Byliśmy sami, w ciemnym pokoju, w środku nocy, toteż nie musieliśmy się praktycznie hamować. Jill przekręciła się na bok, co nie odbyło się bez serii bolesnych stęknięć, jednak nie przeszkodziło nam to w kontynuowaniu naszej zabawy. Teraz już leżeliśmy naprzeciw siebie, całując się, a do tego najzwyczajniej w świecie obściskując. Przez chwilę zastanawiało mnie, jakim cudem łóżko jest w stanie wytrzymać ciężar dwójki przerośniętych klownów, ale potem straciłem zainteresowanie tą kwestią. O wiele bardziej interesowała mnie Jill. Jakimś cudem zdołałem oderwać się od jej ust i zacząłem ją całować po całej twarzy, a potem po szyi. Poczułem, że jej ciało zaczyna się trząść, a chwilę później usłyszałem jej dźwięczny śmiech.
-To łaskocze-powiedziała.
-Mam przestać?-zapytałem, spoglądając na chwilę prosto w jej czarne, roziskrzone oczy.
-Nie, tego nie powiedziałam. To jest przyjemnie-odparła Jill z figlarnym uśmieszkiem, po czym dała mi szybkiego całusa. Chwilę później wróciłem więc do przerwanej czynności. Z jednej strony na wspólne amory mieliśmy całą noc, ale z drugiej spieszyliśmy się tak, jakby zaraz ktoś albo coś miało nam przeszkodzić. Sam przed sobą musiałem przyznać, że zaczynałem trochę rozumieć nastolatków, którzy przychodzili do mojego wesołego miasteczka ze swoimi drugimi połówkami, a kiedy mnie spotykali, udawali bohaterów, choć potem i tak wszyscy tak samo łatwo dawali się zabić. Zawsze uważałem, że nie ma nic gorszego i bardziej denerwującego, niż taka szczeniacka, nieposkromiona "miłość", a teraz sam nie zachowywałem się lepiej. Ale nie zamierzałem się tym przejmować. W obecnej sytuacji wolałem skupić się na dotykaniu Jill, jej szyi, ramion, pleców i talii. Wolałem mimo wszystko omijać zabandażowane miejsca, choć jeśli dziewczyna odczuwała jakiś ból, zupełnie nie było tego po niej widać. Przy tym nasz pierwszy pocałunek był niczym. Przekręciłem się na plecy i pociągnąłem za sobą Jill, przez co znalazła się nade mną. Ręce miała po obu stronach mojej głowy i się na nich opierała. Po chwili jednak ugięły się pod jej ciężarem, a dziewczyna wylądowała na mnie z cichym jękiem.
-Nic ci nie jest?-zapytałem. Jill wyprostowała się, a ja po chwili uczyniłem to samo.
-Nie, to tylko rany dały mi o sobie trochę znać. Co mi się właściwie stało?-zapytała dziewczyna.
-Zostałaś zraniona jakimiś super specjalnymi nabojami, których supermoc polegała na tym, że nie byłaś w stanie sama poradzić sobie z regeneracją. Znaczy, najpierw trzeba było usunąć z ciebie te kule-wyjaśniłem.
-I kto się tym zajął?-spytała Jill, przyglądając się swoim opatrunkom.
-Smiley i Ann, chociaż był przy tym jeszcze Slenderman i ja. Jak właściwie do tego doszło?-zapytałem.
-Właściwie to...właściwie to chyba był tam taki facet, który...-Jill przerwała i popatrzyła na mnie niepewnie.
-To był chyba ten sam koleś, który zaatakował cię w twoim wesołym miasteczku-dodała po chwili.
-Ten, który ci się odgrażał?-spytałem
-No...i właściwie to faktycznie nie był zbyt miło do mnie usposobiony-powiedziała Jill.
-Wpakował w ciebie kilka dziwacznych nabojów. Też uważam, że to nie jest raczej oznaka sympatii-odparłem.
-Ale ja naprawdę nie wiem, kto to może być!-zawołała.
CZYTASZ
Naprawię Cię
FanfictionZastrzegam, że to moja pierwsza "książka" na wattpadzie i pisana bardziej z chęci przekonania się, jak mi pójdzie. No i oczywiście z miłości do Laughing Jack'a... niech będzie, do innych creepypast trochę też. Zamiast pisać coś, co nic nikomu nie p...