Przyjemniejsze pomysły Jack'a na spędzenie tej nocy i według mnie były przyjemniejsze niż wizyta w Rezydencji. Tym bardziej, że teraz nawet ja miałam jej już trochę dość. Byliśmy już z powrotem w namiocie, na zewnątrz zaś panowała całkowita ciemność. Pozwoliłam sobie skierować się w stronę stołu tortur. Klown ruszył za mną, więc kiedy się odwróciłam, byliśmy ze sobą niemal twarzą w twarz. Tak jak kiedyś, przysiadłam na tymże stole i popatrzyłam z zaciekawieniem na Jack'a.
-To co teraz robimy?-spytałam, uśmiechając się przy tym lekko.
-My?-zapytał Jack.
-Tak, ja i ty. Ty i ja. Czyli my-odparłam, po czym odchyliłam się trochę, położyłam dłonie na stole za sobą i pozwoliłam sobie oprzeć się na rękach.
-Sam nie wiem...a na co byś miała ochotę?-spytał, po czym podszedł do mnie jeszcze bliżej, stanął miedzy moimi nogami i pochylił się nade mną.
-Może na to?-spytał, a następnie pocałował mnie. Swoje dłonie położył na mojej szyi, a potem zaczął nimi po niej błądzić. Po chwili poczułam, że Jack mocniej się nade mną pochyla. Niemal od razu się poddałam i pozwoliłam, aby moje ręce rozjechały się w dwie przeciwne strony. W konsekwencji położyłam się na tym stole do tortur, Jack z kolei nadal się nade mną pochylał i mnie całował. Czułem jego bliskość, ciepło jego ciała, jego usta przy moich ustach, jego ręce na moim ciele. Po jakimś czasie klown przerwał jednak pocałunek, odchylił się nieco i spojrzał na mnie.
-To jak? To może być?-zapytał. Przewróciłam oczami, po czym uniosłam się lekko, chwyciłam go za jego kołnierz z piór i przyciągnęłam z powrotem do siebie, a potem długo i namiętnie pocałowałam. Niestety naszą zabawę przerwał nam nagły hałas. Oderwaliśmy się od siebie. Jack wyprostował się i spojrzał w stronę, z której ów hałas dochodził, a ja podniosłam się z powrotem do pozycji siedzącej. Ujrzeliśmy stertę desek, przewróconych na ziemię, a między nimi jak gdyby nigdy nic spacerowały sobie szczury.
-Pieprzone szkodniki-powiedział Jack, po czym w jego dłoni pojawił się nóż. Następnie rzucił nim w zgraję tych zwierzątek, tak, że jednego z nich przebił na wylot i przybił nawet do ziemi. Zwierzątko zaczęło niemiłosiernie piszczeć, a jego wystraszeni towarzysze natychmiast uciekli.
-Ty to jednak dobrego masz cela-powiedziałam.
-Nic już na to nie poradzę, że jak strzelam, to zawsze trafiam-odparł Jack, a następnie odwrócił się w moją stronę i zaczął mnie całować po szyi, zjeżdżając stopniowo coraz niżej. Potem znowu się wyprostował, pchnął mnie z powrotem na stół i pochylił się nade mną, składając na moich ustach kolejny już, niezwykle delikatny pocałunek, który oczywiście odwzajemniłam.
~*~
Poczułam, jak ktoś z dużą mocą szarpie mnie. Na początku chciałam to olać, bo nadal czułam się jak bym była martwa, ale wtedy pomyślałam, że może coś się stało. Coś mi grozi. Zerwałam się jak najszybciej do pozycji siedzącej, przez co omal nie zderzyłam się głowami z Candy'em. Chwila...Candy? A co on robi w moim pokoju?-pomyślałam. Zaczęłam się rozglądać i zdałam sobie sprawę, że to wcale nie mój pokój. Tylko Candy'ego i Cane. A ja leżę na ich łóżku. W rozpiętej sukience, podartych rajstopach i bez butów?!-pomyślałam ze zgrozą, patrząc na siebie. Powoli wszystko do mnie docierało.
-Dobrze się czujesz?-spytał Candy, przekręcając lekko głowę. Popatrzyłam na niego i w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że przecież moja sukienka mi się zsunęła i jestem tylko w staniku. Od razu ją z powrotem ubrałam i zaczęłam zapinać. Co tu się stało?-pomyślałam, pełna najgorszych przeczuć.
CZYTASZ
Naprawię Cię
FanfictionZastrzegam, że to moja pierwsza "książka" na wattpadzie i pisana bardziej z chęci przekonania się, jak mi pójdzie. No i oczywiście z miłości do Laughing Jack'a... niech będzie, do innych creepypast trochę też. Zamiast pisać coś, co nic nikomu nie p...