Rozdział 38

233 21 0
                                    


Tak jak zakładał plan, wszyscy pojechaliśmy do miasta zwyczajnym autobusem. Jasne, wiele osób patrzyło tam na mnie i Cane dziwnie, ale nikt nic specjalnego nie mówił ani nie wrzeszczał na nasz widok "morderczynie" czego najbardziej się obawiałam. Całkiem przyjemnie mi się z nią gadało, zdążyłam ją już szczerze polubić. Kiedy zaś wszyscy już z powrotem byliśmy razem, odszukaliśmy po prostu miejsce, gdzie miało być wesołe miasteczko. Było tam już kilka rozstawionych namiotów i atrakcji, dlatego też postanowiliśmy się trochę między nimi powłóczyć. Z czasem przybywało ludzi, którzy chcieli kupić bilety, zwłaszcza na występ w cyrku.

 My zaś już wcześniej uzgodniliśmy nasz plan działania. Jack poszedł gdzieś z Jasonem i Puppeteer'em, co jednocześnie mnie cieszyło i martwiło. Cieszyło mnie, że gdy go nie widziałam, łatwiej mi było ogólnie przestać się zamartwiać o stan naszej relacji. Z kolei martwiło mnie to, że do tej pory klown zdawał się niemal zupełnie mnie ignorować. Ba! On zdawał się ignorować każdego z nas! W każdym razie, będąc z błaznami, mogłam przynajmniej na trochę zapomnieć o zmartwieniach i pośmiać się oraz pożartować razem z nimi. Nasze "żarty" wyglądały tak, że chodziliśmy sobie wokół namiotów i miejsce przeznaczonych dla występujących, wypatrując ofiar. Jeśli tylko ktoś okazywał się być gdzieś poza zasięgiem wzroku innych, w miarę szybko tego kogoś zabijaliśmy i ukrywaliśmy ciało. Godzina występu się zbliżała, podczas gdy u nas wszystko szło zgodnie z planem. Oczywiście artyści zaczęli szukać brakujących ofiar, a jeden z nich, najpewniej dyrektor cyrku, zaczął się wściekać, a na koniec nawet zmieniać grafik. W przypadku naszej trójki nie mieliśmy problemów z dostępem do takich informacji, bo błazny wyglądały po prostu jak cyrkowe błazny i mało kto zwracał uwagę, że Pop i Cane nie należą do trupy cyrkowej akurat tego cyrku. Co do mnie, to ktoś pewnie zwróciłby na moją skromną osobę uwagę, gdyby nie fakt, że potrafiłam przecież stawać się niewidoczna.

Tak oto w końcu nadszedł czas występu. Dyrektor pognał na scenę, aby zabawić jakoś publiczność, podczas gdy pozostali przy życiu artyści mieli poszukać swoich towarzyszy. W tym samym czasie cała nasza grupa spotkała się ponownie, aby doprowadzić do wielkiego finału. Najpierw w miarę szybko i cicho wymordowaliśmy pozostałych artystów, a kiedy dyrektor cyrku zapowiedział występ pierwszych osób, kurtyna podniosła się, a nas omal nie oślepił błysk reflektorów i nie udusiła kolorowa mgła, wyszliśmy razem na arenę cyrkową. To będzie dla was niezapomniane przedstawienie-pomyślałam rozbawiona, widząc zdziwioną minę dyrektora i wyczekujące spojrzenia widowni.

~*~

Zgodnie z planem Puppeteer przeskoczył, a właściwie przeleciał przez murek otaczający arenę, po czym podszedł do jedynego wyjścia z namiotu. Przynajmniej na początku, gdyby ktoś chciał uciec, marionetkarz miał tych ludzi złapać. Liczyliśmy się jednak wszyscy z tym, że nie uda nam się zabić każdej ze zgromadzonych osób. To byłoby zbyt piękne. Ku mojemu zaskoczeniu, to właśnie Jill podeszła do dyrektora cyrku, po czym chwyciła go i odwróciła tyłem do siebie, a następnie przyłożyła mu do szyi swoje pazury.

-Jeśli ktokolwiek się ruszy, ten człowiek nie zapowie już więcej przedstawień cyrkowych!-zawołała. Wyczułem w jej głosie mnóstwo emocji. Domyślałem się, że tak jak mnie, ekscytuje się wizją bliskich mordów. Publiczność oczywiście zamarła z przerażenia. Niektóre dzieciaki rozpłakały się, a wtedy my rzuciliśmy się do akcji. Kątem oka, biegnąc w stronę widowni, zauważyłem, że Jill rozszarpuje więzionemu mężczyźnie gardło swoimi pazurami. Uśmiechnąłem się. Musiałem przyznać, że dziewczyna wyglądała równie dobrze także w swoim "wojowniczym" wydaniu. Potem, tak jak i my, Jill rzuciła się w stronę pozostałych. Pop, Cane, ona i ja po prostu staraliśmy się zabić lub okaleczyć jak najwięcej osób, bo to nam sprawiało największą frajdę. Jason z kolei rzucił się jedynie na jedną dziewczynę, którą wcześniej pewnie wypatrzył w tłumie. Jak się domyślałem, widział w niej swoją przyszłą lalkę. Puppeteer na początku związał swoimi sznurkami kilka osób, które rzuciło się do ucieczki, ale potem już było ich za dużo. Po jakimś czasie dał sobie więc spokój, ale nie wiedziałem, czym się zajął. Nie miałem czasu się za wiele rozglądać. Po chwili w namiocie cyrkowym nie pozostał nikt żywy, bo wszyscy albo byli martwi, albo uciekli na zewnątrz. Nie chcąc kończyć zabawy, ruszyliśmy za nimi.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz