-Widziałeś gdzieś Jack'a?-spytałam Candy'ego, którego odnalazłam w salonie.
-Nie. Ale zawsze możesz sprawdzić, czy nie schował się w swoim pudełku-odparł błazen, z głupim uśmiechem na twarzy.
-To nie jest zabawne! Ja naprawdę nie mam pojęcia, gdzie on jest!-zawołałam, popychając lekko chłopaka do tyłu.
-Już dobrze, dobrze. Nie tak agresywnie-powiedział błazen. Posłałam mu wkurzone spojrzenie.
-Jeśli go znajdziesz, odeślij go do mnie-odparłam, po czym ruszyłam dalej. Każdą napotkaną po drodze osobę wypytywałam o Jack'a, ale nikt go nie widział. W końcu poszłam do Slendermana, który nie był zadowolony z faktu, że zawracam mu głowę "takimi błahymi sprawami", po czym stwierdził, że nawet on nie ma pojęcia, gdzie jest Jack, i że on nie jest jego niańką, poza tym "ten klown" niemal zawsze nie słucha się jego poleceń itd. itp. Świetnie Jack, ty debilu. Polazłeś nie wiadomo gdzie, a mi się jeszcze przez ciebie dostaje! Mógłbyś chociaż powiedzieć, gdzie znikasz!-pomyślałam wkurzona. Cała reszta dnia minęła mi właściwie na szukaniu klowna. Kiedy upewniłam się, że nie ma go nigdzie w Rezydencji, poszłam do lasu, razem z Jasonem i Candym, którzy zdecydowali się pomóc mi poszukać Jack'a. Nasze poszukiwania jednak nic nie dały. Najchętniej szukałabym go dalej, ale moi towarzysze zagrozili, że jak nie wrócę z nimi dobrowolnie, to użyją siły.
-Widać Jack nie chce być znaleziony. Co oznacza, że choćbyś stanęła na głowie, to go nie znajdziesz. Zaszył się gdzieś i będzie tam tkwił, umartwiając się i robiąc z siebie wiecznego męczennika-powiedział Candy.
-Ale dlaczego?-spytałam. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego Jack tak nagle zniknął. Candy wzruszył ramionami.
-A kto zrozumie tego idiotę? Myślałem, że może chociaż ty, ale, jak widać, nawet ty nie potrafisz go ogarnąć-odparł błazen.
-A jeśli coś mu się stało?-zapytałam. Candy roześmiał się, a ja posłałam mu oburzone spojrzenie.
-Niby co cię tak śmieszy?!-zawołałam.
-No bo jemu przecież nic nie może zaszkodzić!-odparł Candy.
-Tak? A jakoś jak walczył z tamtym gościem, to nie skończyło się to dobrze. A i podczas naszej wizyty w tym wesołym miasteczku też nie. Mam ci przypomnieć, co się tam stało?-spytałam. Candy natychmiast spochmurniał.
-Jill, on ma trochę racji. Bądź co bądź, Jack z tego wszystkiego wyszedł cało. A skoro chwilę przed jego zniknięciem się z nim widziałaś, to znaczy, że raczej nikt go podstępem nie uprowadził z Willi Slendermana-odparł Jason. Przynajmniej on brzmiał, jakby na serio choć trochę się tym przejął.
-No właśnie! On zniknął tak zupełnie nagle! Nie wydaje wam się to dziwne?-zapytałam. Jason i Candy zaczęli mnie oczywiście dalej przekonywać, że nic się na pewno nie stało. W końcu dotarliśmy z powrotem do Rezydencji, ja jednak nadal wahałam się, czy powinnam tak po prostu tam wrócić, czy jednak dalej szukać Jack'a. Weszliśmy do środka.
-To co? Porobimy coś ciekawego, w oczekiwaniu na powrót klowna marnotrawnego?-zaśmiał sie Candy. Posłałam mu kolejne już wkurzone spojrzenie.
-Miło wam się spacerowało?-usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się i w mroku korytarza dostrzegłem postać mojego klowna.
CZYTASZ
Naprawię Cię
FanficZastrzegam, że to moja pierwsza "książka" na wattpadzie i pisana bardziej z chęci przekonania się, jak mi pójdzie. No i oczywiście z miłości do Laughing Jack'a... niech będzie, do innych creepypast trochę też. Zamiast pisać coś, co nic nikomu nie p...