Rozdział 29

324 23 4
                                    


-Jane, spokojnie. Tylko spokojnie. Tylko spokój może cię uratować-powtarzałam, starając się przytrzymać wyrywającą się dziewczynę.

-Nie mam zamiaru być spokojna! Tym razem go rozszarpię!-zawołała, machając na oślep nożem. Na szczęście uniknęłam zbyt bliskiego kontaktu z nim.

-Nie możesz się tak wściekać o coś takiego! W końcu on też miał prawo tam być-powiedziałam.

-Nie w takim dniu, Cane. Nie dzisiaj!-odparła Jane.

-Co tu się dzieje?-zapytała Zero, pojawiając się w drzwiach pokoju.

-Wiesz, jaki dzisiaj dzień?-zapytałam.

-Eee...wtorek?-odparła po chwili, po czym weszła do mojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi.

-Nie o to chodzi. Dzisiaj rocznica śmierci moich rodziców. I rodziców Jeffa oraz Liu-odparła Jane, uspokajając się nieco.

-Aha i z tego powodu postanowiłaś uczcić ich pamięć wyśpiewując jakąś dziwną pieśń żałobną i drąc się przy tym na cały dom?-zapytała Zero.

-Nie. Slender pomógł mi się dostać na cmentarz, na którym są pochowani. W końcu to daleko stąd, a on mnie tam teleportował. Tylko że Liu też tam był i poprosił o towarzyszenie Jeffa! Rozumiesz to?! Idę sobie na ten cholerny cmentarz, uczcić cholerną pamięć moich cholernych rodziców i kogo widzę?! Osobę, która mi ich zabrała!-zawołała Jane, po czym wyrwała się z mojego uścisku. Od razu spróbowałam ją złapać, ale nie było to potrzebne, bo na szczęście nie zamierzała uciekać, aby zabić Jeffa. Przynajmniej na razie.

-Wkurzyłam się i rzuciłam się na niego ze zniczem, ale frajer uciekł. A kiedy wróciłam i przyszłam do Cane, on, z tym swoim wiecznym, bezczelnym uśmieszkiem wparował tu z pytaniem, czy Candy nie widziała gdzieś Liu-dodała Jane.

-No teraz to wszystko zaczynam rozumieć. Pewnie dlatego Jeff znowu poszedł do...

-Wiesz, gdzie on jest?-zapytała Jane.

-Stop. Skończ z tą obsesją, bo ona cię wykańcza. Stajesz się tak samo nienormalna jak on, a tego chyba nie chcesz, prawda?-zapytałam.

-Ale...ty tego nie zrozumiesz. Nie miałaś rodziców i nie wiesz, jak to jest, kiedy ktoś ci ich zabije, a potem musisz jeszcze znosić obecność tej osoby w twoim najbliższym otoczeniu-odparła Jane. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Toby.

-Nie uwierzycie!-zawołał.

-Puka się!-odparłyśmy wszystkie trzy równocześnie.

-Kto się puka? Ale nieważne, chodźcie lepiej na dół, zobaczyć co albo raczej kogo poznał Jack!-zawołał chłopak, nie kryjąc ekscytacji.

~*~

Jasone, Puppeteer i Candy całą drogę opowiadali mi o innych mieszkańcach Rezydencji, w tym także o Slendermanie, który był jej "szefem", żebym mu przypadkiem nie podpadła. Jack zaś był dziwnie cichy, choć może to i lepiej, bo nadal byłam na niego zła za to, że zrobił ze mnie skończoną idiotkę. Kiedy dotarliśmy do Willi, Jason otworzył z rozmachem drzwi i niemal wepchnął mnie przed sobą do środka.

-Mamy gościa!-zawołał. W konsekwencji do holu w krótkim czasie zbiegło się mnóstwo co najmniej dziwnych postaci. By tam jakiś elf, kilka osób w różnych maskach, blondynka z czarnymi oczami i druga dziewczyna, z zegarkiem zamiast jednego oka. Nie wiedziałam, co powiedzieć ani jak się zachować. Byłam zaskoczona taką ilością osób!

-Kto to jest?-zapytał chłopak-elf.

-Jestem Laughing Jill-powiedziałam niepewnie. Wśród zebranych dało się słyszeć kilka cichych szmerów.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz