odszepnął.-wybacz Brooke, ale musze już wracać do pracy.

-Tak. Ja też. Do później.

-Do później-pocałował mnie w policzek i poszedł posyłając mi lekki uśmiech. Poszłam więc do swojego gabinetu gdzie zaczęłam swoją prace. Robiłam ją z wielką chęcią, bo przez te dw atygodnie zdążyłam zatęsknić za papierowymi obowiązkami. Dzisiaj niestety lub stety piątek więc pracuje jeden dzień, a potem mam wolne. Wolałam jednak przyjść dzisiaj do pracy, a nie czekać do poniedziałku.
***

O osiemnastej wzięłam swój płaszcz i wyszłam na pole. Oczywiście zamknęłam na chwile oczy gdy poczułam śnieg na swojej twarzy i mroźne powietrze. Opatuliłam sie bardziej szalikiem, ale nagle poczułam niewyobrażalne ciepło. A to dlatego, że ktoś mocno mnie do siebie przytulił przez co szeroko się uśmiechnęłam.

-Stoisz i marzniesz skarbie-wyszeptał mi do ucha Ian.

-Właśnie mam zamiar jechać do domu-oznajmiłam obracając się do niego. Ian objął mnie w talii i pocałował krótko w usta.

-Zabieram cie gdzieś-wyszeptał mi do ust.

-Gdzie?-zmarszczyłam brwi.

-Jets piątek. Chce się z tobą dobrze bawić.

-No...dobrze. Tylko wróce do domu i sie przebiore.

-Nie trzeba-złapał mnie za ręke.-tak wyglądasz idealnie.

-W sukienke i szpilkach?-uniosłam do góry brwi.

-Tak. Wsiadaj-otworzył mi drzwi od samochodu, a gdy wsiedliśmy Ian odpalił samochód i ruszył. 

Po paru minutach zatrzymaliśmy się pod wielkim budynkiem, a ja już wiedziałam dlaczego nie musiałam sie przebierać. Byliśmy w klubie. Już na zewnątrz czułam dudniącą muzyke. Zobaczyłam, że faceci którzy wyszli zapalić mierzyli mnie wzrokiem, a laski ze świecącymi oczami patrzyły sie na MOJEGO Iana, więc żeby im pokazać, że jest mój złapałam go za reke, a dziewczyny popatrzyły na mnie w szoku.

-Jesteś zazdrosna?-wyszeptał mi do ucha, a ja nie odpowiedziałam.-wiem, że jesteś. Ale spokojnie. Ja o ciebie jestem tysiąc razy bardziej zazdrosny-po czym chwycił mnie w talii i weszliśmy do środka. Daliśmy kurtki do szatni i weszliśmy do ciepłego klubu gdzie dudniącamuzyka szumiła mi w uszach.

-Czas sie napić-krzyknął mi do ucha Ian podchodząc do baru. Zamówił dla mnie drinka, a dla siebie piwo. Zaczęliśmy szukać wolnego miejsca, a że było tylko jedno usiadłam Ianowi na kolanach. Dziewczyny przechodzące obok mnie śliniły sie na widok Iana, a ten w tedy całował mnie w policzk, skroń, albo usta, żeby pokazać, że jest zajęty. Boże, jak ja kocham tego faceta.

-Idziemy tańczyć-powiedział mężczyzna. Odstawiliśmy puste szklanki i poszliśmy na duży parkiet gdzie tłum ludzi bawił się w rytmie szalonej muzyki.
***

Cóż...po paru drinkach, iluś tam szotach i po paru łykach piwa od Iana byłam lekko pijana, ale nadal chciałam sie bawić. Podniosłam ręce do góry i zaczęłam ruszać biodrami. Ian nie pozwalał mi tańczyć samej. Twierdził, że wyglądam zbyt pociągająco i musi mnie pilnować, więc nawet gdy był zmęczony szedł ze mną na parkiet. Poczułam czyjeś ręce na biodrach przez co zaprzestałam ruchów.

-Zatańczyć piękna?-zapytał jakiś facet, ale Ian zjawił sie obok mnie i przyciągnął do siebie. Chłopaczek był dużo niższy i szczuplejszy.

-Ona jest moja-warknął, a ja chciałam wybuchnąć śmiechem widząc jaki jest zazdrosny.-idź poszukaj jakiejś naiwnej, samotnej laski.

Spłoszony chłopak szybko oddalił sie i zniknął w tłumie, a ja zarzuciłam ręce na szyje Iana i zaczęłam sie bujać w rytm muzyki.

-Jesteś zazdrosny-odparłam.

-Szczerze?-zbliżył sie do mnie i wyszeptał mi do ust.-w chuj.

BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz