Rozdział 26

272 26 8
                                    

Oczywiście Jill głośno wrzasnęła, co przykuło uwagę Hoodiego, Maskiego i Tobiego, ale kiedy mnie zauważyli, jej już na górze nie było. Zaczęli się kierować w moją stronę, więc teleportowałem się przed nich, żeby przypadkiem nie usłyszeli Jill.

-Coś się stało? Co wy tutaj robicie?-spytałem, pojawiając się przed nimi.

-Właściwie moglibyśmy się ciebie spytać o to samo. I do kogo należał ten głos-odparł Toby. Na szczęście zdążyłem już wymyślić sobie wytłumaczenie.

-Spotkałem tutaj jakąś dziewczynę, samotniczkę lubiącą chyba chodzić po takich opuszczonych miejscach. Więc się nią zająłem, a potem wrzuciłem ją do tego dołu-wyjaśniłem.

-Aha. My mamy do wykonania misję od Slendermana. A ty za to masz przeskrobane u niego-odparł Masky.

-Za co niby?-zdziwiłem się.

-Nie powiedziałeś mu, że w twoim lunaparku pojawili się agenci AJP-powiedział Masky.

-Ale w końcu i tak się dowiedział-odparłem.

-Ale miło by było, gdybyś sam mu to jak najszybciej przekazał. Cały czas robisz z siebie takiego indywidualistę, więc chyba trzeba ci przypomnieć o Kitty?-spytał Masky.

- Nie, nie musisz-warknąłem na niego, posyłając mu wściekłe spojrzenie.

-To się cieszę. W każdym razie mógłbyś okazać Slendermanowi wdzięczność i nie utrudniać mu życia-powiedział chłopak.

-Rozważę to. A teraz może byście już tak stąd poszli?-zapytałem. Denerwowałem się coraz bardziej, że Jill jeszcze nie wyszła, ale jednocześnie miałem nadzieję, że nastąpi to jak oni już sobie pójdą.

-A czemu tak bardzo chcesz nas już pożegnać?-zaśmiał się Toby.

-Bo ktoś mnie tutaj zdenerwował. I to bardzo, więc radziłbym wam stąd zniknąć-odparłem.

-Czy to groźba?-odparł Masky.

-Jestem psychopatą. Możliwe, że w swoim życiu wypowiedziałem więcej gróźb niż jakichkolwiek innych zdań-odparłem. W odpowiedz Masky westchnął.

-P-powiedz n-n-nam chociaż, czy w-widziałeś tutaj j-jakichś agentów?-odezwał się Hoodie.

-Nie-odparłem.

-W razie gdybyś natknął się na ich większą grupę albo jakimś cudem na ich kwaterę, powiedz o tym nam albo Slendermanowi. Jasne?-powiedział Masky.

-Jasne, jasne-odparłem. Potem na szczęście proxy oddalili się, a ja wróciłem na swoje poprzednie miejsce, po czym wychyliłem się, aby zobaczyć, co z Jill. Na moje szczęście wpadła w jakieś błoto, z którego właśnie się wycierała.

~*~

Poczułam, że Jack mnie popycha, a potem czułam już tylko jak lecę w dół. Następnie zaliczyłam twarde lądowanie. Byłam wściekła. Spojrzałam w górę, ale klown zniknął. Miałam tylko nadzieję, że gdzieś tam jest, a nie uznał sobie nagle, że fajnie będzie wrzucić mnie do dziura i znowu zniknąć. Zaczęłam się wycierać z błota, w którym wylądowałam. Na szczęście moja twarz była czysta, czego nie można powiedzieć o rękach i ubraniu. Po jakimś czasie spojrzałam ponownie w górę, gdzie z powrotem pojawił się Jack.

-Czyś ty oszalał?!-zawołałam wściekła.

-Nie. Tak. Znaczy...zabijam ludzi, więc według innych chyba tak-odparł. Uśmiechał się przy tym, i to w taki sposób, że jasne dla mnie było, iż śmieszy go mój wygląd. To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz