Rozdział 46

64.1K 1.8K 157
                                    

Wybiegłam z domu wlokąc za sobą mój płaszczktóry po chwili wpadł do śniegu i był cały mokry. Podniosłam go i szłam dalej kamienistą ścieżką czując łzy na swoich policzkach które co chwile ścierałam. Pociągałam nosem nie wiem czy z zimna czy płaczu. Było mi zimno, ale co teraz zrobie? Nie założe mokrego płaszcza, a do domu mam kawałek i to nawet nie wiem w którą strone.

Pokręciłam szybko głową czując na swoich policzkach kolejne ciepłe łzy. Szłam przed siebie i nie wiem nawet w którą strone. Wiem, że nadal byłam na posesji rodziców Iana bo czułam pod szpilkami chrupoczące kamyki oświetlane przez lampki ogrodowe.

-Brooke!-usłyszałam krzyk, ale go zignorowałam.-Brooke, cholera! Czekaj!

Usłyszałam jak mężczyzna zbiega po schodach, a potem jego ciężkie zbliżające się kroki. Po chwili zostałam objęta w talii i zaczęłam się wyrywać.

-Puszczaj mnie!-krzyczałam.-zostaw, słyszysz?!

-Brooke, uspokój się-wyszeptał odwracając mnie w swoją strone. Z moich oczu naokrągło płynęły łzy, ale już ich nie ścierałam.

-Puść mnie, zostaw!-szlochałam bijąc go raz po raz w jego twardą klatke piersiową. Ian tylko stał i spokojnie czekał, aż moje nerwy mi przejdą.-zostaw mnie!-krzyczałam bijąc go pięściami. Gdy jednak do mnie dotarło co robie zaprzestałam swoich ruchów i oparłam głowę o jego klatke piersiową cicho łkając. Ian od razu przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w niego mocniej. Przy nim czułam niesamowite ciepło i bezpieczeństwo.

-Cholernie cie za nich przepraszam-szeptał mi do ucha gładząc moje plecy.-moja matka zawsze taka jest.

-W...wiem-pociągnęłam nosem.-mówiłeś mi, a ja chciałam ich poznać.

-Ale nie planowałem przyjścia Victori. Przepraszam cie Brooke, że musiałaś to wszystko usłyszeć. Wiedz, że tak nie myśle-mówił w moich włosach. Pomimo mrozu i późnej pory staliśmy na ścieżke przytulając się do siebie.

-Moi rodzice nie są nieudacznikami-szeptałam.-bardzo ich kocham i nie mogłam znieść tego gdy ich tak nazwała.

-Twoi rodzice nie są nieudacznikami-powiedział.-to bardzo sympatyczni i kochający ludzie którzy zrobiliby dla ciebie wszystko. To moja matka jest nieudacznikiem. Dla niej liczą się tylko pieniądze i luksusy. Twoja matka kocha cie nad życie.

-Gdy zaczęła ich obrażać musiałam wyjśc-mówiłam przy jego klatce piersiowej.

-Dobrze zrobiłaś. I dobrze, że ich broniłaś. Moja matka na za dużo sobie pozwala.

-Ale w jednym miała racje-westchnęłam i wzięłam drżący oddech.-jestem z niższych sfer. Nie pasuje do ciebie. Ty jesteś bogaty, cholernie przystojny, mógłbyś mieć każdą, a ja to ta gorsza.

-Kurwa, przestań-Ian odsunął mnie lekko od siebie aby spojrzeć mi głęboko w oczy.-nawet tak nie mów. Jesteś dla mnie najważniejsza, nigdy nie chciałbym mieć innej. To ty mnie zmieniłaś na lepsze. Nie ważne ile masz pieniędzy i gdzie mieszkasz. Dla mnie jesteś po prostu Brooke. Moją Brooke-wyszeptał i delikatnie pocałował mnie w czoło.

-Ale nie pasuje do twojego życia-zaszlochałam cicho.-powinieneś związać sie z Victorią. Ona jest piękna, bogata...

-I w chuj sztuczna-przerwał mi.-Brooke, Victoria to kawał plastiku. Przystawia sie do każdego faceta-ponownie mnie do siebie przytulił, a ja chwyciłam materiał jego koszuli wtulając się w mężczyzne.-mimo, że jest obrzydliwie bogata leci na faceta z kasą, dlatego sie do mnie przystawia, a moja matka tego nie widzi. Gdybym z nią był zapewne bym spankurtował. Zrozum, że Victoria nie jest w moim typie...

-A ja jestem?-wyszeptałam cichutko.-ta biedna, brzydka...

-Brooke-warknął zirytowany mężczyzna.-nawet tak o sobie nie mów. Jesteś piękną, mądrą i zabawną kobietą na której kurewsko mi zależy. Nigdy żadna kobieta nie znaczyła dla mnie tak wiele. Moja matka może gadać co chce, ale ja wiem,że chce być z tobą. Z żadną inną Victorią, Marthą czy inną dziwką.Od kąd cie poznałem zmieniłem się. Dzięki tobie. Jak mam ci udowodnić, że nie chce inej tylko ciebie?

-Po prostu tu bądź-powiedziałam zamykając oczy.

-Zawsze przy tobie będe maleńka-pocałował mnie w czubek głowy i pogłaskał mnie po plecach.-Pokochałem cie taką jaką jesteś, zapamiętaj to. I nie zmieniaj się dla jednej osoby, bo nie warto.

Słysząc to podniosłam moje zapłakane oczy aby spojrzeć na niego.

-Powiedziałeś, że mnie kochasz?

-Wątpisz w to?-uśmiechnął się lekko i chwycił moją twarz w swoje dłonie ścierając kciukiem łzy.

-Nie wiem..może troche-droczyłam się z lekkim uśmiechem.

-Brooke Wilson jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie i kocham cie z całego serca! Czy takie wyznanie panience pasuje?-zapytał, a ja zaśmiałam się przez łzy.

-Może być, ale mogłeś się bardziej postarać.

-Coś wymyślę ciekawego-wzruszył ramionami.

-Ja ciebie też-dodałam po chwili.

-Co?-zapytał zdezorientowany.

-Ja ciebie też kocham Ian-wyszeptałam, a mężczyzna schylił się i złączył nasze usta. Zarzuciłam mu ręce na szyje, a on swoje trzymał na moich policzkach delikatnie mnie całując. 

Przerwał jednak pocałunek gdy zaczęłam drżeć.

-Zimno ci?

-Tak. Płaszcz mam cały mokry-pokazałam na zielony materiał w mojej ręce z którego skapywała woda.

Ian zaśmiał się i ściągnął swoją kurtke zakładając mi na ramiona.

-Tobie będzie zimno-odparłam.

-Pod tą górą mięśni? Nigdy-zaśmiał się, a ja razem z nim.-jesteś może głodna?

-Tak...jakby troche.

-Okey. To co? Kebab?

-Kebab?-uniosłam do góry brwi z uśmiechem.

-Nie chce wracać do matki, a jej jedzenie jest średnie więc...kebab. Chyba, że wolisz iść do jakiejś restauracji.

-Kebab z pewnością wystarczy. Uwielbiam fast foody-zaśmiałam się, a Ian pocałował mnie w czoło.

-Za to cie uwielbiam-wyszeptał przy moich ustach.

-Ale o tej porze będzie otwarta jakaś budka z kebabami?-zapytałam mocniej otulając się kurtką Iana.

-Mamy...pietnaście minut. Szybko wskakuj do samochodu i jedziemy!-pogonił mnie, a ja z uśmiechem poszłam za nim do auta.

BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz