Sama nie wiedziałam, ile czasu minęło, zanim usłyszałam pukanie do drzwi.
-Kimkolwiek jesteś, idź sobie! A jeśli to ty, Jack, idź sobie tym bardziej, najlepiej na zawsze i to do samego piekła!-zawołałam. Po chwili jednak drzwi otworzyły się, a ja ukradkiem spojrzałam, kto w nich stanął. Potem ponownie skryłam twarz w dłoniach.
-Cane, wynocha!-zawołałam. Usłyszałam, że drzwi się zamykają i przez chwilę myślałam, że znowu jestem sama.
-Co się właściwie stało?-usłyszałam głos Jane.
-Jane, też sobie idź!-zawołałam.
-Nigdzie nie idziemy-usłyszałam głos Cane, a potem poczułam, że ktoś koło mnie siada na łóżku.
-Ale ja nie mam ochoty z wami rozmawiać-powiedziałam.
-Co takiego zrobił Jack?-spytała Cane, ignorują moje słowa. Poczułam, że Jane siada po mojej drugiej stronie.
-Ten roześmiany debil z pudełka poszedł na tę cholerną misje bez mojej wiedzy i specjalnie kazał mi iść się przejść, żebym nie poszła razem z wami!-zawołałam, dając upust swojej złości. Następnie w końcu zdecydowałam się spojrzeć na Cane i Jane, chociaż zdawałam sobie sprawę, że moja twarz cała brudna od czarnych łez nie wygląda pewnie najlepiej.
-To nie jest powód, żeby się załamywać i płakać. W sumie to Jack...znaczy ten roześmiany debil z pudełka po prostu się o ciebie martwił. Chociaż nie powinien decydować za ciebie. Ale może lepiej mu to powiedz i zażądaj, aby więcej czegoś takiego nie zrobił. Ewentualnie, jeśli tak wolisz, możesz jednak dalej płakać i go wyzywać. Wtedy też ci przynajmniej ulży-powiedziała Cane, po czym uśmiechnęła się pokrzepiająco. Cała moja złość zmieniła się w jednej chwili w poczucie winy. Serio, co jest ze mną nie tak?-pomyślałam. Wcześniej rozpłakałam się, bo miałam wrażenie, że wszystko jest do kitu i nikt mnie nie rozumie, a teraz miałam ochotę znowu się rozpłakać, bo było mi żal Jack'a, że tak się zachowałam. Nadal jednak czułam lekką złość o to, że zadecydował sobie za mnie.
-Cane, ja już sama nie wiem, czego chcę i co się ze mną dzieje-przyznałam, po czym zdołowana opuściłam głowę.
-To mi wygląda na bardzo poważny objaw choroby zwanej miłością-odparła dziewczyna.
-Czyli miłość oznacza, że mam z Jack'iem toczyć wojny o każdą rzecz, w przypadku której się nie zgadzamy?-zapytałam, spoglądając na Cane. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Ustalcie sobie jakieś ZZ, czy coś podobnego i po sprawie. Ja myślę, że ZZ w każdym związku wyglądają inaczej-odparła Cane. Spojrzałam na nią jak na chorą psychicznie.
-A co to jest ZZ?-zdziwiłam się.
-Zasady Związku. Ale nazywaj to jak chcesz, Zasady Chodzenia Ze Sobą albo Zasady Miłości. Jak wolisz, ale widzę, że zdecydowanie jak najszybciej musicie je z Jack'iem ustalić.
-I to wszystko załatwi?
-Na pewno nie zaszkodzi. A i najlepiej zrobić to jak najszybciej. Iść po tego roześmianego debila z pudełka?-spytała Cane. Niepewnie pokiwałam głową, a już po chwili dziewczyna zniknęła za drzwiami.
~*~
-Może zagrasz z nami w karty?-spytał Candy.
CZYTASZ
Naprawię Cię
FanfictionZastrzegam, że to moja pierwsza "książka" na wattpadzie i pisana bardziej z chęci przekonania się, jak mi pójdzie. No i oczywiście z miłości do Laughing Jack'a... niech będzie, do innych creepypast trochę też. Zamiast pisać coś, co nic nikomu nie p...