Rozdział 70

142 8 2
                                    

Dzieciak zakręcił korbką od mojego pudełka. Dało się słyszeć moją ulubioną, najlepszą piosenkę "Pop! Goes the weasel", po czym moje pudełko otworzyło się. Byłam znów wolna! Natychmiast zmieniłam się w chmurę czarnego dumy i wydostałam na zewnątrz. Zmaterializowałam się przed zaskoczonym chłopcem.

-K-kim ty jesteś?-zapytał mocno zdziwiony.

-Jestem Laughing Jill! I pojawiłam się tutaj, żeby się z tobą zaprzy...poznać!-zawołałam na tyle radośnie, na ile mogłam. Uśmiechnęłam się przy tym, licząc na to, że naprawdę wyglądam tylko na zwykłą dziewczynę-klowna, tyle że bez kolorów, a nie na psychopatkę.

-Miło mi cię poznać. A ty jak masz na imię?-zapytałam, wyciągając w stronę dzieciaka dłoń, zakończoną oczywiście pazurami. Chłopiec zauważył to z przestrachem się cofnął.

-Dlaczego masz takie długie pazury?-spytał.

-Żeby...eee....Móc bronić...ciebie i siebie-odparłam na poczekaniu.

-Bronić? Przed czym?-zdziwiło się dziecko.

-Jak masz na imię?-powtórzyłam z uśmiechem, licząc na to, że uda mi się zająć jego myśli czymś innym.

-Mama nie kazała mi rozmawiać z nieznajomymi, a tym bardziej wpuszczać ich do domu-odparł.

-Nie wpuściłeś mnie do domu, tylko uwolniłeś z mojego pudełka, a to przecież różnica. I nie jestem obca, przecież się znamy. A właśnie, a pazury mam po to, żeby ci pomóc, jeśli ktoś zły będzie chciał dostać się do twojego domu albo zrobić ci krzywdę. Obronię cię wtedy-wymyśliłam to wszystko na poczekaniu. Że też dałam się namówić Jack'owi na tę farsę. Co nam obu, zwłaszcza jemu, strzeliło do tych łbów?-pomyślałam ze złością. W tym czasie chłopiec przez chwilę przyglądał mi się podejrzliwie, po czym jego twarz rozpogodziła się. W końcu nawet uśmiechnął się do mnie.

-Jestem Andrew-powiedział.

-Andrew...A gdzie są twoi rodzice?-zapytałam.

-W pracy, jak zawsze. Po szkole zawsze sam wracam do domu, jem jakieś kanapki, robię lekcję... Czasem, jak nie zasnę, to pogadam z nimi wieczorem, kiedy wrócą-odparł chłopiec. Miał jakieś siedem lat. Rodzice nie powinni zostawiać go samego, a wkrótce już przekonają się dlaczego.

-W takim razie musisz się strasznie nudzić przez cały dzień! Ale teraz będziemy mogli się razem bawić!-zawołałam radośnie.

-Super! A w co się pobawimy?-zapytał chłopiec.

-Może...lubisz baloniki w kształcie zwierzątek?-zapytałam. Andrew aż rozszerzyły się oczy.

-Pewnie!-zawołał. Zaśmiałam się, a on po chwili do mnie dołączył, chociaż pewnie zupełnie nie wiedział, o co chodzi.

~*~

-Myślałem, że podzielisz się ze mną-powiedział Jack, rozglądając się po pokoju, obecnie całym ubrudzonym krwią.

-Czym?-zdziwiłam się.

-Dzieckiem-wyjaśnił.

-W sensie?

-W sensie to był mój pomysł, żebyś wróciła do pudełka i dała się znaleźć jakiemuś dzieciakowi. I w razie niepowodzenia to ja cię miałem potem uwolnić, więc liczyłem, że choć ty jesteś wykonawcą, to docenisz pomysłodawcę, i wykończymy dzieciaka razem-odparł klown.

-Zazdrosny, że ja miałam frajdę, a ty nie?-spytałam z uśmiechem. W odpowiedzi Jack tylko westchnął, po czym kopnął lekko kawałek ręki, którą wcześniej odcięłam Andrew.

Naprawię CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz