Jeszcze przez jakiś czas stałam naprzeciw napisu, nie mogąc opanować śmiechu i towarzyszących mu dreszczy. Byłam z siebie taka zadowolona! I szczęśliwa! Niestety moja chwila szczęścia została nagle przerwana. Do moich uszu dotarły odgłosy policyjnego alarmu, a po ścianie przemknęły niebieskie światełka. Doszłam do wniosku, że jakiś zaniepokojony sąsiad musiał zadzwonić na policję. Wkurzyło mnie to niesamowicie, bo jeszcze nie nacieszyłam się swoim szczęściem. Nie mogłam jednak pozwolić, aby mnie złapali. Szybko wzięłam swoją piłę i już chciałam znikać, kiedy nagle mnie olśniło. Przypomniało mi się wtedy moje pudełko, które przez tak długi czas w ogóle mnie nie obchodziło. Byłam pogrążona w żałobie, więc miałam gdzieś, co się z nim dzieje i gdzie się znajduje. Wtedy jednak zdałam sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie już nigdy tutaj nie wrócę, a nie mogę zostawić ot tak mojego pudełka, od którego przecież zależy moje życie. Poszłam do pokoju Mary, gdyż po krótkiej chwili przypomniałam sobie, że tam właśnie je zostawiłam, kiedy pojechałam wraz z moją przyjaciółką do psychiatryka, gdyż nie pozwoliliby jej go zabrać. Kiedy stanęłam w drzwiach jej pokoju, przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Jednak po kilku minutach wybuchłam kolejnym niekontrolowanym śmiechem. Zdałam sobie wtedy sprawę, że Mary była w gruncie rzeczy tak samo zabawnie krucha, jak ten lekarz i jej matka. Teraz śmiało mogę przyznać, że wszyscy ludzie tacy są. Delikatni i krusi. I to właśnie jest w nich najzabawniejsze, jak łatwo można ich zranić, a nawet zabić. Śmiałam się dopóki nie usłyszałam samochodu parkującego przed domem. Natychmiast przestałam się śmiać i podeszłam do łóżka, spod którego wyciągnęłam swoje pudełko. Chciałam jak najszybciej stamtąd odejść. Kiedy wyjęłam swój "domek" i już miałam znikać, usłyszałam pukanie do drzwi.
-Sierżant Files, proszę otworzyć!-usłyszałam donośny, męski głos. Wtedy właśnie w moim umyśle zrodziła się myśl. Pomyślałam, że super byłoby się jeszcze trochę pobawić. Jedno z okien w pokoju Mary było tak usytuowane, że można było z niego zobaczyć, kto lub co znajduje się przed domem, a także przy wejściu. Zbliżyłam się i wyjrzałam przez nie na chwilę. Zauważyłam jednego policjanta przy drzwiach i drugiego w aucie. W tej samej chwili ten siedzący w samochodzie podniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Natychmiast cofnęłam się w głąb pokoju. Zostawiłam swoje pudełko, wzięłam piłę i poszłam do drzwi.
-Nikogo tutaj nie ma-usłyszałam głos policjanta, który wcześniej prosił o otworzenie drzwi.
-Stary, mówię ci, że widziałem w oknie jakąś straszną postać-nie rozpoznałam tego głosu, a więc musiał być to człowiek, który wcześniej siedział w radiowozie i mnie zauważył.
-Kogo? Smoka? Czy może wilkołaka? Albo ducha? Coś ci się przewidziało-odparł drugi policjant, śmiejąc się.
-Nie. Trudno ją opisać. Zauważyłem tylko czarne włosy, białą twarz i czarno-biały, stożkowy nos-odparł poważnym tonem.
-Czyli jednak duch. Na bank! Choć, lepiej wracajmy-powiedział jego kolega. W tym momencie stwierdziłam, że to czas na moje działanie. Szybko doskoczyłam do drzwi i energicznym ruchem otworzyłam je, a zaraz potem zniknęłam. W taki oto sposób, zanim policjanci się odwrócili, mnie już teoretycznie tam nie było. Ich zaskoczone miny były takie zabawne! Tak jak się spodziewałam, z podejrzliwością wymalowaną na twarzach zawrócili. Zaczęli pytać, czy ktoś jest w domu itd.
-Hej, a to co?-zapytał nagle jeden z nich, wchodząc do domu.
-O co chodzi?-spytał drugi, który nadal pozostawał na zewnątrz.
-Jase! Szybko! Tu są ślady krwi!-zawołał pierwszy. Domyśliłam się, że najprawdopodobniej pochodzą one z moich butów. Drugi z policjantów natychmiast wbiegł do środka i pochylił się nad miejscem, które wskazywał jego kolega.
-Trzeba się tu rozej...-zaczął, ale przerwał, kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Oboje natychmiast odwrócili się w stronę wyjścia.
-Co do cholery tu się dzieje?-spytał jeden z nich, kierując się w stronę drzwi. Wtedy właśnie pojawiłam się tuż przed nim i zanim zdążył jakoś zareagować, zatopiłam w jego ciele swoją piłę. Z jego gardła wydobyła się krew, a on sam po chwili padł martwy na ziemię.
-Jase!-zawołał drugi, podczas gdy ja schylałam się, aby wydobyć z ciała nieżyjącego policjanta swoją ulubioną broń. Po chwili do moich uszu dotarł odblask odblokowywanej broni. Nim zdążyłam się zorientować, w moją stronę poleciała seria pocisków. Oczywiście nie były mi one w stanie zaszkodzić, jednak mimo to czułam ból, który powodowały wbijając się w moje ciało. Uznałam, że najlepszą opcją będzie ponowne zniknięcie. Wiedziałam, że jeśli otrzymam zbyt wiele poważnych ran, to nie zregenerują się one od razu i będę musiała wrócić do pudełka na jakiś czas. Policjant odczuł widoczną ulgę, kiedy zniknęłam w błysku światła.
-No cześć-powiedziałam, pojawiając się tuż za nim. Policjant podskoczył i odwrócił się, celując we mnie bronią. Ja jednak zamachnęłam się i wytrąciłam mu ją z dłoni, a zaraz potem mocno zadrapałam pazurami jego twarz. Mężczyzna cofnął się kilka kroków i schował swoje oblicze w dłoniach. Już po chwili jednak były one czerwone od krwi. Poczułam dumę, że zadałam mu tak mocny cios. Doskoczyłam do niego i złapałam za szyję, z łatwością podnosząc. Mój wzrost pozwolił mi na uniesienie go dość wysoko. Mogłam z radością obserwować, jak próbuje uwolnić się i zaczerpnąć powietrza. Rzuciłam nim o ścianę. Nim zdołał się podnieść, podeszłam do niego i przycisnęłam go do podłogi. Następnie użyłam swoich pazurów do rozcięcia mu brzucha. Zaczął się wić i okropnie krzyczeć, więc szybkim ruchem wyrwałam mu język. Następnie jeszcze przez chwilę napawałam się jego przerażonym spojrzeniem, by zaraz potem pozbawić go także oczu. Potem poszerzyłam ranę w jego brzuchu, by spokojnie móc wyjąć jelita. Po tych zabiegach właściwie już ledwo dychał, więc szybkim ruchem wyrwałam mu serce. Przez chwilę się mu przyglądałam, po czym zwyczajnie rzuciłam je obok ciała. Wstałam i otrzepałam się, choć tak naprawdę nic mi to nie pomogło. Spojrzałam na swoje dzieło i ponownie zaczęłam się śmiać jak opętana. Wszystko to było tak strasznie zabawne! Cały czas się śmiejąc, niemal płacząc ze śmiechu, skierowałam się z powrotem do pokoju Mary. Chwyciłam swoje pudełko i już miałam wychodzić, kiedy coś przykuło mój wzrok. Był to miś. Ale nie byle jaki. To był TEN miś. Podeszłam do stolika, na którym leżał. Wzięłam go w rękę i przez chwilę mu się przyglądałam. Postanowiłam go ze sobą wziąć. Zaraz potem wyszłam z domu i udałam się w stronę lasu.
CZYTASZ
Naprawię Cię
FanfictionZastrzegam, że to moja pierwsza "książka" na wattpadzie i pisana bardziej z chęci przekonania się, jak mi pójdzie. No i oczywiście z miłości do Laughing Jack'a... niech będzie, do innych creepypast trochę też. Zamiast pisać coś, co nic nikomu nie p...