Rozdział 72

102 11 8
                                    

-Kim ty jesteś?-spytałem, stając naprzeciwko tego czegoś, ale w bezpiecznej odległości.


-Kim...Kim ja jestem? Kim ja jestem? Ty mi się pytasz, kim ja jestem?!-postać nawet mówiła dziwnie. Jej oczy były całe czarne, tak samo usta. Nawet ich nie otwierała, ale mówiła. Niemal jak Slender.

-Tak. Pytam ci się, kim jesteś. I co robisz w moim lunaparku-odparłem. Dziewczyna patrzyła przerażona to na mnie, to na...to coś, a chwilę później, może ze strachu, może przez odniesione rany, zemdlała.

-Ja. Jestem. Waszym. Twórcą. Jestem Aniołem Stróżem, który stworzył ciebie dla Isaac'a i Jill, która miała pomóc Mary, a potem tobie. Ale teraz już właściwie taki anielski nie jestem...

Popatrzyłem na Jill, która w jednej chwili pojawiła się obok mnie. W jej oczach widziałem niedowierzanie.

-Jack...ja nie wiem, jak to powiedzieć, ale on chyba mówi prawdę. Czuję to-powiedziała, spoglądając na mnie.

-Wiem Jill. Ja też-odparłem, po czym przeniosłem wzrok z powrotem na...anioła? To było naprawdę dziwne, ale pomimo tego, jak dziwne było to, co mówił, jakaś część mnie mu wierzyła.

-Ale skąd ty tutaj... I po co?-zapytała Jill.

-Po co... Kim jesteś... To pytania, które często słyszeliście od ludzi, prawda? Albo... dlaczego to robicie, dlaczego zabijacie, dlaczego mordujecie niewinnych ludzi, choć mieliście im pomagać?-spytał anioł, po czym zwrócił w naszą stronę swoją twarz. Jill popatrzyła na mnie. Widać było, że podobnie jak ja, nic z tego nie rozumie.

-Ale czego od nas chcesz? Co tutaj robisz? Powiedz-zażądałem stanowczo.

-Przybyłem, żeby uwolnić od was świat. Chciałem wam dać ostatnią szansę, ale ją zmarnowaliście. Chcieliście zabić tą dziewczynę. Kolejną. Stworzyłem potwory. A skoro dałem wam życie, to teraz je wam odbiorę-odparł anioł.

-Co? O czym ty bredzisz?-spytała Jill. Postać nic nie odpowiedziała, tylko wysunęła dłoń, na której po chwili coś się pojawiło.

~*~

Niemal od razu rozpoznałam ten przedmiot. Na początku zajaśniał, tak, jakby na dłoni anioła pojawiło się światło, ale potem przybrało kształt, który od razu poznałam. A potem te kolory i inne detale...

-Jack, to jest twoje pudełko-powiedziałam ze strachem. Spojrzałam na klowna, który był nie mniej zaniepokojony.

-Co ty robisz? Skąd je masz?-spytał Jack.

-Już mówiłem. Jestem waszym twórcą. Przede mną swoich pudełek nie ukryjecie-odparł anioł.

-Przestań! Ty chyba nie chcesz naprawdę zrobić krzywdy Jack'owi?!-zawołałam przerażona.

-Nie chcę. Ale muszę. Muszę was zabić-odparła postać.

-Ale jesteś aniołem! Anioły nie zabijają!-zawołałam.

-A klowny, który miały przyjaźnić się z samotnymi dziećmi, które miały wnosić do ich życia szczęście, radość i miłość, a zamiast tego wniosły cierpienie, ból i śmierć, zabijać już mogą? Poza tym, nie jestem już Aniołem. Nie jestem nim, bo wyrządziłem zbyt wiele złego, tworząc WAS. I ty o tym wiesz, Jill. Miałaś naprawić Jack'a, a zepsułaś się jak on. Myślałem, że odmieni was przyjaźń, wzajemna miłość, ale nie! Miłość, nawet jeśli jest prawdziwa, nie przeszkadza wam w zabijaniu, prawda? Jeśli chcę uchronić przed wami świat, to muszę was zniszczyć-odparł, jak się okazało, nie-anioł. W tej samej chwili pudełko Jack'a zaczęło jakby dymić w dłoni postaci, a klown zgiął się w pół, wydając z siebie zdławiony jęk. Niewiele myśląc, teleportowałam się przed anioła. Chciałam zabrać mu pudełko Jack'a, ale nie udało mi się to. W mgnieniu oka znalazłam się z powrotem tam, gdzie stałam.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz