Rozdział 56

192 16 16
                                    


Wyjątkowo notka na początku, bo po przeczytaniu tego umrzecie i nic więcej nie będzie wam się chciało czytać, zwłaszcza moich ostatnich wypocin na końcu rozdziału. Rozdział jest w ch#j długi, bo w sumie miałam go podzielić na 2 w trakcie pisania, ale tyle się nad tym nasiedziałam, że już mi się nie chce. Za błędy logiczne, interpunkcyjne, ortograficzne i wszystkie inne przepraszam, a jeśli wzbudzę nim kontrowersje, to, no cóż, Jack i Jill są psychopatami i niezależnie od osobistych zasad każdego z nas, mają swój własny system wartości. Pamiętajcie o tym, czytając, i nie wywołujcie tutaj żadnej gównoburzy ani nie próbujcie zjeść mnie w komentarzach. Za to z góry wam dziękuję. Dodatkowo, ponieważ jestem taką "skromną" osobą, to stwierdziłam ryzyk-fizyk, pokażę wam moje zdjęcie z tegorocznego Pyrkonu. Co prawda ucięte, bo byłam na nim z inną osobą, ale to już nieważne. A chcę je pokazać, bo robiłam właśnie cosplay Laughing Jack'a (pazury miałam wszystkie, ale nie chciało mi się ich stale nosić, a i wiem że ta "nerka" nie pasuje) XD A teraz jeszcze nieskromności ciąg dalszy, macie tu link do mojego pierwszego quizu, fajnie będzie, jak dacie znać, co o nim sądzicie: https://samequizy.pl/trudny-quiz-o-laughing-jacku/

Nie przedłużając, daję wam ten długaśny rozdział i życzę powodzenia w czytaniu. Może jednak niektórzy z was po tym nie umrą:D

~~~~****~~~~

Jack i ja leżeliśmy na łóżku, wtuleni w siebie. Nawet nie rozmawialiśmy, bo wystarczała nam sama nasza obecność. Nie wiedziałam, o czym myśli klown, za to ja myślałam tylko o jednym. Z jednej strony nie mogłabym być w ciąży, bo jak by to miało wyglądać? Demoniczni klowni zostają rodzicami? To brzmiało dla mnie jak jakiś chory żart, ale z drugiej strony...zaczęłam się zastanawiać, jak by to było, gdybyśmy ja i Jack mieli takiego małego demonicznego klowna-psychopatę. Albo psychopatkę. Może dzięki takiemu dziecku mogłabym...poczuć znowu to, co czułam, kiedy żyła Mary i kiedy się przyjaźniłyśmy? Ale co powiedziałby Jack? Jak on by zareagował? On też poczułby się tak jak wtedy, kiedy przyjaźnił się z Isaac'iem? A on w ogóle chce się tak znowu poczuć? No właśnie! Nie przeczuwałam, że mógłby być z tego powodu jakoś specjalnie szczęśliwy, a wręcz przeciwnie. Dlatego jednak nadal wolałam, aby nic z tego nie wyszło na jaw.

-Ej Jill, tak się zastanawiam, o czym myślisz?-spytał Jack. Obecnie właściwie go nie widziałam, bo widok zasłaniały mi moje włosy, które były chyba wszędzie, ale klownowi to najwyraźniej nie przeszkadzało. Po chwili Jack odgarnął mi włosy z twarzy i jeszcze bardziej się do mnie przysunął.

-Myślę o tym, jak to wszystko się potoczy-odparłam.

-Tylko się nie zamartwiaj bez potrzeby. My zawsze z nimi wygrywamy-powiedział Jack, po czym uśmiechnął się do mnie. Potem spróbował mnie pocałować, ale ja odsunęłam się od niego tak gwałtownie, że prawie spadłam z łóżka. Klown spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nadal źle się czuję-wyjaśniłam.

-Aha-odparł Jack, czym doprowadził mnie do szału. Nie wiedziałam, czy jest na mnie obrażony, czy jest mu to obojętne, czy może się o mnie martwi. W końcu jednak powiedziałam, że muszę się przejść i trochę dotlenić, co na pewno zrobi mi lepiej. Ku mojej uldze, Jack nawet nie zasugerował, że będzie mi towarzyszył. Być może wyczuł, że nie mam ochoty na jakiekolwiek towarzystwo, zwłaszcza jego. W drodze na dół wpadłam jeszcze na Cane, która zaczęła mnie wypytywać, czy wiem już, co mi jest. Na szybko wcisnęłam jej to samo kłamstwo co Jack'owi i w końcu mogłam bez przeszkód znaleźć się na zewnątrz. Kiedy poczułam chłodne powietrze, od razu też zaczęłam czuć się nieco lepiej. Może moje problemy nie znikły, ale wydawały się mniej straszne kiedy przebywałam na otwartej przestrzeni niż wtedy, kiedy byłam w domu psychopatów. Naprawdę potrzebowałam tego, aby móc się przejść i wszystko sobie na spokojnie poukładać.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz