Prolog 2

997 42 8
                                    

(Poprzednia część miała mieć inny tytuł, bo to dopiero jest właściwy prolog)

Choć to, co zrobiłem, nie wydawało się aż tak straszne (przynajmniej na początku), złamałem jedną z najważniejszych zasad. Wszyscy widzą skutki mojej niesubordynacji... Nie mogłem dłużej pełnić swojej funkcji. Nie mogłem dłużej być tym, kim byłem. Musiałem zostać ukarany. Za złamanie jednej z najważniejszych zasad, czyli za bezpośrednią, tak dużą jak moja, ingerencję w ludzkie życie, zostawałeś pozbawiany wszelkich przywilejów i wygnany. Z kolei tacy jak my po wygnaniu trafiali tylko w jedno miejsce... I tak oto Upadłem. Z wiernego, dobrego, pomocnego Anioła Stróża stałem się Upadłym Aniołem. Za to, co zrobiłem, wszyscy uznali mnie za kogoś nie wartego nazywania się aniołem. Ale ja nadal uważam, że źle myślą. Chciałem dobrze, a to nie moja wina, że stało się to, co się stało. Może właśnie dlatego anioły nie mogą ingerować w ludzkie życie, ale gdyby Izaak nie porzucił Jack'a, wszystko byłoby dobrze! Chciałem jak najlepiej dla wszystkich. Teraz zaś pragnę wszystko naprawić. Muszę naprawić Laughing Jack'a dla dobra jego i innych. Gdy to zrobię, odpokutuję swoje winy, uszczęśliwię wszystkich i powrócę do Nieba. Dlatego jak tylko tutaj przybyłem, skupiłem się na ułożeniu dobrego planu. Nie było możliwe, żebym po prostu go zniszczył. Jeśli coś zostało stworzone, nie można było zabierać temu życia przed czasem, nieważne jak złe było stworzenie. Gwałcąc tę zasadę, przysporzyłbym tylko sobie dodatkowych kłopotów. Poza tym nie mógłbym tak po prostu zniszczyć jakiejś istoty, nawet Laughing Jack'a. Od zawsze wpajano mi i sam uważałem, że dobroć jest najważniejsza, a ona nie posługuje się tak potwornymi rzeczami jak niszczenie. Nie mogłem też po prostu sprawić, aby Laughing Jack stał się znów dobry. Skoro został już stworzony i żył, jak każda żywa istota posiadał wolną wolę i nie mogłem tak nim sterować. Co prawda jego charakter był zależne od tego, jaki posiadała osoba, dla której został stworzony, ale nie zmieniało to faktu, iż ja nie byłem w stanie na niego wpływać. Chciałem w jakiś sposób wykorzystać możliwość zmiany jego charakteru, ale Isaac już nie żył, a jeśli zacząłbym jeszcze igrać ze śmiercią i wskrzeszaniem, mógłbym w ogóle pogorszyć jeszcze całą tę sytuację. Długo głowiłem się nad tym wszystkim, aż rozwiązanie dostarczyły mi poniekąd demony. Często używały one innych ludzi, by zwodzić kolejne ofiary. Przypomniało mi to, jak wielki ludzie mają na siebie nawzajem wpływ i pomyślałem, czy nie spróbować by jeszcze raz. Mogłem stworzyć kolejną istotę, taką jak Laughing Jack, ale, znając jego historię, nieco ją ulepszyć i zagwarantować, że i ona nie ulegnie tak łatwo zepsuciu. Od razu przystąpiłem do pracy. Postanowiłem pójść śladami największego autorytetu wśród aniołów i, po stworzeniu mężczyzny, powołać do życia kobietę. Laughing Jill powstała równie szybko jak Laughing Jack. Tym razem postanowiłem jednak dać mojemu dziełu więcej wolnej woli. Zaprojektowałem ją jako osobę miłą, zabawną, wesołą, opiekuńczą, odważną, waleczną, lojalną, cierpliwą i bardzo przywiązaną do przyjaciół. Dopilnowałem jednak, by jej charakter nigdy nie uległ negatywnej zmianie na skutek strachu, złości, czy porzucenia. Do tego jeszcze sprawiłem, aby zaraz po ożyciu sama chciała odnaleźć Laughing Jack'a i naprawić go. Miało to być jej wewnętrznym pragnieniem, ale i obowiązkiem. W jaki sposób miała tego dokonać? Niestety, jeśli chciałem, aby posiadała wolną wolę, nie mogłem zbyt wiele jej nakazać. Z tym musiała sobie poradzić sama. Wierzyłem jednak, że uda jej się sprawić, aby Jack znów stał się dobry. W końcu była niejako jego damską wersją, więc wiedziała wszystko o jego mocach, postanowiłem też od razu przekazać jej wiedzę czemu powstał i dlaczego się zmienił. Liczyłem, że dzięki temu oraz swojej dobroci dotrze do Laughing Jack'a i go odmieni. Postanowiłem na początku podarować Laughing Jill jakiemuś dziecku, jak postąpiłem z Jack'iem. Chciałem, aby nauczyła się żyć, przyjaźnić i sama odnalazła oraz naprawiła Laughing Jack'a. Według mnie, gdybym od razu doprowadził do ich spotkania, nic bym tym nie wskórał. Jill musiała najpierw przygotować się na to spotkanie. W tym celu sprawdziłem świat ludzi i odnalazłem dziewczynkę, która idealnie nadawała się jako przyjaciółka Laughnig Jill. Sześcioletnia Mary była samotna, a jej matka dość surowa i ostrożna, dlatego postanowiłem podarować jej w prezencie Jill. Ponadto, jak już zdążyłem się dowiedzieć, Laughing Jack przebywał ostatnio blisko miejsca, gdzie mieszkała Mary. Uznałem to za dobry znak i pod osłoną nocy podrzuciłem pudełko z Laughing Jill dziewczynce.


Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz