Rozdział 8

90.1K 2.3K 654
                                    

W sobotę zamiast spędzić dzień przed telewizorem musiałam jechać do domu szefa. Strasznie się denerwowałam bo nie wiedziałam jak mieszka i czego mam się spodziewać. Dzień wcześniej wydrukowałam papiery, a szef wysłał mi adres jego zamieszkania. 

Włosy spięłam w wysokiego koka, założyłam pudrowo różową koszulkę i czarną, rozkloszowaną spódnicę. Zakończyłam mój strój czerwonymi szpilkami. Mimo, że nie jechałam do pracy musiałam jakoś pokazać klasę przy szefie. Spakowałem formularze do teczki, aby się nie pomięły i wsiadłam do auta. Papiery położyłam na fotelu obok i odpaliłam samochód. Jechałam pod wskazany adres, na szczęście mężczyzna powiedział mi dokładną drogę co nie było takie trudne. Trochę się błąkałam, dlatego na miejsce zajechałam po około godzinie. Byłam w totalnym szoku wychodząc z samochodu. Najbogatsza dzielnica pełna wielkich, luksusowych penthousy. 

-Wow-powiedziałam sama do siebie. W sumie czego się dziwić? Ian jest szefem największego biurowca w mieście, więc na pewno nie mieszka w małym domku jak ja. Dotarłam pod numer 34 i zadzwoniłam domofonem. Brama automatycznie się otwarła, a ja weszłam do dużego ogródka. Piach i kamienie skrzypiały mi pod szpilakmi gdy szłam po luksusowej ścieżce. Po bokach znajdowała się trawa i różne, zapewnie cholernie drogie rośliny. Zapukałam do dużych drzwi które ksztowały pewnie więcej niż moja sypialnia, a po chwili w progu stanął właściciel willi. Myślałam, że zacznę zbierać szczęke z podłogi gdy spojrzałam na mojego szefa. Nie miał na sobie garnituru, a szary, opinający jego cudowne mięśnie podkoszulek i jeansy z przetarciami. Zapewne jego strój kosztował majątek, ale co się dziwić skoro jest obrzydliwie bogaty? 

Skoro mówiłam, że w garniturze wygląda obłędnie to w takim wydaniu już totalnie wymiata. Zamknęłam usta zdając sobie sprawę, że długo patrzyłam się na idealne ciało pana niebywale przystojnego.

-Witaj Brooke-przywitał się tym swoim podniecającym głosem.-wejdź.

-Nie. Podziękuje. Przyniosłam tylko papiery.

-Nalegam-odsunął się od drzwi patrząc na mnie wyczekująco. Wzięłam drżący oddech i przekroczyłam próg jego domu. Zaniemówiłam widząc jak cudownie mieszka. Jedno pomieszczenie mieściło korytarz, salon oraz kuchnię i było dużo większe od mojego całego domu. Ściany wykonane z najcenniejszego drewna, a ściany białe. Podświetlane schody, biała kanapa, gigantyczny telewizor, szklany stół no i wielkie okno na widok całego miasta.

-Wow. Ślicznie tu masz-powiedziałam rozglądając się.

-Dziękuje. Najlepsi architekci to projektowali-powiedział podchodząc do mnie ze szklanką whisky w ręku.-chciałabyś coś do picia? Wodę, może wódkę, albo wino?

-Dziękuje. Prowadze.

-To może herbata?-zaproponował.

-Na prawdę nie trzeba. Oto pana papiery-powiedziałam zdając sprawę, że nadla trzymam teczkę w rękach. Ian wziął papiery i przytaknął głową cały czas mnie obserwując. Odwróciłam głowę w stronę schodów w chwili gdy zobaczyłam tam dwie, małe dziewczynki która uśmiechały się szeroko patrząc raz na mężczyzne, a raz na mnie.

-Co chcecie?-spytał mężczyzna, a jego głos momentalnie się zmienił i teraz mówił przyjaznym głosem do dzieci.

-Pić-powiedziała starsza, a ja przyglądnęłam im się. Starsza miała może pięć - sześć lat. Jej długie, rozpuszczone włosy były koloru rudego. Miała duże, zielone oczy i piegi na twarzy. Druga miała może z dwa latka i była identyczna jak jej siostra. Piegi, zielone oczy które patrzyły na mnie z ciekawością, a jej włosy były rude, ale dużo krótsze i pokręcone, nie to co u siostry.

-Zaraz wam zrobię-powiedział wyciągając z szafki dwie szklanki.

-Nie wiedziałem, że ma pan dzieci-odezwałam się opierając się biodrem o ścianę.

-A wyglądam na takiego jakbym miał?-uniósł wysoko brwi upijając łyk swojego whisky.

-Cóż...chyba nie-odparłam po namyślę.-chociaż może trochę. W końcu w pana domu są dzieci. Proszę nie mieć mi tego za złe, ale wydawało mi się, że nie ma pan żony.

-Spostrzegawcza jesteś-uśmiechnął się podając dziewczynką szklanki z sokiem pomarańczowym, a potem wziął swoją szklankę z alkoholem.-to nie moje dzieci-dodał po chwili.-tylko chrzestnice. Młodsza to Eveline, a starsza to Charlotte. Ich rodzice wyjechali na dwa dni i zostawili mnie pod ich okiem.

-Oj-odezwałam się.-rozumiem. Ale...z kim zostają jak pan jest w pracy?

-Gosposia się nimi zajmuje gdy mnie nie ma-popatrzył na mnie i postawił pustą szklankę na szklanym blacie w kuchni, a potem spojrzał na dziewczynki które w dalszym ciągu stały obok schodów.-co jeszcze chcecie księżniczki?

Rozmiękło mi serce gdy zauważyłam jak Ian obok nich klęka i jak pieszczotliwie się do nich zwraca.

-Pobawić się-powiedziała starsza.

-Oczywiście. Zaraz się pobawimy.

-Nie z tobą-powiedziała i popatrzyła na mnie.-z nią.

-Oh...to...nie jest dobry pomysł-odezwałam się.-ja już właściwie pójdę.

-Masz jakieś plany?-zapytał Ian podchodząc do mnie.

-Nie. Po prostu...nie chce przeszkadzać-odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale zatrzymał mnie głos mojego szefa.

-Mogłabyś w sumie się z nimi pobawić. Jeśli chcesz oczywiście. Nie nalegam. Ja w tymczasie chciałbym trochę popracować.

Popatrzyłam na mężczyznę, a potem na dziewczynki. Starsza patrzyła na mnie błagalnie, a młodsza przytulała swojego pluszaka.

-Uhm...jeśli to nie byłby problem-odezwałam się. W jakimś stopniu brakowało mi opieki nad dziećmi i nie mogłam odmówić tym dwóm uroczym dziewczynkom.

-Żaden problem-pokręcił głową z uśmiechem, a ja zobaczyłam go z drugiej strony. W biurze wiecznie poważnie, ciągle zapracowany, a tutaj ubrany sportowo w towarzystwie dwójki małych dzieci. Popatrzył na dziewczynki i odezwał się:-pokażcie Brooke swój pokój. Ja za chwilę do was przyjdę.

Starsza chwyciła mnie za ręke i ciągnęła na górę, a ja ostrożnie stawiałam kroki idąc po białych, oświetlanych, drogich schodach.

BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz