Najpierw, tak jak poprzedniej nocy, trochę się całowaliśmy. Potem postanowiliśmy przejść się, ale jednocześnie nie oddalać się od Rezydencji. Wróciliśmy nad ranem, a krótko po naszym powrocie obudziła się większość mieszkańców Rezydencji. Zjedliśmy śniadanie, spędziliśmy trochę czasu z resztą creepypast, a trochę czasu tylko ze sobą. Chodziliśmy na jakieś spacery, jedliśmy kolację i cykl się powtarzał. Tak właśnie zaczęły wyglądać nasze dni. Raz na jakiś czas zdarzało się, że wpadliśmy na jakichś ludzi w lesie, których zabijaliśmy. Nikt nie kwapił się do opuszczania Rezydencji po tym, jak okazało się, że mogą cię napaść agenci ze swoimi creepy-mutantami, zabić cię, a jeśli nie, to przynajmniej zdobyć twoją krew i ją wykorzystać, żeby potem jakiś wilkopodobny stwór zabił cię za pomocą twoich własnych mocy. Tak więc dni zaczęły się zlewać w monotonną całość i coraz częściej wybuchały kłótnie. Jasne, creepypasty od dawna żyły razem w Willi, tylko że zazwyczaj nie musiały znosić się praktycznie całą dobę. Wszyscy zaczynali mieć już tego wszystkiego dość. Sama powoli traciłam rachubę, ile czasu już tam tkwimy. Dni? Tygodnie? Miesiące? Miałam wrażenie, że całe lata. Jedynym urozmaiceniem było wysyłanie na misje. Kilka osób już się tam udało i jakimś cudem dowiedzieli się czegoś więcej. Jak na razie wiedzieliśmy, że kompleks naukowy podzielony jest na wiele budynków, w tym część mieszkalną, rekreacyjną, treningową i naukową. Poza tym było tam kilka budynków, w których znajdowały się połączone ze sobą komputery. To w nich przechowywano wszelkie dane, dlatego, jeśli już chciało się cokolwiek osiągnąć, trzeba było zniszczyć je wszystkie. Ani ja ani Jack nie byliśmy na żadnej tego typu misji. Klown by mnie nie puścił, a i ja sama nieszczególnie miałam na to ochotę, choć wiedziałam, że, kiedy przyjdzie czas, będę gotowa walczyć. Nie zamierzałam ot tak zostawić swojego chłopaka i najlepszych przyjaciół.
~*~
-A więc? Jakie informacje?-zapytał Hopkins. On i Damian znajdowali się w jego gabinecie i uczestniczyli właśnie w wideo-rozmowie z Anną Marlbourne, dowódcą grupy agentów, która miała zająć się sprawą Tempat ibadat.
-Niestety napotkaliśmy drobne komplikacje-powiedziała rzeczowym tonem kobieta.
-Jakie komplikacje? Co znowu schrzaniliście?-spytał Damian.
-Otóż nasi agenci, którzy mieli wkraść się w zgromadzenie i zdobyć informacje na temat...demonów, zaczęli się dziwnie zachowywać. Stawali się cisi, zamknięci w sobie, mało jedli, chudli, nie chcieli powiedzieć, co się z nimi dzieje. Agent Mayhew zgłosił mi nawet, że widział, jak jego współtowarzyszy, agent Horn, gryzie się i drapie po rękach, a potem zlizuje własną krew. To już nas mocno zaniepokoiło. Uznaliśmy, że to najprawdopodobniej oznaka szaleństwa, może przepracowania. Mieliśmy dziś rano odesłać go i kilka innych osób, ale wszyscy zniknęli. Podejrzewamy, że dołączyli do kultu, dlatego teraz naszym głównym zadaniem jest odbicie ich-powiedziała kobieta.
-Dlaczego pracuje pani w organizacji, która ma wybić wszystkie demony, potwory i inne stwory, a brzmi pani, jakby nie wierzyła w ich zdolności. Ci ludzie zaczęli się tak dziwnie zachowywać po "dołączeniu" do tego kultu, a pani uznała to za zwykłe szaleństwo?-spytał Damian. Kobieta otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
-Zatem co pan proponuje, panie Moliere?-zapytał Hopkins.
-Proponuję wysłać tam więcej ludzi i creepy-mutantów i spróbować odbić przynajmniej kilka z tych osób. Albo jakkolwiek się z nimi skontaktować. Być może to pomoże nam zdobyć potrzebne informacje. Najlepiej będzie, jeśli spróbujecie odwieść od tego kultu przynajmniej jedną osobę i o wszystko ją wypytać. Trzeba jednak ułożyć szczegółowy plan. Na razie niech pani czeka na dalsze wytyczne-powiedział Damian. Chwilę później rozmowa dobiegła końca.
CZYTASZ
Naprawię Cię
FanfictionZastrzegam, że to moja pierwsza "książka" na wattpadzie i pisana bardziej z chęci przekonania się, jak mi pójdzie. No i oczywiście z miłości do Laughing Jack'a... niech będzie, do innych creepypast trochę też. Zamiast pisać coś, co nic nikomu nie p...