IAN
-Cześć kochanie-pocałowałem ją w czoło i usiadłem obok niej biorąc ją za ręke.-jak długo jeszcze tu będziesz? Wszyscy za tobą kurewsko tęsknimy. Ja jestem tu codziennie. Nie chodze na imprezy, nawet w pracy bywam rzadziej. Nie chce już dłużej czekać Brooke, błagam-głos mi się załamał więc mocniej ścisnąłem jej ręke.-jednak rozumiem jeżeli będziesz chciała...nie, nie zrozumiem tego-poprawiłem sie.-nie chce nawet myśleć, że umarłaś, rozumiesz? Nie zrobisz tego. Jesteś moją jedyną księżniczką którą kocham i chociaż brzmie jak osiemnastolatek to mówie prawde i tylko prawde. Widze, że twoje ulubienice u ciebie były-popatrzyłem na ściane gdzie widniały nowe rysunki dziewczynek.
Przesiedziałem z Brooke chyba dwie godziny. Opowiedziałem jej co sie dzieje w pracy, co u mnie, nawet o pani Ellen którą niestety nie pozna. Jak codzień pocałowałem ją w czoło i pojechałem do pracy. Oczywiście policja nie znalazła jeszcze Marthy ale są coraz bliżej.
W pracy każdy pyta co z Brooke, zwłaszcza Tony którego mam ochote zabić. To moja dziewczyna do kurwy! I jakiś zadufany w sobie blondasek nie będzie ją zapraszał na kawy czy inne pierdolamento.
Siedziałem w tej pracy dobre cztery godziny i nie mogłem się skupić. Wypełniałem papiery, odpowiadałem na maile, robiłem oferty. Jednak byłem tak strasznie zmęczony, że najchętniej poszedłbym do domu. Ale i tak bym nie zasnął. Męczyłyby mnie sny z umierającą Brooke w roli głównej.
Do końca pracy zostały mi dwie godziny, gdy nagle dostałem telefon.
-Tak słucham?-zapytałem znudzonym tonem.
-Dzień dobry. Tutaj lekarz prowadzący pani Brooke Wilson. Nazywam się Philip Brain.
-Co z Brooke?-zerwałem się jak poparzony z miejsca mając nadzieje, że tocoś dobrego.
-Pana dziewczyna sie wybudziła-gdy to powiedział telefon wypadł mi z ręki upadając na podłoge, a ja patrzyłem się w ściane.
Obudziła sie
Żyje
MOJA BROOKE ŻYJE!
-Nie wierze-wyszeptałem sam do siebie biorąc kurtke. Nigdy tak szybko nie biegłem do wyjścia. Ludzie patrzyli jak na idiote gdy pędziłem do drzwi. Nie jechałem windą. Nie miałem czasu. Najszybciej jak mogłem zbiegłem po schodach, a następnie wpadłem do swojego samochodu ruszając na ulice. Błagam, żeby to nie był sen. Od trzech tygodni Brooke była w śpiączce. I obudziła się. Przed świętami. Modlitwa i chodzenie do kościoła na prawdę pomogło.
-Dziękuje-wyszeptałem kierujac te słowa do Boga i pani Ellen która również jest na górze. Przyśpieszyłem ignorując klaksony i krzyki innych kierowców. Przekroczyłem chyba każdy zakaz, aż w końcu gwałtownie zahamowałem przed szpitalem. Otworzyłem głośno drzwi od szpitala widząc lekarza prowadzącego mojej dziewczyny. Chciał coś powiedzieć, ale podbiegłem do niego cały zsapany. Ludzie patrzyli na mnie z lekkim zdziwieniem.
-Gdzie...gdzie ona jest?-wysapałem.
-Tutaj w tej sali, ale prosze uważać-odparłem gdy wbiegłem do sali szukając ją wzrokiem. Gdy ją zauważyłem;bladą, z tymi kabelkami ALE OTWARTYMI OCZAMI pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją starłem i pobiegłem do kobiety.
-Brooke-wyszeptała, a ta po woli odwróciła głowę w moją strone posyłając mi lekki uśmiech.
-Hej-wychrypiała, a ja schyliłem się i pocałowałem ją w policzek, a potem chwyciłem jej dłoń siadając na krześle.
-Boże, obudziłaś się. Tak cholernie sie bałem Brooke. Nie rób mi tego więcej-oparłem głowe na jej ręce.
-Ile spałam?-wyszeptała.
-Trzy tygodnie-odparłem.
-Bałam się, że już po świętach-wychrypiała zmęczona.
-Jeszcze nie-powiedziałem z uśmiechem.-spędzisz święta w domu. Obudziłaś, się, tak cholernie sie ciesze. Wszyscy za tobą tęskniliśmy. Byłem tu codziennie. Nie mogłem skupić się na niczym innym.
-Codziennie?
-Tak-przytaknąłem.-nie było dnia, żeby mnie tu nie było. Teraz będzie już wszystko lepiej.
Brooke chciała usiąść, ale spytałem groźnie:
-Co ty robisz?
-Chce sie podnieść?-wyszeptała sycząc z bólu.
-Nie Brooke, przestać. Zrobisz sobie krzywde.
-Nic mi nie będzie-usiadła a potem oparła się o drewnianą rame łóżka.-jestem wykończona.
-Spałaś trzy tygodnie-zażartowałem, a ta zaśmiała się cicho.
-Ciesze się, że już sie obudziłam.
-Ja bardziej, Brooke. Cholernie sie o ciebie bałem. Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Kocham cie-wyszeptała, a mi zabiło mocniej serce.
-Ja ciebie też-odparłem,a następnie schyliłem się aby pocałować te stęsknione, suche usta. Oddała pocałunek, ale był on powolny, bo Brooke była zmęczona. Tak cholernie stęskniłem się za jej oczami i tymi cudnymi, malinowymi ustami.
-JEZU BROOKE!-usłyszałem pisk jej przyjaciółki, a ta po chwili do niej przybiegła mocno ją przytulając przez co dziewczyna syknęła.
-Julie, uważaj-zbeształem ją.
-Przepraszam-wyszlochała blondynka.-tak sie ciesze Brooke.
-Zostawie was samych. Będe na korytarzu-pocałowałem ją lekko w czoło, a ta uśmiechnęła się gdy wychodziłem.
BROOKE
-Boże, tak cholernie sie bałam-wyłkała Julie.
-Już okey-powiedziałam trzymając ją za ręke. Byłam zmęczona i strasznie obolała.-są moi rodzice.
-Jadą tutaj. Przez te tygodnie zamieszkali u ciebie w domu. Chyba sie nie gniewasz, że dałam im klucz.
-Skąd-prychnęłam.
-Ja mieszkałam w tedy u Jaspera, ale znowu przeprowadze cie gdy tylko wyjdziesz ze szpitala. Bałam się, że strace przyjaciółke.
-Nigdy jej nie stracisz-przytuliłam ją lekko do siebie czując lekki ból żeber.
-Musze ci coś powiedzieć Brooke-zaczęła cicho Julie.
-Zamieniam się w słuch.
-Panno Brooke-lekarz przyszedł do mnie z dokumentami.-musimy zrobić pani niezbędne badania, więc pani przyjaciółka musi wyjść.
-Rozumiem. Kiedy mogłabym wrócić do domu?
-Jeżeli wszystko wyjdzie pozytywnie może nawet i za tydzień.
No to Brooke sie obudziła. Kto się za nią stęsknił? :D
Buziaki :*

CZYTASZ
Boss
Lãng mạnGdy dwudziesta dwu letnia Brooke podejmuje się pracy jako asystenka w biurze nie spodziewa się, że jej szefem zostanie nieziemsko przystojny, tajemniczy mężczyzna. Od tej pory życie Brooke zmieni się o sto osiemndziesiąt stopni za sprawą swojego prz...