Rozdział 54

61.2K 1.7K 537
                                    

Leżeliśmy z Ianem przytuleni do siebie. Swoją głowe miałam na jego klatce piersiowej wsłuchując się w bicie jego serca, a on bawił się moimi włosami przez co było mi bardzo dobrze.

-Fajnie, że Julie i Jasper będą mieli dziecko-powiedziałam po chwili.

-A co jak sie wyprowadzi? Może Jasper kupi nowy dom, żeby żyli jak rodzina-odpowiedział.

-W tedy będe miała dom dla siebie. Jakoś przeżyje tą samotność.

-Będe cie codziennie odwiedzał i u ciebie spał-wymruczał w moje włosy, a ja się zaśmiałam. Jeździłam ręką po jego ciele, aż postanowiłam go o coś zapytać.

-Ile masz tatuaży?

-Dużo-odpowiedział.-nie zlicze.

-A ten co oznacza-przejechałam dłonią po jego lewej ręce gdzie widniał tatuaż tygrysa z cudnymi, błękitnymi oczami.

-Tygrys? Owage i siłe. Żeby sie nie poddawać i dążyć do upadłego. 

-Śliczny-westchnęłam i położyłam ręke na lewej stronie klatki gdzie biło serce wskazując na kotwice.

-Oznacza dążenie do celu. Jeżeli coś mnie w życiu zatrzyma; jak na przykład kotwica statek to wiem, że mam iść dalej i sie nie poddawać.

-Aha-mruknęłam i pokazałam na inny tatuaż na jego żebrach.-a to?

-Kłódka-mruknął krótko.-jeszcze nikt nie odnalazł klucza do tej właśnie kłódki.

Zaśmiałam się cicho jeżdżąc palcem po tatuażach.

-A ten tatuaż na plecach?-zapytałam podnosząc głowe, aby na niego spojrzeć. Ian odsunął mnie lekko po czym usiadł pokazując umięśnione plecy gdzie znajdowały sie dwie wilcze lub psie, wielkie łapy.-co to ma za znaczenie?

-Poprostu chciałem to wytatuować. A gdy kiedyś będe miał dzieci zrobie małe wilcze łapki.

-To urocze-zaśmiałam się gdy Ian znowu sie koło mnie położył i przytulił do siebie. 

-Nie jestem uroczy-prychnął, a ja zachichotałam.

-Jesteś-pogłaskałam go po policzku gdzie wyczułam parodniowy zarost.

-Nie.

-A ja twierdze, że tak.

-Jesteś niemożliwa-zaśmiał się składając całusa na moim czole.-ciesze sie, że tu jesteś. Bardzo sie bałem, że cie już nie zobacze.

-Ale tu jestem i nigdzie sie nie wybieram-odparłam.-a co z...Marthą?

Mężczyzna spiął się gdy usłyszał to imie.

-Policja ją poszukuje. Gdy ją znajdzie na pewno pójdzie do więzienia. W tedy musimy złożyć zeznania. 

-Nie pracuje już w biurze?

-Oszalałaś? Po tym co ci zrobiła?-prychnął.-teraz mamy inną recepcjonistke.

-To dobrze, bo jak jutro wróce do pracy nie chce jej widzieć.

-Kiedy?-zapytał zszokowany.-chyba nie myślisz, że dam ci jutro pracować.

-Ian...

-Nie Ianuj mi tu-warknął.-zostajesz w domu przez dwa ttygodnie.

-ILE?!-pisnęłam siadając na łóżku.

-Tyle kazał ci wypoczywać lekarz, aby wszystko sie zagoiło. Nie pozwole, żebyć pracowała w takim stanie. Dopiero wyszłaś ze szpitala.

-Ja chce wrócić jutro.

-Brooke, nie denerwuj mnie-warknął siadając obok mnie.-nie wrócisz jutro do pracy, tylko za dwa tygodnie a jeżeli będzie trzeba to przedłużymy termin.

-Co ja będe robić dwa tygodnie w domu! Nic mi nie jest-syknęłam.

-Masz wiele stłuczeń i każde najmniejsze uderzenie w głowe może być dla ciebie śmiertelne.

-Ja w tej pracy wypełniam papiery, a nie uderzam łbem o ściane Ian-wywróciłam oczami.

-Nie ważne. Ktoś cie popchnie, uderzysz albo coś...

-Za dużo filmów-prychnęłam. Ian westchnął i położył dłoń na moim udzie.

-Brooke, prosze cie. Zostań w tym pieprzonym domu dwa tygodnie. Będe cie odwiedzał po pracy więc nie będziesz sie nudzić. Tylko zostań. Chce, żebyś byłą bezpieczna.

Popatrzyłam na jego pełne smutku oczy i westchnęłam cicho przytulając się do jego umięśnionego ciała.

-Dobrze, zostane w domu jeśli tak bardzo chcesz.

Mężczyzna objął mnie w talii chowając głowe w zagłębieniu mojej szyji.

-Dziękuje-wyszeptał.
***

-Myślałaś już nad imionami?-zapytałam gdy razem z Julie siedziałam w kuchni. Znaczy ja siedziałam na blacie, a ona robiła coś do jedzenia.

-Jeszcze nie. Mamy jeszcze czas. Dla dziewczynki podoba mi sie Rosie, Hope albo Kenedy. Ale nie wiem jak dla chłopczyka. Może...Grayson? Albo Pitter? Jeszcze nad tym pomyśle.

-A pokoik?No bo wiesz...jak urodzisz to pewnie Jasper kupi wam dom i...

-Nie wiem czy bym dała rade sie do niego wyprowadzić. Nie zostawiłabym cie samą-powiedziała cicho.

-Nie martw sie o mnie-machnęłam ręką.-jak sie poprosi to sie zgadzaj. Musicie mieć wspólny dom, albo mieszkanie. I do tego oczywiście pokoik.

-Nie byłabyś samotna?-zapytała krojąc warzywa.

-Ian często by do mnie wpadał, albo ja do niego. Plus praca. Może pomyśle też nad zakupem psa albo fretki.

-Pocieszyłaś mnie-zaśmiała się.-ale pamietaj że jeżeli Ian też cie poprosi o zamieszkanie wyprowadzaj sie. Nie mieszkaj już tutaj tylko leć do niego.

-Ja i Ian nie jesteśmy razem długo. Mamy przed sobą jeszcze dużo życia. Myśle, że póki co na przeprowadzke za wcześnie.

-Teraz tak, ale kto wie...może kiedyś-wzruszyła ramionami.-a, i oczywiście zostaniesz chrzestną mojego malca.

-Na prawdę?-pisnęłam o mało nie spadając z blatu.

-Tak. A co myślałaś? Że dam komukolwiek ten zaszczyt. Tylko moja przyjaciółka będzie chrzestną mojego dziecka.

-Dziękuje-zeskoczyłam z blatu i uściskałam blondynke mimo, że ta miała w ręce nóż.

-Bez wahania tak stwierdziłam-zaśmiała się

BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz