Rozdział 16

285 28 8
                                    


Moja świadomość powoli do mnie wracała, aż w końcu zdałem sobie sprawę ze swojego obecnego położenia. To nie był mój pierwszy raz, kiedy zostałem złapany. Większość z nas za wszelką cenę nie chciała być pojmaną, ale ja nie widziałem potrzeby aż takiego przejmowania się tym. Wiedziałem, że i tak zawsze się uwolnię, poza tym swojej skóry też tanio nie sprzedawałem. Uśmiechnąłem się (dop. aut. on się cały czas uśmiecha, ale co tam XD) na myśl o piętnastu agentach, których tym razem udało mi się pozbyć. No cóż, jestem po prostu coraz lepszy w zabijaniu. Jednak wracając do mojego obecnego położenia, to musiałem przyznać, że trochę się zdziwiłem. Wcześniej zazwyczaj budziłem się w jakiejś w miarę schludnej sali z białymi ścianami, podłogą i sufitem, która nie miała okien i tylko jedne drzwi bez klamki od środka. Do tego miałem oczywiście kaftan bezpieczeństwa i parę innych zabezpieczeń, byłem też przywiązany do łóżka. Tym razem to akurat nie uległo zmianie, bo znowu zostałem przewiązany jakimiś sznurami i w ten sposób unieruchomiony. Leżałem na łóżku, które znajdowało się na środku sali. Ta zaś wyglądała zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Wszystko tu było chyba wykonane ze stali, w każdym razie takie miałem wrażenie. Na sam początek moje czy zostały potraktowane jakimś strasznie ostrym światłem. Dopiero po chwili nieco przygasło. Wtedy też ogarnąłem, że w pomieszczeniu ktoś się pojawił.

-Obiekt 1 się wybudził. Możemy przystąpić do wstępnych badań-usłyszałem jakiś damski głos. Po chwili podeszła do mnie młoda kobieta. Miała blond włosy i nosiła okulary. Była ubrana w kitel lekarski, podobnie jak dwójka ludzi, która podeszła zaraz za nią. Byli to dwaj mężczyźni.

-Też bym coś chętnie zbadał. Na przykład czy wasze wnętrzności są na odpowiednim miejscu-odparłem. Kobieta posłała mi znudzone spojrzenie.

-Dlaczego obiekt nie ma zakneblowanych ust?-spytał.

-Nie mam pojęcia, to jakieś niedopatrzenie-powiedział jeden z mężczyzn, po czym spróbował mnie uciszyć. Nie udało mu się to, bo ugryzłem go. Na tyle mocno, że poleciała mu krew. Koniec końców jednak udało im się mnie zakneblować. Pobrali mi dużo krwi, po czym znikli. Mówili też coś o kolejnych badaniach. Wiedziałem, że tym razem mogę mieć prawdziwe problemy. Dość długo rozmyślałem o tym, jak mam się uwolnić. Po jakimś czasie znowu pojawiło się kilkoro ludzi, ale tym razem po prostu podłączyli mi jakąś kroplówkę. Pewnie nie chcieli, żebym im za szybko wykitował. Kiedy znikli, spróbowałem się jakoś uwolnić, ale nic z tego. Wierciłem się, ile mogłem, ale udało mi się jedynie nieco poluzować więzy. Zapewne jeszcze długo zastanawiałbym się, jak mam się uwolnić, gdyby do moich uszu nie dotarły jakieś hałasy. Brzmiały one naprawdę niepokojąco. Wszystko jednak wyjaśniło się, kiedy drzwi do mojej sali otwarły się z hukiem i stanęła w nich...Jane! Cała zakrwawiona. Domyśliłem się od razu, co oznaczała ta krew i krzyki.

-Jane?!-zawołałem zdziwiony.

-A kto inny? Nie mogłam przepuścić takiej okazji, tylko ja mogę cię zabić! I teraz w końcu to zrobię!-zawołała Jane. Następnie uśmiechnęła się i zaczęła do mnie podchodzić. Zacząłem się ponownie wiercić, ale nadal nie byłem w stanie się uwolnić. Jane podeszła do mnie i zaczęła się śmiać, po czym szybko wbiła nóż w stół. Pewnie chciała mnie w ten sposób przestraszyć, ale trochę jej to nie wyszło. Mnie nie tak łatwo czymś zaskoczyć. Poza tym poniekąd mi pomogła, bo przy okazji przecięła jedną z krępujących mnie lin.

-Don't go to sleep, Jeff!-zawołała Jane. Już chciała wziąć nóż i zadać mi cios, ale w tym samym momencie do pomieszczenia wpadło kilku agentów AJP.

-Cholera!-zawołała Jane, odwracając się w ich stronę. Dziewczyna wyjęła drugi, ostrzejszy nóż i rzuciła się na nich. Ja zaś, korzystając z okazji, przeciąłem jeszcze jedną linę, trąc nią o ostrze wbitego sztyletu, po czym oswobodziłem jedną rękę. Z resztą poszło mi już szybko. Chwyciłem za nóż i spróbowałem ogarnąć sytuację. Jane właśnie mordowała jednego z agentów, podczas gdy drugi strzelił do niej z dziwnego pistoletu. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego. W ciało Jane w jednej chwili wbiła się jakaś wystrzelona z niego strzykawka. Zanim dziewczyna rozprawiła się ze swoją ofiarą i ją wyrwała, zdążyła się już wypełnić ciemnoczerwonym płynem. Zdecydowałem się w końcu wkroczyć do akcji. Jednemu z agentów wbiłem nóż w brzuch, a na drugiego rzuciłem się i powaliłem go, a potem zaserwowałem mu serię pchnięć w szyję i klatkę piersiową. W tym samym czasie Jane rozprawiała się z kolejnym z nich. Drugi, ostatni już, właśnie mierzył do niej z broni, która wyglądała już na jak najbardziej prawdziwą. Rzuciłem się w jego kierunku i najpierw wbiłem mu nóż w ramię, a potem w okolice serca i brzuch, aby się upewnić, że nie żyje. Następnie, nie oglądając się na Jane, rzuciłem się do ucieczki z tego miejsca. Znałem ją i obawiałem się, że nadal może próbować mnie zabić. Albo chociaż odzyskać swój nóż, a ja już zdążyłem go polubić. Kiedy wybiegłem z sali, pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłem uwagę, był kalendarz. Tak, dokładnie. Co oni mi dali, że odpłynąłem na dwa dni? Nie miałem jednak czasu o tym myśleć, bo usłyszałem za sobą wściekłe krzyki Jane, a zaraz potem inne hałasy świadczące o pościgu. Nie miałem ochoty ani na walkę z dziewczyną, ani tym bardziej z agentami AJP, więc musiałem jak najszybciej wydostać się i wrócić do Rezydencji.

~~~~~****~~~~

Jak wspomniałam, teraz trochę o Jeffie i Jane. Mały spoiler, choć już raczej to żaden spoiler. Dedykuję ten rozdział Pompon_Ci_W_Oko_, bo zgadła jaką sprawę ma do Jack'a Slender (no w końcu ona i Jill muszą się kiedyś jakoś poznać XD). W następnym rozdziale wróci już Roześmiany.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz