Uwinęłam się oczywiście zanim policja zdążyła złożyć mi wizytę. Znalazłam w miarę spokojne miejsce, pod jakimś mostem, gdzie chyba nikt nie zaglądał. Postanowiłam nie wracać na razie do pudełka, tylko skupić się na tym, gdzie jestem oraz gdzie jest Laughing Jack. Obawiałam się, że znalezienie go może się okazać trudniejsze, niż na początku sądziłam. Nie miałam pomysłu, od czego zacząć, a do tego znajdowałam się na pewno bardzo daleko od miejsca, w którym zostałam podarowana mojej przyjaciółce. Wolałam nawet nie przywoływać w myślach jej imienia, bo sprawiało mi to zbyt wielki ból. W końcu zapadł zmierzch, a ten po jakimś czasie przemienił się w noc. Pod mostem zaroiło się od bezpańskich psów i nie pozbawiłam się przyjemności wyrwania im flaków i rozwleczenie ich wszędzie w okolicy. Po tej zabawie zdecydowałam się opuścić to miejsce. Nocą prawie nikt nie wychodził na zewnątrz, toteż łatwo było mi podejść do jednego z domów i postawić swoje pudełko niemal centralnie pod drzwiami, a potem, jak już robiłam to wiele razy, wrócić do niego i poczekać, aż ktoś znowu mnie uwolni. Jak na razie sprawa z odszukaniem Laughing Jack'a wydawała mi się tak beznadziejna, że w ogóle nie chciałam o tym myśleć. Wolałam zająć myśli czymś innym. Jednocześnie moje zachowanie przywiodło mi pewną myśl. Kiedy przyjaźniłam się z Mary, nigdy nie musiałam myśleć o tym, co zrobić, aby w odpowiednim czasie zostać uwolnioną z pudełka. Aby w ogóle zostać z niego uwolnioną-pomyślałam. Zawładnęły mną dwa sprzeczne ze sobą uczucia. Jednocześnie było mi cholernie smutno, że Mary umarła. Z drugiej strony byłam na nią wściekła. Naprawdę MUSIAŁA być taka sama jak inni ludzie?! MUSIAŁA dać się tak łatwo zabić?!-to były ostatnie myśli, które towarzyszyły mi, kiedy zmieniłam się w czarną chmurę i wniknęłam do pudełka, które chwilę potem zamknęło się. Tym samym w głębi mojego umysłu obudziły się dobrze znane mi wątpliwości, które zazwyczaj starałam się tłumić. Czy na pewno jeszcze stąd wyjdę?
~~Time skip~
Ten przeskok czasowy jest trochę inny niż pozostałe. Wiem, jak bardzo nie wyszło mi to, co chciałam zrobić. Bowiem creepypasta o Laughing Jill zaczyna się w 1925 roku i chciałam wszystko ustylizować na tamte czasy, ale niezbyt chciało mi się szukać informacji na temat, jak wtedy wyglądało życie. Mimo to chciałabym, żebyście przyjęli, że to rzeczywiście działo się kilkadziesiąt lat temu. Teraz zaś opowieść przenosi się do czasów współczesnych.
~~~~
-Nie jestem pewien...Mama zakazała mi brać słodycze od obcych-powiedział chłopiec, który chwilę wcześniej otworzył moje pudełko.
-Ależ my przecież nie jesteśmy dla siebie obcy! Ty jesteś Billy Jackson, a ja Laughing Jack! Widzisz? Już się znamy!-zawołałem. Ledwo powstrzymałem się przed uśmiechnięciem się. Zdawałem sobie sprawę, że w takim wypadku przeraziłbym pewnie to dziecko na śmierć, a ja chciałem się z nim jeszcze trochę pobawić.
-W sumie to masz rację-powiedział Billy po chwili wahania, po czym ostrożnie wyciągnął w moją stronę swoją dłoń. Dałem mu garść różnokolorowych cukierków.
-Ten jest najlepszy, ale zostaw go na potem-powiedziałem, wskazując cukierek w różowym opakowaniu.
-Dobrze!-odparł Billy. Podarowane słodycze sprawiły mu ogromną radość.
-Bill? Choć tutaj natychmiast, musimy już jechać!-z dołu dobiegł nas głos matki chłopca. Ten spojrzał najpierw na drzwi swojego pokoju. Wyglądał, jakby w ogóle zapomniał o swojej matce, a pamięć o niej wróciła do niego dopiero teraz. Zaraz potem spojrzał niepewnie na mnie.
-Muszę iść, ale nie chcę cię zostawiać-powiedział Billy.
-Nic się nie martw, zaczekam tu na ciebie-powiedziałem.
-Na pewno?-zapytał nieprzekonany chłopiec.
-Miałbym cię okłamać? Przecież się przyjaźnimy!
-W sumie to racja...Zostałbym, ale wtedy mama by mnie zabiła-powiedział po chwili zastanowienia Billy. Następnie wziął do ust jednego z moich cukierków. Kilka schował też do kieszeni spodni, a resztę, co mnie zdziwiło, ukrył pod materacem łóżka.
-Moja mama ma prawdziwą alergię na słodycze, dlatego nie jadam ich za często. Dla niej to chyba najgorsze zło tego świata-wyjaśnił chłopiec, po czym zaśmiał się. Ja również nie potrafiłem się powstrzymać i wybuchnąłem szczerym śmiechem. Niebezpieczne słodycze? W sumie może i ta kobieta ma trochę racji, ale z pewnością istnieje mnóstwo o wiele bardziej niebezpiecznych rzeczy-pomyślałem z rozbawieniem. Zaraz potem nowopoznany chłopiec wybiegł z pokoju.
-Już idę!-zawołał, dopadając schodów. Była to ostatnia rzecz jaką zobaczyłem, nim drzwi pokoju dziecka zamknęły się za nim. Odczekałem jedynie, aż do moich uszu dotarł dźwięk odjeżdżającego samochodu, co upewniło mnie w przekonaniu, że zostałem w domu sam. Oczywiście nie musiałem wcale na to czekać, bo mógłbym od razu się stąd ulotnić. I, oczywiście, zamierzałem to właśnie zrobić. Nie uśmiechało mi się czekanie na powrót tego dziecka jak jakiś pies. Już raz się wystarczająco naczekałem na powrót pewnego chłopca. Teleportowałem się do lasu, którego skrawek widziałem przez okno w pokoju Bill'ego. Zaraz potem udałem się w kierunku Rezydencji.
~Time skip~
Kiedy wszedłem do Rezydencji, udałem się najpierw prosto do salonu, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie ma tam kogoś, z kim miałbym ochotę spędzić trochę czasu. Na moje nieszczęścia znajdował się tam tylko Jeff, Ticci Toby i Ben, jak zwykle zajęty graniem w jakąś grę. W przeciwieństwie do pozostałej dwójki, nawet nie zauważył mojego pojawienia się, bo miał na sobie słuchawki.
-Dziś znowu to ty zostałeś Gwiazdą!-zawołał Jeff, spoglądając na mnie przez ramię. Następnie on i Toby zaśmiali się.
-Zazdrościsz mi popularności, Jeffy?-spytałem, uśmiechając się niewinnie. Na jego twarzy natychmiast zagościł wyraz wściekłości, a ja zmyłem się do kuchni, nim zdążył obrzucić mnie obelgami i groźbami. I tak nie sądziłem, że wymyślił coś nowego. Ponadto może i zdawał się żartować, ale myślę, że nie tylko ja zauważyłem już, że Jeff uwielbia, kiedy w telewizji mówią tylko o nim, a nie znosi, gdy sławę odbiera mu ktoś inny. Prawda zaś była taka, że ostatnio Jane była bliżej spełnienia swojej groźby (zabicia Jeff'a) niż kiedykolwiek wcześniej, skutkiem czego musiał on odłożyć na jakiś czas swoje polowania z powodu paru ran, które odniósł. Ja z kolei ostatnimi czasy byłem nad wyraz aktywnym zawodowo psychopatą i zabiłem trochę więcej dzieci niż zwykle, więc szybko ponownie zrobiło się o mnie głośno w telewizji. Otworzyłem lodówkę, zastanawiając się, jaki jest procent szans, że trafie na coś, co będę miał ochotę zjeść. Oczywiście nie znalazłem nic takiego, więc po prostu udałem się do swojego pokoju.
~Time skip~
Do nowopoznanego dziecka wróciłem późnym wieczorem. Kiedy znalazłem się w jego pokoju, zobaczyłem go śpiącego na łóżku. Gdy jednak do niego podszedłem, zauważyłem, że ma włosy mokre od potu, a do tego wyglądało na to, że puls mu mocno przyspieszył. Uśmiechnąłem się, widząc na jego stoliku nocnym puste różowe opakowanie. Czekała mnie ciekawa i zabawna noc. Najpierw chłopiec kilka razy budził się i zapadał w sen, dręczony przy okazji koszmarami. Za każdym razem, kiedy próbował krzyczeć lub wzywać pomoc, zatykałem mu usta, a on nie miał za bardzo sił, aby się sprzeciwiać. Kiedy zaś dziecko ostatecznie zemdlało, przystąpiłem do pracy. Najpierw rozciąłem mu brzuch i ostrożnie wyjąłem jelita. Rozwiesiłem je po pokoju, ledwo tamując przy tym swój śmiech. Mój wzrok spoczął na świeczce stojącej na biurku po drugiej stronie pokoju. W tej samej chwili wpadłem na świetny pomysł! Podszedłem do niej i wyczarowaną zapalniczką zapaliłem. Potem wróciłem do dziecka. Skoro miałem już zapalniczkę, bez zastanowienia spaliłem mu włosy, a także mocno przypaliłem skórę wokół ust, rąk, brzucha i klatki piersiowej. Chwilę potem spaliłem mu powieki, ale kiedy zdałem sobie sprawę, że zaczyna wyglądać jak Jeff, dałem sobie spokój z zabawą ogniem. Wpakowałem do brzucha Bill'ego tyle cukierków, ale się tam zmieściło, po czym zaszyłem go na tyle, na ile umiałem. Następnie wróciłem po świeczkę. Na szczęście zdążyła się już mocno roztopić, więc po prostu wylałem wosk na oczy dziecka. Zastygł na nich po chwili, sprawiając, że oczy chłopca stały się prawie niewidoczne. Kiedy się nad nim pochyliłem, usłyszałem jeszcze ciche, wręcz końcowe bicie serca. Bez namysłu je wyrwałem i włożyłem Bill'emu do jego własnych ust. Nim na dobre zniknąłem, obejrzałem dokładnie jeszcze raz to, czego udało mi się dokonać. Byłem bardziej niż zadowolony ze swojej pracy...
CZYTASZ
Naprawię Cię
FanfictionZastrzegam, że to moja pierwsza "książka" na wattpadzie i pisana bardziej z chęci przekonania się, jak mi pójdzie. No i oczywiście z miłości do Laughing Jack'a... niech będzie, do innych creepypast trochę też. Zamiast pisać coś, co nic nikomu nie p...