Rozdział 42

71.9K 1.9K 199
                                    

Zaczynało robić się coraz zimniej, więc poza płaszczem i szalikiem musiałam ubierać grube buty, rękawiczki i czapki. Narazie koniec z cienkimi sweterkami i czapkami z daszkiem. Co to oznacza? Przyszła zima. Za oknem pojawiły się płatki śniegu które pokryły prawie całą okolice w pare dni! Tak więc zrobiło się biało. Na dodatek nadchodzą święta. A ja kocham święta! Wigilijne potrawy, składanie życzeń, prezenty, kolendy. W tym roku Julie jedzie do swoich rodziców, a ja do swoich. Każda spędza święta osobno w swoim gronie rodziny i troche nam smutno, że nie możemy spędzić ich razem.

-Nienawidze zimy-warknęła Julie gdy razem siedziałyśmy w salonie przy kubku gorącej czekolady. Julie miała na sobie śnieżnobiały, czysty sweterek i czarne jeansy, a na nogach różowe adidasy. Ja natomiast to co innego. Ponieważ w niedziele siedziałam w domu miałam na sobie szarą bluze z kapturem, ocieplane dresy, a na nogach kapcie które kiedyś podarowała mi mama. W przeciwieństwie do ślicznych, rozpuszczonych włosów Julie moje były spięte w byle jakiego kucyka. Siedziałam na kanapie trzymając gorący kubek w dłoni i oglądając telewizje, a Julie siedziała po turecku od dobrej godziny wpatrując się w okno.-tęsknie już za latem.

-Troche sobie poczekasz-zaśmiałam się, a blondynka prychnęła.

-Daj spokój. Chce już zakładać shorty i cienkie sukienki, a nie grube kurtki, czapki i szaliki. Na dodatek ten czerwony od zimna nos i policzki. Ugh! Tragedia!-wyrzuciła ręce w góre, a ja pokręciłam rozbawiona głową upijając łyk napoju.

-Już nie marudź. W zime też można robić coś fajnego.

-Na przykład?-odwróciła głowe w moją strone.

-Um...no...ulepić bałwana, czy jechać na sankach.

-Ile ja mam lat,  żeby bawić się na śniegu?-mruknęła znowu patrząc na widok przez okno.

-No to wyjedź do Turcji czy Chorwacji skoro tak bardzo chcesz lato.

-Chyba tak zrobie-mruknęła cicho.-tam przynajmniej będzie słońce i plaża. 

-Wytrzymasz te pare miesięcy.

-A potem znowu kolejne pare miesięcy przy wiośnie, aby znowu nastało lato-syknęła.

-Jesteś pesymistką-odparłam rozbawiona po czym kichnęłam.

-Widzisz?-pisnęła wskazując na mnie palcem.-już jesteś chora. Zima to zło! 

-W cale nie jestem chora tylko...-znów kichnęłam.-po prostu coś mi wpadło do nosa.

-Mhm-prychnęła.-ja wiem od czego jesteś chora. "Zaraz wróce, nic mi nie będzie"-cytowała starając się udawać mój głos.-i co? Wybiegłaś do sklepu z zwykłej bluzie!

-Nie było mnie jakieś dziesięć minut-wywróciłam oczami.

-Przez to dziesięć minut mogłaś się zarazić.

-Nie...nie prawda-zająkałam się ponownie kichając.

-Jak nic jesteś chora-odparła kręcąc głową.-dobrze się czujesz?

-Właśnie niezupełnie-powiedziałam czując, że zaczynam coraz cięższej oddychać przez ten katar.

-Właśnie widze, że jesteś jakaś dziwna dzisiaj-powiedziała.-i cała czerwona.

-To pewnie od gorącej czekolady-wyszeptałam czując lekkie drapanie w gardle.

-Mhm. Albo od gorączki-powiedziała kładąc mi dłoń na czole.-hm...ciepłe.

-Jest tu ciepło więc czego oczekujesz?-wywróciłam oczami. Julie westchnęła po czym wstała idąc do kuchni, a zaraz wróciła z termometrem.

-Masz. Zmierz temperature.

Włożyłam termoment pod pache i popatrzyłam na blondynke. Po co tak się o mnie martwi? Jest mi gorąco, bo w domu jest ciepło. Gdy termomentr zaczął pikać podałam go Julie.

-Tak jak myślałam. Masz lekką gorączke. Idź do łóżka i najlepiej zadzwoń do Iana, że nie przyjdziesz.

-Co? Musze iść do pracy!-krzyknęłam.

-W takim stanie? Nie ma mowy.

-Ale...przecież...

-Brooke-Julie złapała mnie za ręke.-Ian to twój chłopak. Zrozumie, że jesteś chora i że nie możesz przyjść. Dzwoń do niego, albo ja to zrobie.

-Julie...

-Nie-warknęła widząc moje słodkie oczka.-w tej chwili do łóżka i do niego dzwonisz.

-Nienawidze sie-syknęłam podnosząc się z kanapy.

-Też cie kocham.

Zakręciło mi się w głowie, więc chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę mojego pokoju gdzie od razu zakopałam się pod ciepłą pieżynką. Wystawiłam ręke, aby wziąć telefon i wystukać numer do Iana.

-Halo?-zapytał po dwóch sygnałach.

-Hej Ian-przywitałam się i kichnęłam.

-Hej Brooke. Stało się coś?

-Nie. To znaczy tak-potarłam ręką o czoło. Julie przyszła do mnie i podała mi chusteczki oraz ciepłą herbate, a ja posłałam jej lekki uśmiech gdy wychodziła z pokoju.-rozchorowałam się. Nie dam rady przyjść jutro do pracy. Przepraszam, że tak późnie dzwonie, ale teraz mnie rozłożyło.

-Jasne. Rozumiem. Na pewno dobrze? Kupić ci coś? Może przyjechać?-wypytywał. Był uroczy gdy się o mnie martwił.

-Nie. Julie się mną opiekuje-kichnęłam, a Ian zaśmiał się krótko.

-Dobrze. To masz załatwiony urlop do końca tygodnia.

-Ale...nie musisz tak długo. Jeden, dwa dni wystarczą.

-Wykluczone. Zostajesz w domu do końca tygodnia, a gdy zobacze cie w pracy osobiście zawioze cie do domu.

-Dobrze-westchnęłam.-dziękuje Ian.

-Odpoczywaj skarbie. Jutro przyjade do ciebie. Urwe sie troche z pracy.

-Ale...

-Żadne ale Brooke. Przyjade jutro.

-Dobrze. Nie zamierzam sięz tobą kłócić.

-Mądrze-zaśmiał się, a ja razem z nim.-to odpoczywaj. Leż w łóżku, bierz tabletki...

-Wiem jak sie leczy Ian-wywróciłam oczami.

-Po prostu sie o ciebie martwie.

-Wiem i dziękuje. To do jutra Ian.

-Narazie kotku. 

Rozłączyłam się gdy Julie weszła do mojego pokoju.

-Dał ci zwolnienie?

-Tak.Do końca tygodnia i nie chciał słyszeć słowa sprzeciwu-wytarłam nos chusteczką.

-Wspaniale. Ian jest cudowny gdy się o ciebie martwi. Przyniose ci leki na gorączke, bo wyglądasz coraz gorzej.

Julie wyszła z pokoju, a ja położyłam się na miękkiej poduszce czując, że na prawdę rozkłada mnie poważna choroba.

BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz