Rozdział 44

63.4K 1.8K 246
                                    

Tak jak powiedział Ian przez cały tydzień nie chodziłam do pracy, a w domu cholernie mi się nudziło. Gorączka szybko minęła, miałam tylko lekki katar który również przeszedł dzięki braniu leków. Ian i Julie co chwile u mnie przesiadywali. Gdy byłam w miare zdrowa z nudów zaczęłam sprzątać dom, albo poprostu gapić się w śnieg za oknem.

Jednak w następnym tygodniu praca stała się moim zbawieniem. Wreszcie mogłam wyjść z domu. Ian oczywiście też za mną tęsknił więc gdy weszłam do jego biura wiadomo co się wydarzyło. Cały czas pilnuje mnie zwłaszcza przy Tonym. Robi to dyskretnie, aby nie widział. Jednak czasem wychodze z nim na kawe co strasznie nie podoba się Ianowi. Nie może mnie jednak trzymać w klatce i nie pozwalać rozmawiać z facetami.

Dzisiaj nadszedł dzień kolacji u rodziców Iana. Lekko się stresowałam, zwłaszcza gdy Ian powiedział mi jacy są jego rodzice, a zwłaszcza matka. Założyłam na siebie szarą, obcisłą sukienke z długimi rękawami; nie za krótką, aby jego mama nie wiadomo co pomyślała. Idealna sukienka na zime. Do tego dobrałam czarne rajstopy i tego samego koloru szpilki. Złoty rolec na nadgarstku oraz naszyjnik i kolczyki. Zrobiłam też lekki makijaż i gotowa wyszłam z pokoju biorąc moją czarną torebke.

-Ślicznie wyglądasz-powiedziała Julie i przytuliła mnie.-powodzenia z rodzinką Iana.

-Dziękuje-zaśmiałam się idąc do korytarza. Założyłam ciemnozielony płaszcz, różowy szalik i do tego czapke i rękawiczki. Niedawno wyzdrowiałam więc wole sięcieplej ubierać. Pożegnałam się z Julie i wyszłam z domu wsiadając do samochodu Iana.

-Hej. Ślicznie wyglądasz-nachylił się, aby mnie pocałować, a po chwili usiadł prosto i wyjechał z podwórka.

-Ty też-powiedziałam patrząc na jego czarny garnitur i jestem pewna, że to jest inny niż ten w którym chodzi do pracy.-ile się jedzie do twoich rodziców?-zapytałam.

-Jakieś trzy godziny. Dość sporo. Zatrzymamy sie też na stacji tutaj zaraz, bo musze zatankować samochód.

Pokiwałam głową podgłaśniając radio w którym leciała jakaś fajna piosenka.

-Brooke, pamiętaj co ci mówiłem-odezwał się patrząc na droge.-nie zwracaj uwagi na moją matke.

-Spróbuje, ale nie może być aż tak źle-machnęłam ręką.

-Jest potwornie-odparł.-ale nie będe cie straszyć.

-Już to zrobiłeś-pisnęłam, a ten zaśmiał się i złapał jedną dłonią moją ręke bo drugą trzymał na kierownicy.

-Spokojnie, będe z tobą. Mój ojciec jest spoko, nie to co matka.On na pewno cie zaakceptuje, bo jest jej przeciwieństwem. Lubiał wszystkich których przyprowadzałem do domu. Pamiętaj, że jak ci się nie spodoba to zawsze możemy wyjść.

-Rozumiem-pokiwałam głową gdy ten zatrzymywał sie na stacji.

-Kupić ci coś?

-Kawy bym sie napiła-powiedziałam, a Ian pokiwał głową, a potem wybiegł z auta.
***
-Jesteśmy-powiedział mężczyzna parkując na kamiennej ścieżce. Popatrzyłam na dom i otworzyłam szeroko oczy. Nawet gdy jest ciemno widać jaki wielki jest dom rodziców Iana. On też ma sporą wille, ale to jest dopiero dom! Gigantyczny, w kolorze złota albo żółci. Wiele okien, balkony i wielkie drzwi. Wyszłam z samochodu i usłyszałam pod szpilkami kamienie. Tu wszystko było dopracowane w najmniejszym szczególe. Na trawniku znajdowała się wielka fontanna oraz gigantyczny basen który na czas zimy był zakryty. Koło kamiennej ścieżki co pare metrów postawione były małe, zapewnie cholernie drogie lampki które oświetlały całą droge.

-Chodź-Ian złapał mnie za ręke a ja uśmiechnęłam się lekko i ruszyłąm czując pod szpilkami małe, chrupoczące kamyczki. Już po chwili Ian zadzwonił do drzwi. Usłyszałam stukot i jakieś rozmowy, a po chwili wielkie drzwi otworzyła zadbana, szczupła i wysoka kobieta. Cóż...wyglądała jak taka arogancka i pewna siebie kobieta. Miała jasne blond włosy do ramion i zielone oczy. Na twarzy miała bardzo dużo makijażu. Biała koszula i czarna, obcisła koszula, a przy okazji wysokie szpilki. Długie, czerwone paznokci i dużo biżuterii.

-Cześć mamo-przywitał się Ian gdy razem weszliśmy do wielkiego korytarza, a ja próbowałam ukryć swój szok. Ten dom jest...jak pięć moich! Korytarz jest większy od mojej kuchni i salonu razem wziętych.

-To jest pewnie ta twoja dziewczyna-powiedziała z kpiną i zmierzyła mnie wzrokiem.

-Jestem Brooke-uśmiechnęłam się przyjaźnie.

-Brooke? Co to za imie?-fuknęła.-z resztą...nie ważne. Nie tłumacz się.

Auć. Ian miał racje, że już od samego początku pokazuje niechęć wobec mnie. Boje się co będzie dalej.

Ian pomógł mi ściągnąć płaszcz i odsiwesił je na wieszaki, a kobieta cały czas mi się przyglądała.

-Mogłaś się troche lepiej ubrać-skomentowała.

-Mamo-jęknął zirytowany Ian.

-Nie ważne-wywróciła oczami.-chodźcie do salonu. Ojciec już tam czeka.

Zabawe z diabłem czas zacząć.




BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz