Rozdział 26

79.6K 2.1K 203
                                        

Obudziłam się następnego dnia po dziesiątej. Byłam wypoczęta i pełna energi; chyba pierwszy raz od...no właśnie. Nawet nie pamiętam kiedy się wysypiałam. W weekendy też nie miałam kiedy. Z uśmiechem na ustach spojrzałam przez okno. Mimo jesieni było nawet ciepło, a dzisiaj miałam iśćz Julie do Galeri, więć cieszyłam się, że mam dobry humor. Pobiegłam do łazienki gdzie wzięłam relaksujący prysznic. Pomalowałam się; zrobiłamdelikatniejszy makijaż niż do pracy. Przykładowo wiecznie czerwone usta zastąpiłam teraz kremową, mało rzucającą się woczy pomatką. Założyłam biały sweterek oraz czarne jeansy i wyszłam z łazienki. Weszłam z powrotem do pokoju rotrzesując już suche włosy. Gdy psikałam się moimi perfumami nieoczekiwanie zadzwonił mój telefon. Zmarszczyłam brwi widząc imie mojego szefa. Przecież dzisiaj miałam mieć wolne. Nie wróce do pracy. Nie teraz.

Przeciągnęłam po ekranie zielonąsłuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.

-Brooke-usłyszałam jego głos. Co dziwne; nie brzmiał tak jak zawsze. Kidyś jego głos był seksowny, lekko zachrypnięty i pewny siebie. Teraz cały drżał, jakby płakał, a na dodatek co chwile pociągał nosem. To niemożliwe. Ian przecież nie płacze. Nigdy. W końcu tak mi się wydawało. Bo gdzie taki wysoki, napakowany biznesmen płakał?

-Stało się coś?-zapytałam lekko przestraszona. Ian przez chwile nie odpowiedział. Słyszałam tylko lekkie pociąganie nosem.-Ian, o co chodzi?-to naprawdę było niepokojące.

-Charlotte-powiedział cicho, a ja zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju. Co w tym ma wspólnego jest chrzestnica? O co do jasnej cholery chodzi.-Brooke...o...ona...

-Ian, mów o co chodzi!-syknęłam zdenerwowana. Serce zaczęło mocniej bić, a nogi robiły mi się jak z waty. Nie rozumiałam go.

-Charlotte jest...jest w szpitalu-powiedział płaczliwym głosem, a ja upuściłam flakonik z perfumami które na szczęście spadły na miękki dywan. To niemożliwe. Charlotte? Ta mała, urocza dziewczynka w szpitalu? Nie znam jej długo, ale zdążyłam ją polubić.

-O czym ty mówisz Ian?-zapytałam zdenerwowana.-w jakim szpitalu?

-O..ona straciła przytomność-wyłkał.-i jej rodziceprzywieźli ją do szpitala. Nie wiadomo co z nią. Jej stan jest ciężki.

Zakręciło mi się w głowie i musiałam oprzeć się o ściane, aby nie spaść. W uszach mi szumiało, a serce łomotało w piersi. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Do oczu naleciały mi łzy które starłam rękawem, białego swetra.

-Zaraz tam będe-zerwałam się na równe nogi ubierając czarne trampki. I mam gdzieś, że teraz Ian zobaczy mnie w zupełnie innej odsłonie; bez sukienek, szpilek i mocniejszego makijażu. Teraz w wydaniu sportowym.

-Wyśle ci adres sms'em-powiedział cicho i się rozłączył. Złapałam w biegu torebke i zbiegłam na dół gdzie widziałam Julie która spokojnie popijała kawe robiąc coś na telefonie.

-Julie, przepraszam, ale nie pójdziemy dzisiaj do Galeri-odparłam ubierając na siebie czarny, długi płaszcz.

-Coś się stało?-blondynka podniosła wzrok znad telefonu i zmarszczyła brwi.

-Chrzestnica Iana jest w szpitalu. Muszę tam jechać. Przepraszam. Pójdziemy innym razem-odparłam zawijając pudrowo różowy szalik dookoła szyji.

-Jasne, idź. Ja pójdę do Jaspera.

-Dziękuje. Nie wiem o której wróce. Jakby co będe dzwonić. Pa!-pożegnałam się wybiegając z domu. Wsiadłam do samochodu wyjeżdżając z podwórka. Bałam się, że spowoduje wypadek. Byłam przerażona i zdenerwowana. Nie powinnam wsiadać za kółko. Zwinnie wymijałam wszystkie auta do czasu gdy nie zapaliło się czerwone światło, a ja utknłęam w małym korku.

-Kurwa-warknęłam uderzając lekko o kierownice.-zmień sie!-mówiłam do światła które nie chciało mnie posłuchać. Jak na złosć czekałam i czekałam, a gdy wreszcie zobaczyłam zielone i samochody ruszyły ja pojechałam za nimi. Przed tym jak wsiadłamdo auta Ian wysłał mi adres dziecięcego szpitala, na szczęście nie było to aż tak daleko i jakieś piętnaście minut później zatrzymałam się przy ogromnym, białym budynku. Wyskoczyłam z auta pędząc ile sił w stronę szpitala. W mojej głowie cały czas były słowa Iana który mówił, że Charlotte jest w szpitalu. Co jej się stało? Jets na coś chora? Przeżyje?

Nie myślo tym idiotko! Charlotte przeżyje.Jest jeszcze dzieckiem. Musi przeżyć. Wbiegłam do środka zupełnie nie wiedząc gdzie mam biec więc ruszyłam przed siebie. Zobaczyłam wiele drzwi, a w poczekalni roiło się od dzieci z rodzicami. Te mniejsze siedziały w wózku, spały na rękach rodziców lub bawiły się w "kąciku zabaw".Te starsze siedziały na telefonach lub po prostu niecierpliwie czekały na swoją kolej. Inne płakały ze strachu, pozostałe były spokojne. Jasna cholera! Gdzie jest Ian?! Nie widziałam go a było tu pare pięter.

Ten dzień jest straszny.

BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz