Razem z Jill dotarliśmy wkrótce przed namiot, w którym miało się odbywać przedstawienie. Wszędzie wokół pełno było martwych ciał, co jakiś czas trafialiśmy na jedno z tych stworzeń lub na jakiegoś jeszcze żywego człowieka. Raz z kolei wydawało mi się, że kątem oka widzę coś albo kogoś w czarnym płaszczu, ale kiedy spojrzałem w tamtą stronę, nikogo nie zobaczyłem. Przed namiotem czekała już na nas cała reszta. Wielu z nich było rannych, a ich rany nie goiły się tak jak powinny. Candy Pop był cały w swojej fioletowej, świecącej się krwi, podobnie jak Cane. Puppeteera pokrywała z kolei żółta ciecz.
-Czy ktoś wie, co tu się stało?-spytała Jill, kiedy do nich dotarliśmy. Jason pokręcił głową.
-Nikt nie ma pojęcia, co to za stworzenia i skąd się wzięły-powiedział. Nagle coś przeleciało obok nas, a potem usłyszeliśmy krzyk Candy Cane. W jej ręce tkwiła strzykawka, wypełniająca się jej fioletową krwią. Chwilę później coś podobnego trafiło Puppeteera i Jasona. Patrzyliśmy na to wszystko zaskoczeni, podczas gdy Candy Pop doskoczył do swojej dziewczyny.
-Co to jest?-zawołał, nim jednak zdołał chwycić strzykawkę i ją wyjąć, przed Cane pojawiła się jakaś postać. A ja rozpoznałem w niej tego frajera, z którym już kiedyś walczyłem. Wyrwał z ręki Cane strzykawkę wypełnioną jej krwią. Następnie w ułamku sekundy pojawił się przed Jasonem i Puppeteerem i zrobił to samo. Nikt z nas nawet nie zdążył zareagować, podczas gdy on po prostu rozpłynął się w powietrzu.
-Kto to był? Co to w ogóle było?!-zawołała przerażona Cane. Nikt jej nie odpowiedział, bo nikt nie znał odpowiedzi na te pytania.
-Musimy jak najszybciej wrócić do Rezydencji. Jill, ty jesteś najmniej ranna. Możesz w miarę szybko tam dotrzeć i poprosić Slendera, żeby nas ściągnął z powrotem. A my odszukamy tego dziwaka! Chcę wiedzieć, kto to był i co on odjebał!-zawołał Candy. Teraz już wszyscy byli na serio zdezorientowani, a nawet wystraszeni.
-Nie! A co, jak coś się jej stanie?!-zawołałem, stając między nim, a Jill.
-Nic jej nie będzie, poza tym i tak jest najmniej ranna z nas wszystkich. I nikt jej nie zaatakował strzykawką!-odparł błazen.
-Skąd wiesz, może ma jakieś rany wewnętrzne? I nie było tu żadnego ataku strzykawką! On pewnie tylko pobrał waszą krew!-odparłem.
-Tia, jasne. A po co mu nasza krew?-wtrącił się Jason.
-Mi się pytasz? Może lepiej zapytaj się jemu-odparłem.
-Doskonały pomysł, Jill wróci do Slendera, który nas ściągnie z powrotem, a my odszukamy tego gościa-powiedział lalkarz.
-Zgadzam się-powiedziała stojąca za mną Jill.
-Ty się nie odzywaj!-zawołałem, nawet się do niej nie odwracając. Chwilę później poczułem, jak dziewczyna chwyta mnie za ramię i odwraca w swoją stronę.
-Tak będzie najlepiej. Szybko tam wrócę i wszystko załatwię, a wy poszukacie tego człowieka-powiedziała dziewczyna.
-Ale ja się nie zgadzam!-odparłem.
-Ty za nią nie pójdziesz, jesteś ranny. Poza tym, tu jest znacznie niebezpieczniej!-wtrącił się Candy.
-Właśnie. Zaufaj mi-powiedziała Jill, uśmiechając się.
-Tobie ufam, ale niekoniecznie tym stworzeniem. A zwłaszcza temu dziwakowi-odparłem. Wiedziałem jednak, że jej nie przekonam. Poza tym Candy miał rację, tutaj było znacznie gorzej. Tak naprawdę po prostu nie podobała mi się myśl, że znowu mielibyśmy się rozdzielić.
CZYTASZ
Naprawię Cię
FanfictionZastrzegam, że to moja pierwsza "książka" na wattpadzie i pisana bardziej z chęci przekonania się, jak mi pójdzie. No i oczywiście z miłości do Laughing Jack'a... niech będzie, do innych creepypast trochę też. Zamiast pisać coś, co nic nikomu nie p...