Rozdział 11

84.5K 2.3K 498
                                    

IAN

Wstałem o godzinie 9:30 więc poszedłem zrobić śniadanie dla moich chrzestnic i...Brooke. Powiedziałem Sophii, że dzisiaj ja się tym zajmę. Zrobiłem cały stos naleśników, no bo w końcu kto nie lubi naleśników, a na stole postawiłem dwie kubki kawy i kakao dla dzieciaków. 

Usłyszałem tupot stóp a po chwili w kuchni stanęły moje rozespane chrzestnice.

-Gdzie Brooke?-spytała Charlotte zaspanym głosem.-poszła już?

-Nie. Została na noc. Śpi w gościnnym na końcu korytarza-twarz Charlotte od razu się rozpromieniła.

-Chodź Eveline. Obudzimy Brooke!

-Ostrożnie na schodach!-krzyknąłem i zacząłem nakładac na duży talerz kolejne, gorące placki. 

Pare minut później do kuchni weszły dziewczynki ciągnąc za ręke Brooke która mamrotała coś do nich.

-Wyspa...-zacząłem odwracając się do kobiety, ale gdy na nią spojrzałem widelec który trzymałem w ręku wypadł mi z rąk, a ja gapiłem się na nią jak wariat. Brooke miała rozpięte wszystkie guziki w koszuli. Nie dość, że widziałem jej płaski brzuch to jeszcze...piersi.

Jasna, cholera. Moje spodnie są coraz caśniejsze. Najchętniej wziąłbym ją na tym stole, ale są tu dzieci.

Kobieta nie wiedziała o co chodzi, ale gdy tylko spojrzała na swoję koszulę zaczerwieniła się i z prędkością światła zaczęła zapinać guziki.

-Jemy?-Charlotte usiadła przy stole pocierając ręke o ręke jakby obmyślała niecny plan.

-Jemy-powtórzyłem biorąc mniejszą na ręce i sadzając na stołu, a potem spojrzałem na kobiete która nadal była czerwona jak burak. Jej idealny makijaż trochę się rozmazał, a włosy sterczały w każdą stronę, ale właśnie to mnie najbardziej do niej pociągało.-zjesz z nami Brooke.

-M...muszę jechać.

-Wujek mówił, że bez śniadanie nie wolno wychodzić z domu-powiedziała dziewczynka, a ja popatrzyłam z rozbawieniem na kobietę.

-Chcesz dać dziecku zły przykład, Brooke?

Ta wywróciła oczami i usiadła przy stole. Nałożyłem każdemu naleśniki a talerz, a sam zająłem miejsce obok kobiety. Nie przeszadzało mi to, że jestem w samych bokserkach. Dzieci mnie już takiego widziały, a po drugie lubie patrzeć na reakcję Brooke. Widziałem jak kątem oka na mnie zerka, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały zaczerwieniła się i zaczęła smarować naleśnika dżemem. Jedliśmy w ciszy. Słychać było tylko rozmowy Charlotte i Eveline.

-Dziękuje-wymruczała w końcu kobieta.

-Zjadłaś tylko jednego-zmarszczyłem brwi.-nie za mało?

-Najadłam się-odparła. Zdążyłem zauważyć, że nie je dużo. Pewnie dba o linie. Dlatego ma tak cudowną figurę.-dziękuje Panu...znaczy dziękuje Ian, że mnie przenocowałeś. Muszę już iść. 

-Już?-powiedziała smutno Charlotte.-tak szybko?

-Muszę wracać do siebie skarbie-pogłaskała ją po włosach, a dziewczynki przytuliły się do niej. Uśmiechnąłem się pod nosem upijając łyk kawy.

-Dziękuje jeszcze raz. Będe się zbierać.

-Widzimy się jutro w biurze Brooke-powiedziałem, a kobieta zarumieniona zniknęła z kuchni. Chwile potem usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, więc wiedziałem, że wyszła. Spojrzałem na moje chrzestnice i oznajmiłem klszcząc w dłonie:-czas się ubrać, gwiazdy. Potem możemy iść na gofry.

BROOKE

Weszłam do domu cicho zamykając drzwi. Ledwo zdążyłam położyć na podłodze szpilki, a przybiegła do mnie rotrzęsiona Julie.

-Jasna cholera!-złapała się za głowę.-Brooke, ty skończona kretynko!

-O co ci chodzi?

-Ja tutaj kurwa cąłą noc do ciebie dzwonie, pisze...nawet po policje miałam dzwonić, a ty wracasz tak o do domu jak gdyby nigdy nic. NIE BYŁO CIE CAŁĄ NOC IDIOTKO! Wiesz jak się bałam? Odchodziłam od zmysłów.

-Przepraszam, że się martwiłaś-podeszłam i przytuliłam drobną blondynkę.

-Mogę w ogóle wiedzieć gdzie byłaś całą noc? Bo chyba nie w klubie beze mnie?

-Nie-zaśmiałam się.-w sumie to...poszłam dać papiery Panu Ianowi, ale...były tam jego chrzestnice z którymi się bawiłam długie godziny, potem było już bardzo późno i zostałam u niego na noc.

-Boże, spałaś u swojego szefa!-pisnęła.-w jednym łóżku?

-Nie!-warknęłam uderzając ją w ramie.-w pokoju gościnnym. I do niczego nie doszło jeśli o to pytasz.

-A jaki ma dom?

-Kobieto-westchnęłam rozmarzona.-istny pałac. Wielki i taki nowoczesny.

-Kurdę. Bogaty i na dodatek niesamowicie przystojny. Bierz się za niego-poklepała mnie po ramieniu, a ja parsknęłam cichym śmiechem.

-Nie mam szans Julie. Nie mam szans...

BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz